sobota, 28 lutego 2015

Stosunki wyznaniowe w Księstwie Cieszyńskim

wyklSzym-3929_bt_iCIESZYN / Wykład na temat stosunków wyznaniowych w Księstwie Cieszyńskim wygłosił w ramach spotkania Uniwersytetu III Wieku w Domu Narodowym prezes Kongresu Polaków Józef Szymeczek. Szczególnie dużo uwagi poświęcił kościołom wywodzącym się z tradycji ewangelickiej.
We wstępie podkreślił, że wKsięstwie Cieszyńskim panowały nieco inne stosunki wyznaniowe, niż na terenach polskich i czeskich, gdyż Ziemia Cieszyńska rozwijała się w swoistej autonomii. Omówił więc po krótce historię Księstwa Cieszyńskiego.
Nadmienił, iż w połowie XVI wieku książęta cieszyńscy przyjęli protestantyzm, który rozwinął się w całym Księstwie Cieszyńskim. Podkreślił, że obecność ewangelików była na naszych terenach widoczna w każdej epoce i rozwijała się tolerancja, której nie było gdzie indziej. Kolejnym wyznacznikiem, na który zwrócił uwagę, była rozwinięta oświata.
wyklSzym-3915_bt_iZauważył jednak, ze owa tolerancja religijna nie obowiązywała wszystkich, a jedynie ewangelików i helweckich ewangelików, czyli wyznawców kościoła kalwińskiego, dopiero później żydów.
- Dla czeskich ewangelików nie było to jednak zwycięstwo. Oni chcieli wyznawać według czeskiej, a nie augsburskiej konfesji – stwierdził Szymeczek zauważając, że do teraz w czechach istnieje kościół czeskobraterski, a nie luterski. Natomiast do Cieszyna na nabożeństwa przychodzili także Morawiacy, gdyż na Morawach nie było takiej tolerancji religijnej, jak na Śląsku Cieszyńskim.
Podczas wykładu nie zabrakło także anegdot. Opowiadał historię z uczelni, gdzie uczy przyszłych WF-istów, których, jak przyznał, wiedza historyczna i religijna niezbyt interesują.
Jeden ze studentów opowiedział mu, jak podczas meczu brazylijski piłkarz Kaká mając strzelić karny długo się wstrzymywał. Zapytany podczas konferencji prasowej dlaczego odparł, że się modlił. Na dociekania dziennikarza o co odpowiedział, że o to, żeby mu Pan Bóg wybaczył, że tak bardzo chce strzelić ten niepotrzebny nikomu, niepotrzebny dla Zbawienia, głupi gol.
– Wtedy pomyślałem, że brzmi to zupełnie tak, jakby Kaká czytał kazania naszych cieszyńskich pietystów – stwierdził Szymeczek. Kiedy poszukał informacji na temat życiorysu piłkarza okazało się, iż Kaká wyrastał w Brazylii w zborze założonym przez czeskobraterskich luteran ze Śląska Cieszyńskiego.
Szymeczek podkreślił też, że dzięki specyfice Ziemi Cieszyńskiej, tutejsi ewangelicy nieśli żywioł polski w odróżnieniu od zgermanizowanych ewngelików na innych ziemiach polskich.
(indi)

piątek, 27 lutego 2015

850 kart historii czynu legionowego

AlbLegionyPol-4999_bt_iCIESZYN / – Nie jestem rzeźbiarzem. Nie umiem wyrzeźbić pomnika. Ale staram się wydawać książki, które są pomnikami – stwierdził Adam Borowski, legenda „Solidarności”, wydawca albumu pt. „Legiony Polskie 1914-1918” podczas spotkania, jakie zorganizowano w piątkowe popołudnie 20 lutego w Książnicy Cieszyńskiej.
W pierwszej części spotkania Adam Borowski ubolewał nad czytelnictwem młodych pokoleń, ale także nad brakiem polityki historycznej rządu zmierzającej do propagowania wiedzy i zainteresowania bohaterami narodowymi takimi, jak legioniści. Zauważył jednak, ze ostatnimi czasy udało się przywrócić pamięć żołnierzy wyklętych, czas więc teraz na przywracanie pamięci czynu legionowego.
- Tak, jak są grupy rekonstrukcyjne żołnierzy wyklętych, tak powinny być grupy rekonstrukcyjne legionowe – podsunął pomysł Adam Borowski.
Współautor albumu historyk Wiktor Cygan opowiedział o pracy nad albumem, a także przekazał garść wiedzy o Legionach. Wspominał postaci związane z naszym terenem, jak Tadeusz Farny z Nawsia.
Wyjaśnił też zawiłości funkcjonowania organizacyjnego Legionów. Była to bowiem bardzo dziwna formacja. Pierwsza Brygada powstała z oddziałów strzeleckich. Piłsudski wprowadził zmiany w umundurowaniu, stopniach wojskowych, panował chaos organizacyjny i formalny. Wszyscy jednak ramię w ramię walczyli o Polskę – kraj, którego nie było wówczas na mapach.
- W Legionach służyli analfabeci, profesorowie, artyści – wyjaśniał historyk zdradzając, że niektórzy spośród walczących o Polskę legionistów nawet nie mówili po polsku. W Legionach byli także poeci i pisarze. Ich wspomnienia znakomicie uzupełniają omawiany album.
Licząca ponad 850 stron publikacja zawiera 1700 fotografii, z czego część nigdy wcześniej nie była publikowana, kopie dokumentów, mapy i ryciny. Jest też kilkaset biogramów oficerów, fragmenty przemówień, rozkazów, wspomnień, pamiętników i listów legionistów, rodowody pułków oraz szczegółowe kalendarium.
(indi)

Przez piwo do wiedzy

RebelBeerTout-5131_bt_iZAOLZIE / Cała wycieczka górnoślązaków zdobyła podstawową wiedzę o Zaolziu dzięki zorganizowanej przez Dariusza Zalegę wycieczce Rebel beer tour szlakiem słynnego śląskiego zbójnika Ondraszka.
Pretekstem do podjęcia tej tematyki była 300. rocznica śmierci Ondraszka. Jak podkreśla prowadzący w Katowicach Hospodę Dariusz Zalega współcześni ludzie rzadko bywają zainteresowanie wycieczkami stricte edukacyjnymi. Natomiast połączenie wyprawy szlakiem gospód z wycieczką krajoznawczą cieszy się sporym powodzeniem.
Choć jego klienci to w większości osoby zainteresowane poznawaniem czeskiej kultury, on sam interesując się problematyką mniejszości polskiej na Zaolziu sprytnie przemyca podczas organizowanych przez siebie imprez wiedzę na temat Zaolzia.
Podczas sobotniej wycieczki zwiedzono Karczmę Jaszowską w Cierlicku, czyli najstarszą nieprzerwanie działającą od XIII w karczmę na Śląsku, Hostinec Ondraš w Janovicach, skąd pochodził nasz zbójnik, gospodę U Zajica w Gnojniku, gdzie leją piwo z minibrowaru Trzycież, a wreszcie browar Sachsenberg w Czeskim Cieszynie.
Nie zabrakło także podziwiania panoramy Beskidu Śląsko-Morawskiego i Zagłębia Karwińskiego z wieży widokowej. Pełniący również funkcję przewodnika Dariusz Zalega przekazał nieco wiedzy o Zaolziu. (indi)

Psałterz na pięć głosów

Inkunabuły w zbiorach Muzeum Śląska Cieszyńskiego były tematem drugiego w tym roku wykładu zorganizowanego przez Muzeum Śląska Cieszyńskiego w ramach cyklu ''Spotkań Szersznikowskich''. O starodrukach szczególnie dużo uwagi poświęcając jednemu, ''Quincuplum Psalterium'' opowiedział zebranym Maksymilian Kapalski.
Psałterz na pięć głosówWykład wygłosił Maksymilian Kapalski, fot. indi
Na wstępie wykładu prelegent wyjaśnił, co to są inkunabuły. Najstarsze drukowane książki przypominały szatą graficzną i czcionką rękopiśmienne. Samo słowo pochodzi z łaciny, gdzie oznacza powijaki, pieluszki. Starodruki znajdujące się w zbiorach Muzeum Śląska Cieszyńskiego pochodzą z bogatej kolekcji Bruno Konczakowskiego. Podzielić je można na 5 grup: filozofia średniowieczna, teologia, oraz astronomia. Są też kazania i żywoty świętych, w tym „Złota Legenda”, czyli najstarszy i najpopularniejszy w średniowieczu spis żywotów świętych. Jest też w zbiorach Muzeum Mszał Krakowski – jeden z najstarszych druków polskich. Maksymilian Kapalski omówił po krótce wszystkie 21 inkunabułów ze zbiorów Muzeum pokazując je na slajdach. Trzy zaś wystawione były w gablocie.

W drugiej części wykładu prelegent skupił się na jednej, wybranej książce. Jest to najrzadziej spotykany inkunabuł. – Pewnie jest ich więcej, ale dotychczas naliczyłem ich na świecie siedem – zauważył Kapalski. Wytłumaczył także, jaka jest różnica pomiędzy księgą psalmów a psałterzem. Ten drugi jest czymś więcej, aniżeli zbiorem tekstów psalmów, zawiera bowiem ponadto komentarze. „Quincuplum Psalterium”, jak zatytułowane jest po łacinie omawiane dzieło, to psałterz, w którym pomieszczono pięć różnych tłumaczeń tego samego psalmu. „Psałterz na pięć głosów” to dość swobodne tłumaczenie na polski słowa łacińskiego, które w naszym języku nie ma adekwatnego odpowiednika.
(indi)

''Klęcząc na grochu wiersza''

Poetycki nastrój panował w środowe popołudnie 25 lutego w klubie Nasz Kącik w COK Dom Narodowy w Cieszynie. Swymi wierszami ze słuchaczami podzieliła się Beata Kalińska.
''Klęcząc na grochu wiersza''Beata Kalińska czytała swe wiersze, fot. indi
Poetka - szefowa Grupy Literackiej Nawias przy ZNP w Cieszynie, członkini Górnośląskiego Towarzystwa Literackiego i Nauczycielskiego Klubu Literackiego w Katowicach, pomysłodawczyni i współorganizatorka Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego „ O Złotą Wieżę Piastowską” na co dzień uczy w Gimnazjum nr 1 w Cieszynie… biologii. Poezja jest więc jej zupełnie pozazawodową pasją, sposobem na oderwanie się od codzienności. Jednak i w szkole, w której uczy biologii, prowadzi też szkolny teatr. Jest laureatką kilkudziesięciu konkursów poetyckich. Jej wiersze znajdziemy w biuletynach pokonkursowych, antologiach i almanachach oraz autorskich tomikach: „Chwilobranie”, „Znajdziesz mnie w wierszu” i „Sennik kobiecy”.

środa, 25 lutego 2015

GL z 24.02.15 s. 6



Trzyniecki Hutnik z 25.02.15, s.6




Festiwal górski na cieszyńskim UŚ

Miłośnicy wycieczek górskich powinni zarezerwować sobie czas w dniach 3-4 marca. Międzywydziałowy Studencki Klub Górski działający na Uniwersytecie Śląskim w Cieszynie organizuje bowiem FESTIWAL GÓRSKI ''SZLAKIEM NA GRANI(CY)''.
Podczas dwudniowego wydarzenia odbędą się warsztaty przygotowujące do wycieczek górskich prowadzone przez doświadczonych przewodników beskidzkich. Ich uczestnicy dowiedzą się m.in. jak orientować się w terenie górskim oraz jak zadbać o bezpieczeństwo swoje oraz innych uczestników wycieczek.
W pierwszy dzień będzie można posłuchać opowieści i zobaczyć zdjęcia Aleksandry Ginter, która wyruszyła na Islandię, by podziwiać tamtejsze wulkany, wodospady i wytropić maskonury. Michał Słowioczek zabierze uczestników festiwalu do Ekwadoru, by opowiedzieć o wyprawie na szczyty wulkanów Cotopaxi (5 897m n.p.m), Chimborazo (6310 m n.p.m.) i Ilinizas (5125 m n.p.m.), a Agnieszka Matusiak zaprezentuje zdjęcia z wędrówek po górach m. in. Chin, Tadżykistanu, Iranu i Libanu.
Drugi dzień oprócz warsztatów wypełnią prezentacje filmów górskich m.in. Marcina Furtaka, Jerzego Surdela, Piotra Snopczyńskiego. Festiwalowi towarzyszyć będzie wystawa pt. "Górami przez życie", na którą składać się będą zdjęcia członków Klubu Fotograficznego START z Cieszyna.

Festiwal odbędzie się na Wydziale Etnologii i Nauk o Edukacji, a udział w warsztatach i innych wydarzeniach festiwalowych jest bezpłatny.
PROGRAM FESTIWALU:
3 MARCA (WTOREK)
16.00 – Warsztaty: Henryk Więzik (Koło Przewodników Beskidzkich i Terenowych PTTK w Cieszynie) „16 T-shirtów w plecaku? Jak przygotować się do wyjścia w góry” (SALA 02)
17.00 – Otwarcie festiwalu, prezentacja Międzywydziałowego Studenckiego Klubu Górskiego „Bukowe Czuby”, otwarcie wystawy „Górami przez życie” (Klub Fotograficzny START z Cieszyna), otwarcie konkursu fotograficznego
(SALA KONFERENCYJNA)
18.00 – Aleksandra Ginter: „Islandia - na tropie maskonura”
19.00 – Michał Słowioczek: „Ze śląskiej hołdy na wulkany Ekwadoru”
20.00 – Agnieszka Matusiak: „Kalejdoskop górski. Od Muztagh Aty po Pico Turquino”

4 MARCA (ŚRODA)
17.00 – Warsztaty: Tomasz Bochenek (Studenckie Koło Przewodników Górskich „Harnasie” z Gliwic) „Jak nie zabłądzić w górach - warsztaty z orientacji i nawigacji” (SALA 02)
18.00 – Pokazy filmów górskich (SALA KONFERENCYJNA)
W programie m.in.:
„Dzień dobry, cześć” (reż. Andrzej Szypulski)
„Chińskie Giganty - Korona Podziemi” (reż. Marcin Frutak)
„Tryptyk Tatrzański” (reż. Jerzy Surdel)
„Człowiek z Wapienia”(reż. Marcin Furtak, Zenon Kondratowicz)
Filmy Piotra Snopczyńskiego
21.00 – Zakończenie festiwalu i ogłoszenie wyników konkursu fotograficznego
21.30 – Afterparty w górskich klimatach w Klubie Studenckim Panopticum

W Książnicy o Legionach

Ciekawe spotkanie zorganizowano w miniony czwartek (20 lutego) w Książnicy Cieszyńskiej. Tym razem zaprezentowano książkę traktującą o historii nieco nowszej, bo legionowej. Gośćmi spotkania byli wydawca albumu pt. ''Legiony Polskie 1914-1918'' Adam Borowski, legenda ''Solidarności'' oraz współautorzy albumu: prof. Wiesław Wysocki oraz Wiktor Cygan. Wśród słuchaczy nie zabrakło osób zainteresowanych historią z Burmistrzem Cieszyna Ryszardem Macurą na czele.
W Książnicy o Legionachfot. indi
Podczas spotkania zaprezentowano liczący ponad 850 stron album, w którym pomieszczono około 1700 fotografii, z czego część nigdy wcześniej nie była publikowana, kopie dokumentów, mapy i ryciny. Jest też kilkaset biogramów oficerów, fragmenty przemówień, rozkazów, wspomnień, pamiętników i listów legionistów, rodowody pułków oraz szczegółowe kalendarium.

Na początku spotkania wydawca prowadzący Oficynę Wydawniczą Volumen, sięgającą tradycjami wydawnictw podziemnych PRL-owskiej Polski, Adam Borowski podzielił się ze słuchaczami refleksją na temat stanu czytelnictwa w Polsce. Gorzko rozwodził się nie tylko nad niewielkim zamiłowaniem do czytania wśród przedstawicieli młodszych pokoleń Polaków, ale także nad polityką, a raczej zupełnym brakiem polityki historycznej obecnej władzy. Ubolewał nad faktem, iż nikt w ministerstwie nie był zainteresowany albumem o Legionach mimo przypadającej na ubiegły rok setnej rocznicy ich formowania się. - Walka o powrót żołnierzy wyklętych została wygrana i obecnie jest to najbardziej społecznie obchodzone święto – zauważył dodając, że teraz czas na przywrócenie narodowej pamięci czynu legionowego. Z ubolewaniem wspomniał, jak w jednej z księgarni na półce naliczył 58 pozycji o tematyce nazistowskiej, natomiast nie znalazł ani jednej o legionach i dopiero po zapytaniu księgarki dowiedział się, że jest jedna 200 stronicowa książeczka, nie ma jej jednak na stanie i musiałaby dopiero zamówić. - Odwojowaliśmy żołnierzy wyklętych i powinniśmy też odwojować pokolenie legionowe. Tak, jak są grupy rekonstrukcyjne żołnierzy wyklętych, tak powinny być grupy rekonstrukcyjne legionowe – podsunął pomysł Adam Borowski. Podkreślał, że siłą wydanego przez niego albumu są biogramy legionistów. Wspominał m.in. taką postać, jak Stanisław Kaszubski, który stojąc pod szubienicą i mając propozycję darowania życia w zamian za wstąpienie do wojska carskiego odmówił. - Nie jestem rzeźbiarzem. Nie umiem wyrzeźbić pomnika. Ale staram się wydawać książki, które są pomnikami – przyznał.

Historyk Wiktor Cygan opowiedział o pracy nad albumem, a także przekazał garść wiedzy o Legionach. Wyjaśnił, że w Legionach był pełen przegląd ówczesnego społeczeństwa pod każdym względem. Najmłodszy legionista był z rocznika 1905, najstarszy 1848. Służyli w Legionach ramię w ramię analfabeci, profesorowie, artyści. – Co łączyło profesora uniwersytetu i analfabetę? Miłość do kraju, do Polski, kraju, którego nie było na mapach – wyjaśniał historyk, zdradzając, że niektórzy spośród walczących o Polskę legionistów nawet nie mówili po polsku. Wyjaśnił także zawiłości funkcjonowania organizacyjnego Legionów. Była to bowiem bardzo dziwna formacja. Pierwsza Brygada powstała z oddziałów strzeleckich. Piłsudski wprowadził zmiany w umundurowaniu, stopniach wojskowych, panował chaos organizacyjny i formalny.

Na koniec historycy stwierdzili, że powinniśmy wszyscy zainteresować się historią Legionów, gdyż chyba każdy z nas miał bliższego lub dalszego przodka, którego życiorys związany był z Legionami. Wywiązała się też dyskusja na temat postaw patriotycznych młodych pokoleń. Można też było obejrzeć i zakupić album. Wydawca zdradził, że planuje wydać także książki o obrońcach Lwowa czy album o członkach Polskiej Organizacji Wojskowej.

(indi)

poniedziałek, 23 lutego 2015

Puchar Doliny Leśnicy

W niedzielę, 22 lutego w Ośrodku Narciarskim Dolina Leśnicy w Brennej rozegrano drugie w tym sezonie zawody z cyklu Pucharu Beskidzkich Groni organizowanego przez Uczniowski Klub Sportowy Brenna-Górki.
Puchar Doliny LeśnicyZwyciężczynie kategorii klas I-II, fot. indi
Zawodnicy startowali w grupach wiekowych od przedszkolaków, aż do 50+. Najlepsi w swoich kategoriach otrzymali dyplomy i puchary. Wyniki indywidualne niedzielnych zawodów podane są tutaj . Ponadto organizatorzy Pucharu Beskidzkich Groni prowadzą klasyfikację rodzinną. Wyniki tutaj .

Kolejne, ostatnie już w tym sezonie zawody z cyklu Pucharu Beskidzkich Groni planowane są na 1 marca. Rywalizacja toczyć się będzie na stoku Starego Gronia w Brennej centrum, a zawody połączone będą z zawodami O Puchar Wójta Gminy Brenna. Start jak zwykle o 11.00. Zgłoszenia można dokonywać w dniu zawodów w biurze zawodów zlokalizowanym w bezpośrednim sąsiedztwie mety, od godz. 9:00 – 10:00. Warto pamiętać, że warunkiem dopuszczenia do zawodów zawodników niepełnoletnich jest przedstawienie w biurze zawodów aktualnej legitymacji szkolnej oraz zgody rodziców, a do startu dopuszczane będą jedynie osoby z prawidłowo założonymi kaskami narciarskimi.
(indi)

Wiślańska biblioteka o Zaolziu

W Wiśle o Zaolziu


WISŁA / Wieczorek zaolziański zorganizowała w czwartkowe popołudnie 19 lutego Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Śniegonia w Wiśle. Gośćmi byli poeta Marek Słowiaczek z Boconowic oraz dziennikarz Jarosław jot-Drużycki z Warszawy.
Autor tomiku poezji „Cisza skrzydeł” oraz autor zbioru reportaży „Hospicjum Zaolzie” dyskutowali na temat współczesnego Zaolzia. Mimo, iż obaj autorzy mają odmienne zapatrywanie na poruszane kwestie, w wielu tematach byli nad wyraz zgodni.
Moderująca spotkanie Renata Czyż, dyrektor biblioteki, na wstępie zauważyła, że etnograf i dziennikarz Jarosław jot-Drużycki już w samym tytule swej książki „Hospicjum Zaolzie” zawarł tezę, iż polskość na Zaolziu umiera, a poeta Marek Słowiaczek jest żywym zaprzeczeniem tejże tezy.
Obaj wskazali jednak na pewne te same kwestie. Obaj na przykład zwrócili uwagę na brak kontaktu zaolziaków ze współczesnym nie tylko językiem polskim, ale i całą polską kulturą, popkulturą.
– Studiując w Krakowie miałem to szczęście, że w akademiku mieszkałem z Polakiem z Polski, a nie z Zaolzia. Ale ci, którzy przebywali w swym własnym, zaolziańskim środowisku często po pierwszym roku rezygnowali nie potrafiąc odnaleźć się w polskiej kulturze, odstając od Polaków z Polski językowo – zauważył Słowiaczek.
– Na Zaolziu czas jakby się pod względem kultury zatrzymał. Nie ma na Zaolziu imprezy bez „Budki Suflera”, ale mało kto zna współczesnych piosenkarzy. Zaolziańscy Polacy mają komputery czy komórki z czeskim systemem operacyjnym, a przecież wystarczyłoby przełączyć na polski kilkoma kliknięciami – zauważał Drużycki dochodząc do wniosku, że Polacy na Zaolziu tak de fakto żyją w czeskiej kulturze.
Opowiadał, jak kiedyś przypadkowo spotkany, mieszkający 5 km od granicy Polak zapytał „czy wy też tam w Polsce macie euro?”. Niewiedza taka dobitnie świadczy o tym, że Zaolziacy Polską się nie interesują. Słowiaczka z kolei zapytał kiedyś w Polsce dziennikarz, skąd tak dobrze mówi po polsku.
– Wściekłem się wtedy. Czy Polakowi z Kresów też zadano by takie pytanie? Nie. Bo o Polakach z Kresów się mówi, a o Zaolziakach nawet miejscowa regionalna prasa bywa, że napisze „polonia” – zauważył Słowiaczek.
Zauważył też, że kiedy była granica, kiedy nie wolno było jej przekraczać, to zaolziańskie środowisko literackie utrzymywało bardziej aktywny kontakt z Polską, aniżeli ma to miejsce teraz. Zwrócił też uwagę na fakt, że na Zaolziu ogromną rolę odgrywa kult folkloru, który w pewnym momencie stanął na równi z polskością.
Drużycki zwrócił też uwagę na fakt, że Słowiaczek jako zaolziański poeta musi tłumaczyć się z tego, że w jego poezji nie ma atrybutów Zaolzia. – A przecież poeta z Gdańska nie musiałby tłumaczyć się, że w jego poezji nie ma stoczni – zauważył.
W dyskusji pochodząca z Lubelszczyzny żona Słowiaczka stwierdziła, że choć faktycznie Polska o Zaolziu zapomniała, to i zaolziańscy Polacy zapominają o Polsce i w zasadzie należałoby się zastanowić, czy to Polacy na Zaolziu mają krzyczeć „my tu jesteśmy”, czy może to Polska powinna zauważyć, że na Zaolziu są Polacy. Pytanie pozostało otwarte, choć raczej wszyscy zgodnie doszli do wniosku, że zainteresowanie powinno być obustronne. (indi)
-----------------------

Wiślańska biblioteka o Zaolziu

Sporo o współczesnym Zaolziu dowiedzieli się ci, którzy w czwartkowe popołudnie 19 lutego przyszli do Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Jana Śniegonia w Wiśle. Gośćmi zorganizowanego tam ''Wieczorku zaolziańskiego'' byli poeta Marek Słowiaczek z Boconowic oraz dziennikarz Jarosław jot-Drużycki z Warszawy.
Wiślańska biblioteka o ZaolziuW wieczorku zaolziańskim w wiślańskiej bibliotece udział wzięli Jarosław jot-Drużycki i Marek Słowiaczek, fot. indi
Prowadząca spotkanie Renata Czyż, dyrektor biblioteki przedstawiła obu autorów. Na wstępie zauważyła, że etnograf i dziennikarz Jarosław jot-Drużycki już w samym tytule swej książki „Hospicjum Zaolzie” zawarł tezę, iż polskość na Zaolziu umiera, podczas gdy poeta Marek Słowiaczek, który w grudniu zeszłego roku wydał swój pierwszy tomik poezji „Cisza skrzydeł”, jest żywym zaprzeczeniem tejże tezy. Okazało się jednak, iż obaj autorzy w pewnych dotyczących stanu polskości na Zaolziu kwestiach mają podobne spostrzeżenia. Obaj zwracali przede wszystkim uwagę na brak kontaktu mieszkających po obu stronach granicy państwowej Polaków pomiędzy sobą. – Na Zaolziu czas jakby się pod względem kultury zatrzymał. Nie ma na Zaolziu imprezy bez „Budki Suflera”, ale mało kto zna współczesnych piosenkarzy. Zaolziańscy Polacy mają komputery czy komórki z czeskim systemem operacyjnym, a przecież wystarczyłoby przełączyć na polski kilkoma kliknięciami – zauważał Drużycki dochodząc do wniosku, że Polacy na Zaolziu żyją w czeskiej kulturze. Opowiadał, jak kiedyś przypadkowo spotkany, mieszkający 5 km od granicy Polak zapytał „czy wy też tam w Polsce macie euro?”. Niewiedza taka dobitnie świadczy o tym, że Zaolziacy Polską się nie interesują.
Spostrzeżenia te potwierdził Słowiaczek. Studiował on w Krakowie i wspomina, iż jego rodacy z Zaolzia na studiach w mieście Kraka mieli poważne problemy zarówno językowe, jak i wynikające z nieznajomości współczesnej kultury polskiej. Ironią jest fakt, iż, jak zauważył Słowiaczek, gdy granicy państwowej nie wolno było przekraczać, to zaolziańskie środowiska literackie miały stały kontakt ze środowiskami literackimi w Polsce, wydawano w Polsce utwory zaolziańskich autorów, a Zaolziacy sięgali po polską literaturę współczesną. Teraz, gdy granica stoi otworem i nikt kontaktów nie zabrania, praktycznie ich nie ma.

Renata Czyż zauważyła, że poezja Słowiaczka nie jest ludowa. Poeta przyznał, że nigdy nie napisał ani jednego utworu gwarą, ani jednego też po czesku. - Zawsze było mi bliżej do polskości, niż do ludowości. Może to kwestia wychowania w rodzinie. Mama jest z Trzyńca, tata z Boconowic. To 10 km, a różnice językowe już były widoczne – stwierdził poeta, który nie tylko posługuje się literacką polszczyzną, ale także w swych wierszach nie eksponuje atrybutów zaolziańskości. Wydana przez niego książka to to tomik poetycki z Zaolzia, w którym nie ma Zaolzia. Nie ma w jego wierszach Gutów, Kozubowej, kopalnianych szybów Zagłębia Karwińskiego. Tematyka jego wierszy jest bardzo osobista.
- Nigdy nie chciałem literacko być związany z ziemią, choć nie wypieram się, skąd jestem – wyjaśniał Słowiaczek. - To ciekawe, że poeta z Zaolzia musi tłumaczyć się przed czytelnikami, że w jego utworach nie ma Zaolzia, podczas gdy poeta z Gdańska nie musiałby tłumaczyć się, że w jego poezji nie ma stoczni – zauważył Drużycki.

Jedna ze słuchaczek zapytała poetę, jakim językiem mówi on na co dzień. Otóż okazało się, że wymiennie, w zależności od potrzeb, trzema. W pracy po czesku, w sklepie czy urzędzie zawsze zaczyna rozmowę po naszymu, a jeżeli nie da się dogadać gwarą, to dopiero wówczas przechodzi na czeski, w domu natomiast używa literackiego języka polskiego. Podał też ciekawy przykład. Otóż przyszedł kiedyś do urzędu. Mówił po polsku, a urzędniczka do niego po czesku. Za dwa dni spotkał ją na ulicy i rozmawiał z nią po naszymu. Kiedy na drugi dzień przyszedł do urzędu, ona znów mówiła do niego czysto po czesku. Natomiast obecna na spotkaniu żona, polka pochodząca z głębi Polski, z lubelszczyzny zauważyła, iż zdarzają się sytuacje, że ten sam urzędnik do męża Zaolziaka zwraca się po czesku, podczas gdy z nią rozmawia tak, jak umie, starając się po polsku.

Mocno akcentowanym zarówno przez bohaterów spotkania, jak i słuchaczy tematem była niewiedza Polaków z Polski o Polakach z Zaolzia, ale też Polaków z Zaolzia o Polsce. Odbierający edukację w Polsce Jarosław Drużycki i Monika Słowiaczek zgodnie stwierdzili, że na lekcjach historii uczono ich o Kresach Wschodnich, ale o Zaolziu nie. - Ale w tym miejscu powinniśmy się zastanowić, czy to Polacy z Zaolzia mają krzyczeć „my tu jesteśmy!”, czy może to Polska powinna zauważyć, że na Zaolziu są Polacy? – zastanawiała się Monika Słowiaczek.

Niewątpliwie spotkania takie, jak to zorganizowane przez wiślańską bibliotekę, są pewnego rodzaju zaczątkiem otwierania się w jedną i drugą stronę, a autorzy tacy, jak Marek Słowiaczek i Jarosław jot-Drużycki mają spore zasługi dla poszerzania wiedzy Polaków z Polski i Polaków z Zaolzia o sobie nawzajem.
(indi)







Zwiedzili Zaolzie

Miłośnicy czeskiej kultury i czeskiego piwa z Katowic i okolic wybrali się w sobotę, 21 lutego, na kolejną zorganizowaną przez Dariusza Zalegę prowadzącego w Katowicach Hospodę, czyli lokal, do którego ściągają miłośnicy czeskiego piwa i czeskiej kultury, wycieczkę w ramach imprezy nazwanej Rebel beer tour.
Zwiedzili ZaolzieZwiedzanie rozpoczęto od Cierlicka, fot. indi
Wyjazd był doskonałą okazją do poznania zaolziańskiej części Śląska Cieszyńskiego. Oprócz mini browaru w Mistku, leżącego już poza historycznymi granicami Śląska Cieszyńskiego, wszystkie odwiedzone miejsca leżą na Ziemi Cieszyńskiej.
Dzisiaj ludzie chcą zarówno coś zobaczyć, zwiedzić, jak i miło i zabawowo spędzić czas. Dlatego wycieczka stricte krajoznawcza, edukacyjna, nie cieszyłaby się takim zainteresowaniem, jak wyjazd szlakiem lokalnych browarów, przy okazji którego można przekazać sporo wiedzy o regionie – wyjaśnia organizator.

Wycieczkę nazwano "szlakiem Ondraszka" w nawiązaniu do 300-setnej rocznicy śmierci legendarnego zbójnika z naszych terenów. Wpierw zwiedzono zajazd w Cierlicku swą historią sięgający XIII wieku i od tegoż czasu nieprzerwanie funkcjonujący jako karczma. Następnie wycieczka udała się do Staříč, by podziwiać panoramę Beskidu Śląskiego i Śląsko-Morawskiego z wieży widokowej. Zatrzymali się także już poza Śląskiem Cieszyńskim, w Mistku, którego to miasta historia jest bardzo podobna do historii Bielska-Białej. Jest ono bowiem zlepkiem administracyjnym dwóch niegdyś samodzielnych miast należących historycznie do dwóch różnych regionów. Tak, jak Bielsko należało do Śląska Cieszyńskiego, a Biała do Małopolski, tak Frydek należał do Śląska Cieszyńskiego, Mistek zaś do Moraw. Wszystkie te informacje organizator występujący także w roli przewodnika przekazywał podczas drogi, dzięki czemu wycieczka przyczyniła się do lepszego poznania Śląska Cieszyńskiego przez uczestniczących w niej górnoślązaków. Kolejnymi przystankami na szlaku były Hostinec Ondraš w Jankovicach, skąd pochodził zbójnik Ondraszek, tradycyjna czeska hospoda „U Zajica” w Gnojniku, gdzie leją piwo z minibrowaru Trzycież. Cała wycieczka skończyła się w gospodzie pivovaru Sachsenberg w Czeskim Cieszynie.

Kolejną imprezą poszerzającą wiedzę górnoślązaków o naszym regionie będzie czwartkowe (26 lutego o godzinie 19:00) spotkanie autorskie z Andrzejem Drobikiem, autorem książki „Rozmowy o Śląsku Cieszyńskim” i Jarosławem jot-Drużyckim, autorem książki „Hospicjum Zaolzie” w Hospoda Katowice (Gliwicka 6/I, 40-079 Katowice)

(indi)




Uczniowie w Czeskim Cieszynie balowali

CZESKI CIESZYN / Ostatnią niedzielę karnawału na baliku szkolnym spędzili uczniowie I stopnia PSP w Czeskim Cieszynie. Balik dla uczniów, jak to jest w zwyczaju już od lat, przygotowali rodzice czwartoklasistów.
Tematem tegorocznego baliku był las. Wszystko więc, od scenerii, wystroju sali, poprzez tematykę programu artystycznego, na strojach obsługi bufetów i stanowisk, a także np. samego dyrektora, utrzymane było w leśnej konwencji. Rodzice przygotowali całe zaplecze techniczne, od podłączenia kabli do sprzętu nagłaśniającego, poprzez stanowiska z zabawami dla małych balowiczów, po pieczenie ciast, robienie kanapek, bigosu i obsługę bufetów.
Balik rozpoczął się od programu artystycznego. Wpierw wystąpili rodzice, którzy odegrali bajkę o Czerwonym Kapturku. Później swoje przedstawienia zaprezentowali uczniowie poszczególnych klas.
Program z uczniami przygotowali wychowawcy. Zadanie niełatwe, gdyż w występach biorą udział całe klasy. Trzeba wymyślić taki scenariusz występu, by zaangażować doń całą około dwudziestoosobową klasę. Po występach przyszedł czas na gry i zabawy na przygotowanych dla dzieci stoiskach z najrozmaitszymi atrakcjami.
(indi)

Cieszyńskie prezentuje się w stolicy

Wystawę fotografii krajoznawczej ''Cieszyńskie bez granic'' będącą efektem zorganizowanego przez Klub Fotograficzny ''START'' przy oddziale PTTK ''Beskid Śląski'' w Cieszynie konkursu fotograficznego o tymże tytule z Biblioteki Miejskiej w Cieszynie przeniesiono do stolicy. Obecnie prezentowana jest w siedzibie Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego w Warszawie przy ul. Senatorskiej 11 na I piętrze.
Wystawę zawieźli do Warszawy i rozwiesili członkowie KF „START”. Prezentowana będzie w stolicy do 9 marca. Zdjęcia ukazujące piękno naszej ziemi prezentowane w stolicy są doskonałą promocją regionu. Mimo tematu zawężonego do jednego regionu, zdjęcia są bardzo różnorodne. Jedne przedstawiają krajobrazy, inne architekturę, jeszcze inne ludzi.
- W tym roku konkurs poświęcony był Ziemi Cieszyńskiej, więc powtarzają się zdjęcia wielu miejsc, obiektów, typu Rotunda - mówi Andrzej Kowol, prezes Klubu Fotograficznego START - Jako prezes Klubu Fotograficznego "START" szczególnie chciałem podziękować za pomoc Staroście Cieszyńskiemu panu Jerzemu Król, Dyrektorce Biblioteki Miejskiej w Cieszynie pani Izabeli Kuli, Dyrektorce Centralnej Biblioteki PTTK pani Marii Janowicz, redaktorom portali internetowych haloCieszyn oraz OX.PL. A przede wszystkim koleżance z Klubu za włożoną pracę społeczną, Gabrieli Jaworowskiej oraz mojej żonie, również członkini Klubu, dzięki którym to wszystko się zdarzyło – mówi Kowol.

Edward Kutyła z zarządu Głównego PTTK, który, jako że pochodzi z jastrzębia i na Ziemi Cieszyńskiej bywa często przyznał po wczorajszym zebraniu Zarządu Głównego, że wszystkim bardzo się wystawa podobała. - Jest w dobrym miejscu i ciągle jest oglądana przez tłumy korzystających między innymi z sali konferencyjnej PTTK – zauważa Kutyła dodając, że plusem ekspozycji jest też lokalizacja koło zamku królewskiego.
(indi)

niedziela, 22 lutego 2015

Wielki Post

Dziś pierwsza niedziela Wielkiego Postu, zwana tradycyjnie Wstępną. Przez najbliższe tygodnie chrześcijanie będą rozpamiętywali mękę Chrystusa na krzyżu i przygotowywali się do Świąt Zmartwychwstania Pańskiego, które w tym roku przypadają 5 kwietnia.
Wielki Post
Pierwsza wielkopostna niedziela zwana była również zwyczajowo „Chudą”, o czym wspomina na kartach swojej książki „Doroczne zwyczaje i obrzędy na Śląsku Cieszyńskim” (wyd. Sekcja Ludoznawcza PZKO) Jan Szymik. „Druga Suchą, trzecia Głuchą, czwarta Śródpostną (też Radosną lub Tłustą), piąta Czarną (Morzaną), a szósta Palmową (Kwietną).” W Kościele ewangelickim używana jest do dziś łacińska nomenklatura (zarzucona przez Kościół rzymsko-katolicki po reformach II soboru watykańskiego): Invocavit, Reminiscere, Oculi, Laetare, Iudica i Palmarum.

Wielki Post rozpoczął się w Środę Popielcową i będzie trwał czterdzieści dni (nie wliczając w niedziel) aż do wieczora w Wielką Sobotę. Liczba czterdzieści przyjęta jest na pamiątkę czterdziestodniowego postu Jezusa na pustyni oraz oraz czterdziestoletniej wędrówki Izraelitów po egipskiej niewoli.

Od samych swych początków Kościół zalecał w tym okresie post, wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych i alkoholu, umartwianie się, pokutę, uczestniczenie w specjalnych nabożeństwach, wyciszenie się i odizolowanie od rzeczy doczesnych a zwrócenie ku sprawom wiecznym. W różnej formie i nasileniu praktykowane jest to do dzisiaj przez wyznawców wszystkich konfesji chrześcijańskich.

W Wielkim Poście zwyczajowo nie urządza się zabaw tanecznych, „a gdzieniegdzie, zwłaszcza dziewczęta zasłaniają lusterka i zwierciadła”, podaje Szymik i dodaje, że „wszystkie kobiety ubierają się w ciemniejsze suknie i odkładają na bok ozdoby i kosztowności”.

(ÿ)

Stosunki wyznaniowe w Księstwie Cieszyńskim

Kwestie wyznaniowe na Śląsku Cieszyńskim ze szczególnym uwzględnieniem Kościołów wywodzących się z tradycji ewangelickiej były tematem wykładu dr. Józefa Szymeczka w ramach spotkań Uniwersytetu III Wieku w Domu Narodowym 17 bm.
Stosunki wyznaniowe w Księstwie CieszyńskimWykład wygłosił Józef Szymeczek, fot. indi
— Na terenie Księstwa Cieszyńskiego panowała zupełnie inna sytuacja wyznaniowa niż na terenach polskich czy czeskich — stwierdził na wstępie prelegent, gdyż rozwijały się w swoistej autonomii. Szymeczek zwrócił uwagę, że obecność ewangelików w życiu społeczno-kulturalnym na Śląsku widoczna była w każdej epoce i przyczyniła się do rozwinięcia tolerancji.
Przypomniał też, że jeżeli na ziemiach polskich protestanci byli zgermanizowani o tyle na Śląsku Cieszyńskim stanowili żywioł polski i walnie się przyczynili do odrodzenia polskiego ducha narodowego. Ponadto Kościół ewangelicki był pionierem w dziedzinie krzewienia oświaty w naszym regionie.
Szymeczek zwrócił uwagę na wpływ misjonarski cieszyńskich pietystów (jeden z nurtów luterańskiego protestantyzmu) wyrosłych ze wspólnot Braci Czeskich, którzy w przybywali na nabożeństwa do Kościoła Jezusowego, gdyż na Morawach nie wolno im było praktykować swojej wiary. W 1722 roku Christian David wyprowadził ich na Górne Łużyce, gdzie założyli zbór, a stamtąd szerzyli misję ewangelizacyjne po całym świecie.
Wspomniał anegdotę o piłkarzu brazylijskim Kace, który podczas jednego meczu miał wykonać rzut karny. Długo biegał koło piłki, wyglądało jakby grał na czas, sędzia chciał mu dać żółtą kartkę, wreszcie strzelił i trafił do bramki. — Pytano go na konferencji prasowej dlaczego tak wstrzymywał grę. A on mówi, modliłem się. A co konkretnie? A ten Kaká powiada coś zupełnie niesamowitego: „Modliłem się, żeby mi Pan Bóg wybaczył, że tak bardzo chcę dać ten niepotrzebny nikomu, niepotrzebny dla Zbawienia głupi gol”. I ja sobie wtedy pomyślałem, Kaká, nie czytałeś ty Jana Muthmanna przypadkiem? Przecież to są kazania naszych pietystów cieszyńskich!  I jak to Szymeczek potem posprawdzał, rzeczywiście piłkarz jest członkiem wspólnoty ewangelikalnej w Brazylii, której korzenie sięgają misji pietystycznych.
Szymeczek wykłada na co dzień na Uniwersytecie Ostrawskim, jest autorem m.in. publikacji „Augsburski Kościół Ewangelicki w czechosłowackiej części Śląska Cieszyńskiego w latach 1945-1950”, (Książnica Cieszyńska, Cieszyn 2008); ponadto od 2002 roku piastuje funkcję prezesa Kongresu Polaków w Republice Czeskiej.
(ÿ)

piątek, 20 lutego 2015

Kontakt z książką i polskością

Czytelnictwo jest bardzo ważne dla dzieci i młodzieży. Stąd rozmaite akcje promujące czytanie książek. Dla Polaków mieszkających na Zaolziu, poza granicami ojczystego kraju, kontakt z polską książką ma dodatkową wartość i aspekt. To książka bowiem pozwala na kontakt z literackim językiem ojczystym.
Kontakt z książką i polskościąPierwszoklasiści pasowani zostali na czytelników Biblioteki w asyście Królowej Śniegu


Dlatego od wielu już lat posiadająca dział polskiej książki Biblioteka Miejska w czeskim Cieszynie stara się pokazać najmłodszym, że warto odwiedzać progi placówki, a świat zamknięty pomiędzy bibliotecznymi półkami jest bardzo atrakcyjny. Stąd liczne akcje promujące czytanie książek. Jedną z nich jest coroczne uroczyste pasowanie na czytelnika uczniów klas pierwszych Polskiej Szkoły Podstawowej w Czeskim Cieszynie.

Tego roku pierwszoklasiści odwiedzili podwoje biblioteki we wtorek, 17 lutego. Przywitała ich… Zła Królowa Śniegu.
- W tym roku pasowanie odbyło się według nowego scenariusza. Mieliśmy złą Królową Śniegu, którą dzieci musiały odczarować spełniając różne zadania – mówi Ewa Sikora z Miejskiej Biblioteki wyjaśniając, że dzieci, których rodzice oddali wcześniej zgłoszenia, stały się pełnoprawnymi czytelnikami i już tego dnia mogły samodzielnie wypożyczyć swoje pierwsze książki.
(indi)

czwartek, 19 lutego 2015

Pogrzebali basy

Basy pogrzebano nad Olzą już po raz XXIII. Jak nakazuje tradycja imprezę zorganizowała w ostatnią noc karnawału, czyli we wtorek 17 lutego przed środą popielcową, Alina Bańczyk prowadząca restaurację w Domu Kultury ''STRZELNICA'' w Czeskim Cieszynie wspólnie z Kazem Nędzą Urbasiem prowadzącym zespół ''Torka''.
Pogrzebali basyO 12.00 instrument basowy złożono na marach i wyniesiono z lokalu, fot. indi


Tradycja „grzebania” basów sięga XIX wieku. Bas, jako najgłośniejszy instrument góralskiej kapali, symbolicznie milknie na czas Wielkiego Postu.
Jak zamilkł bas, to cała kapela już nie grała. Zaginie muzyczka, zaginie rozpusta, nie będzie śpiewania aż do śmiergusta – wyjaśnia Kazo Urbaś dodając, że po zdjęciu strun z instrumentu basowego, co miało miejsce punktualnie o dwunastej, serwowano żurek postny. Biesiadowano jeszcze nierzadko, ale już bez muzyki i bez tańców.

Podczas zorganizowanej w „Strzelnicy” imprezy bas złożono i wyniesiono na specjalnie przygotowanych ku temu marach. Przy świetle płonących pochodni za przykrytym czarnym całunem basem uformował się kondukt żałobny. Wcześniej jednak, zanim bas na marach został wyniesiony z lokalu, przy kilku kapelach regionalnych hucznie bawiono się w rytm góralskiej muzyki. - Jest to oprócz świetnej zabawy okazja do spotkania się ze sobą muzyków z całych Karpat. Tu nie ma scenariusza. Tu muzycy po prostu grają ze sobą. Dla muzyków granie to radość. Muzycy przyjeżdżają z ochotą, nie padają pytanie za ile i do której mają grać – cieszy się Kazo Urbaś.
Na „Pogrzebie basów”, odkąd jest organizowany w „Strzelnicy”, spotykają się również miłośnicy regionalnej tradycji z obu rozdzielonych graniczną Olzą części Śląska Cieszyńskiego. Na początku, przez wiele lat impreza organizowana była w prowadzonej przez Alinę Bańczyk restauracji „Targowa” na Starym Targu w Cieszynie. Po stracie lokalu organizacja „Pogrzebu” zawisła na włosku, jednak udało się imprezę zorganizować w Brackim Browarze Zamkowym. A ponieważ od jakiegoś czasu Alina Bańczyk prowadzi restaurację w KASS „Strzelnica” w Czeskim Cieszynie, naturalną koleją rzeczy było przeniesienie imprezy właśnie do tego lokalu. Zmiana jest istotna, gdyż duża przestrzeń, jaką organizatorzy nigdy wcześniej nie dysponowali, pozwala na rozwój imprezy. Już więc możemy zaplanować, że za rok ostatni wieczór karnawału spędzimy właśnie na tej imprezie. Kto nie był – warto ją zobaczyć, bo można nie tylko dobrze się bawić, ale także poznać ciekawą tradycję. A ci, którzy już raz byli na ogół chętnie wracają w kolejnych latach.
(indi)

-----------------

Nad Olzą pogrzebali basy

PogrzebBasów-4108_bt_iCZESKI CIESZYN / Zwyczajowo już ostatnia noc karnawału miłośnikom tradycji upłynęła na folklorystycznej imprezie „Pogrzeb basów” organizowanej od 23 lat przez Alinę Bańczyk i Kaza Urbasia.
O ile na przestrzeni tych lat „Pogrzeb basów” odbywał się w różnych miejscach, od prowadzanej przez Alinę Bańczyk restauracji „Targowa”, poprzez cieszyński Dom Narodowy na Browarze Brackim skończywszy, od kilku lat basy grzebane są tuż nad Olzą i tuż przy samej granicy, bo w KASS „Strzelnica”. Dzięki temu impreza stwarza jeszcze lepszą okazję do konsolidacji środowisk miłośników tradycji regionalnej z obu stron Olzy.
- Jestem rodowitą cieszyniaczką, a część mojej rodziny pochodzi z Zaolzia, z Łomnej, stąd też moje zainteresowanie folklorem – mówi Alina Bańczyk. Wyjaśnia, że pomysł na tę imprezę zrodził się przez przypadek. Przeglądając w Muzeum Śląska Cieszyńskiego stare fotografie, natknęła się na zdjęcie z 1890 roku, na którym uwieczniono właśnie taki symboliczny pogrzeb basów.
Pomyślała więc, że skoro taka tradycja była niegdyś, to warto do niej wrócić. Do pomysłu zapalił się też Kazo Nędza Urbaś z zespołu „Torka”, razem więc stworzyli imprezę o niepowtarzalnym, wspaniałym klimacie, na której nie powinno zabraknąć nikogo, komu bliska jest góralska muzyka i śląskocieszyńska tradycja.
- Jest to oprócz świetnej zabawy okazja do spotkania się ze sobą muzyków z całych Karpat. Tu nie ma scenariusza. Tu muzycy po prostu grają ze sobą. Dla muzyków granie to radość. Muzycy przyjeżdżają z ochotą, nie padają pytanie za ile i do której mają grać – cieszy się Kazo Urbaś.
- Jak zamilkł bas, to cała kapela już nie grała. Zaginie muzyczka, zaginie rozpusta, nie będzie śpiewania aż do śmiergusta – wyjaśnia Kazo Urbaś dodając, że po zdjęciu strun z instrumentu basowego, co miało miejsce punktualnie o dwunastej, serwowano żurek postny. Biesiadowano jeszcze nierzadko, ale już bez muzyki i bez tańców.
Podczas zorganizowanej w „Strzelnicy” imprezy bas złożono i wyniesiono na specjalnie przygotowanych ku temu marach. Przy świetle płonących pochodni za przykrytym czarnym całunem basem uformował się kondukt żałobny. Wcześniej jednak, zanim bas na marach został wyniesiony z lokalu, przy kilku kapelach regionalnych hucznie bawiono się w rytm góralskiej muzyki. (indi)

Wyróżnieni funkcjonariusze

Z okazji Święta Służby Więziennej (przypadającego na 16 lutego) w świetlicy Zakładu Karnego w Cieszynie odbyła się uroczysta odprawa związana z wręczeniem odznaczeń oraz awansów na wyższy stopień służbowy.
Dyrektor Zakładu Karnego w Cieszynie wręczył 14 funkcjonariuszom akt nadania wyższego stopnia służbowego. Dodatkowo dwóch cieszyńskich funkcjonariuszy otrzymało odznaki „Za zasługi w pracy penitencjarnej“.

Odznaki cieszyńskim funkcjonariuszom wręczono z nadania ministra sprawiedliwości Cezarego Grabarczyka. Odznaki „za zasługi w pracy penitencjarnej“ otrzymali: srebrną kpt. Rafał Kaczmarczyk, brązową mł. chor. Henryk Foltyn.

Kpt. Krzysztofowi Sojka minister sprawiedliwości Cezary Grabarczyk nadał z dniem 8 lutego 2015 roku stopień: majora służby więziennej. Natomiast z nadania dyrektora okręgowego służby więziennej w Katowicach płk Mirosława stopień starszego sierżanta sztabowego Służby Więziennej otrzymali: Sierż. sztab. Łukasz DANIELEC, Sierż. sztab. Seweryn GŁOWACKI, Sierż. sztab. Zbigniew NOWAK, Sierż. sztab. Sławomir PIPREK, Sierżanta sztabowego Służby Więziennej, St. sierż. Grzegorz STANIEK, Starszego sierżanta Służby Więziennej, Sierż. Ireneusz GLAJC, Sierż. Tomasz PRZYWARA, Sierżanta Służby Więziennej, Plut. Grzegorz GANDZEL, Plut. Grzegorz MISIUR. Plutonowego Służby Więziennej: St. kpr. Damian MATUSZEK, St. kpr. Adam SOSZKA; Starszego kaprala Służby Więziennej: Kpr. Adam HAJDUK, Kpr. Marcin MATUSIAK, Kpr. Patryk PINDEL.

Na koniec uroczystego apelu Dyrektor Zakładu Karnego w Cieszynie pogratulował wszystkim awansowanym i odznaczonym życząc sukcesów w służbie i poza nią.
(indi)

Oficyna Prochasków i album o legionach Polskich

Już dzisiaj, 19 lutego, o godz. 17.00 w sali konferencyjnej Książnicy Cieszyńskiej odbędzie się prelekcja poświęcona założonej w 1806 r. drukarni Tomasza Prochaski. Zostaną również zaprezentowane najstarsze publikacje tej słynnej cieszyńskiej oficyny.
Oficyna Prochasków i album o legionach Polskich
Drukarnia Prochasków przez ponad 130 lat pozostawała w rękach rodziny. Spod jej pras wychodziły najrozmaitsze książki, czasopisma, druki periodyczne, plakaty i ulotki, we wszystkich językach używanych na Śląsku Cieszyńskim. Spotkanie, które poprowadzi Małgorzata Szelong, jest już piątą prezentacją z cyklu „Cymelia i osobliwości”. Szczegółowe informacje: TUTAJ>>> 

Natomiast jutro, w piątek, 20 lutego o 16.00 warto przyjść do Książnicy na prezentację albumu o Legionach Polskich w latach 1914-1918. Publikacja została wydana w zeszłym roku dla uczczenia setnej rocznicy powstania tej formacji i wymarszu Pierwszej Kadrowej, a w piątkowe popołudnie zaprezentują go jego autorzy prof. Wiesława Wysocki oraz Wiktor Cygan.

Na ośmiuset stronicach zamieszczono ponad 1700 fotografii ukazujących legionistów podczas działań zbrojnych, ale także dokumentujących codzienne życie obozowe. Można zatem zobaczyć, jak wyglądały ćwiczenia, musztra, a również jak spędzano czas wolny, grając w karty, szachy czy w piłkę nożną. Ponadto autorzy postarali się, by nie zabrakło dokumentów, map, not biograficznych oficerów legionowych, przemówień, rozkazów, wspomnień, pamiętników i listów legionistów. Więcej informacji TUTAJ>>> 

(ÿ)

środa, 18 lutego 2015

Pasowano nowych czytelników


CZESKI CIESZYN / Biblioteka Miejska w Czeskim Cieszynie ma nowych czytelników. We wtorek, 17 lutego uroczyście pasowano na czytelników pierwszoklasistów z PSP w Czeskim Cieszynie.
Pasowanie na czytelnika pierwszoklasistów w Bibliotece Miejskiej w Czeskim Cieszynie organizowane jest już od wielu lat.
- W tym roku odbyło się według nowego scenariusza. Mieliśmy złą Królową Śniegu, którą dzieci musiały odczarować, spełniając różne zadania – mówi Ewa Sikora z Miejskiej Biblioteki, wyjaśniając, że dzieci, których rodzice oddali wcześniej zgłoszenia, stały się pełnoprawnymi czytelnikami i już tego dnia mogły samodzielnie wypożyczyć swoje pierwsze książki.
(indi)

18 lutego- Popielec

Środa Popielcowa zwiastuje czterdziestodniowy Wielki Post- okres pokuty i przygotowań przed świętami Wielkiej Nocy. Nazwę swą zawdzięcza od praktykowanego w Kościele rzymsko-katolickim zwyczaju posypywania głów wiernych popiołem.
„Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz” mówi kapłan kładąc szczyptę popiołu na głowę. Przypomina tym samym odwieczną prawdę, że jesteśmy tu na tym świecie tylko przez chwilę naszej doczesnej pielgrzymki, a ponadto zmusza do samorefleksji i zastanowienia się nad swym życiem i postępowaniem. „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” - to druga formuła, jaką można usłyszeć z ust duchownego. To nawołanie do przewartościowania życia, odrzucenia grzechu, zmiany postępowania na lepsze i uwierzenie w moc Prawdy Chrystusowej głoszonej na kartach Pisma. W Kościele Ewangelickim Środa Popielcowa jest Dniem Pokuty.

Popielec miał swoje miejsce również w kalendarzu obrzędowości ludowej, o czym wspomina Jan Szymik w wydanej przez Sekcję Ludoznawczą PZKO książce „Doroczne zwyczaje i obrzędy na Śląsku Cieszyńskim”: „Gospodarze popiołem popielcowym posypują pola obsiane rżą (żytem), gospodynie zaś grządki przisady (rozsady kapusty). Magiczny ten zabieg ma zapewnić dobre plony. Popielec uchodzi też za dzień odpowiedni do wróżb miłosnych, głównie matrymonialnych.”

Tego dnia poszczono, niektórzy suszyli, czyli nie przyjmowali żadnych pokarmów albo ograniczali jedzenie do niezbędnego minimum. W tradycyjnej kuchni Śląska Cieszyńskiego podawano na śniadanie wode z chlebym; była to, jak to wyjaśnia Szymik, „pokrajana w kostki kromka czerstwego chleba zalana wrzątkiem, w którym ugotowano pokrajane w plasterki ząbki czosnku z dodatkiem kminku i szczyptą soli”. Na obiad bywał zwykle żur postny z nieokraszonymi ziemniakami, a na kolację „placek z pszennej żarnówki pieczony na blasze”. Do dziś Kościół rzymsko-katolicki zaleca tego dnia post ścisły, co oznacza, najedzenie się do syta tylko raz w ciągu dnia.

(ÿ)