poniedziałek, 30 marca 2015

Zaolzie potrafi

Już po raz czwarty zaolziańska działaczka Izabela Wałaska zorganizowała talk show z ciekawymi Zaolziakami ''Zaolzie Potrafi''.
Zaolzie potrafiTalk show prowadziła Izabela Wałaska, fot. indi
Gośćmi zorganizowanego w sobotnie popołudnie 28 marca w Domu Kultury Strzelnica w Czeskim Cieszynie spotkania byli Renata Korpak – tłumaczka języka polskiego, czeskiego, angielskiego i niemieckiiego pracująca m.in. dla Unii Europejskiej, Jan Monczka – aktor, którego można zobaczyć zarówno na polskich jak i czeskich ekranach telewizyjnych, Michał Milerski – „łowczorz” z Nydku, który nie przyznaje się do tego, że jest naukowcem i działaczem społecznym oraz Dawid Biernot – teolog i judaista, którego trzecią ojczyzną jest Izrael.

Impreza pokazuje, że bycie tu stela Zaolziakowi wyjść może tylko na plus, a dwu, a raczej trójjęzyczność jest sporym atutem. Zapraszane są osoby, które wybiły się zawodowo, zrobiły karierę poza regionem, a mimo to wciąż czują się związane ze swą małą ojczyzną. Gości, których zaprosiła do swego talk show Wałaska łączą zaolziańskie korzenie i to, że wybili się na zewnątrz, osiągnęli sukces w „wielkim świecie”.
Pochodząca z Orłowej Renata Korpak mieszka w Londynie, karwiniak Jana Monczka w Krakowie, a pochodzący z Rychwałdu Dawid Biernot w Jílové pod Pragą. Jedynie góral Michał Milerski – „łowczorz” z Nydku nie opuścił swych rodzinnych stron. Wszyscy rodzinne Zaolzie wspominają z wielkim sentymentem. Renata Korpak przyznała, że gdziekolwiek w wielkim świecie spotka Zaolziaka, to od razu przechodzą na gwarę po naszymu. To gwarze zresztą poświęcono bodaj najwięcej czasu podczas dyskusji w drugiej części programu. Zaolziacy, którzy na co dzień żyją poza Zaolziem zdecydowanie opowiadali się za pielęgnowaniem gwary, choć Monczka miał wątpliwości co do gwary pisanej, z czytaniem której, jak przyznał, miewa problemy zwłaszcza, gdy jeden z kolegów pisze do niego gwarą meile w dodatku używając miast prostej gwary jakichś udziwnień. Zapytał, czy istnieją jakieś zasady gramatyczne? - Zasady gramatyczne są dla gramatyków. Według mnie nasz język jest prosty – stwierdził Mileski, który na co dzień, w Nydku i okolicy, przy owcach posługuje się gwarą, choć zapytany, czy gdy jako wykładowca praskiej uczelni trafia na Zaolziaka to rozmawia z nim po naszymu odparł, że owszem, próbuje, ale rozumie zaolziańskich studentów w Pradze, którzy gwarą mówić nie chcą. Tłumaczka wyjaśniła, że w językach które powstały na bazie gwar, jak np. luksemburski, dziesiątki lat trwało, mim powstały zasady gramatyczne i mogły zostać uznane za języki. Milerski na dowód tego, że gwara żyje i można się nią posługiwać na co dzień wspominał, jak spytał 7-letniego syna jakby po naszymu powiedział wykałaczka. Chłopak odparł, że dziubełka.

Na koniec Wałaska zapytała swych gości, czego życzyliby Zaolziu. I tak Jan Monczka życzył żeby gwara nie zginęła, Renata Korpak żeby ludzie byli dumni z tego, że są Zaolziakami, Milerski dobrych ludzi a Dawid Biernot żeby nasza tożsamość przetrwała.

W przerwie oraz przed i po talk show można było nie tylko skorzystać z bufetu, ale także obejrzeć wystawy fotografii Mariana Palowskiego, Oli Sikory i Mariana Siedlaczka oraz zaopatrzyć się w polskie książki na stoisku Danuty i Zenona Wirthów. Imprezie towarzyszyła bluessowo-jazzowo-popowa grupa muzyczna w składzie: Zbigniew Kaleta, Janusz Lasota, Piotr Litwora oraz Jiří Hendrych.
(indi)

Dzień tolerancji w czeskocieszyńskim Gimplu

Już po raz drugi w Gimnazjum im. Juliusza Słowackiego w Czeskim Cieszynie popularnie na Zaolziu zwanym Gimplem zorganizowano Dzień Tolerancji. Piątek 27 marca uczniowie miast na lekcjach siedzieli na spotkaniach z ciekawymi ludźmi mającymi sporo do powiedzenia na temat tolerancji w najróżniejszych jej aspektach.
Dzień tolerancji w czeskocieszyńskim GimpluDzień tolerancji zagaił dyrektor szkoły Andrzej Bizoń, fot. indi


Organizatorami całego przedsięwzięcia byli sami uczniowie. - W zeszłym roku sporo mówiliśmy o mniejszości romskiej. W tym roku udało nam się to połączyć ze sprawami tożsamości naszej mniejszości na Zaolziu, z tematem polskości i myślę, że te wykłady ze sobą korespondują – powiedział nam Wojciech Mendrek z drugiej klasy, uczeń będący głównym organizatorem Dnia Tolerancji przyznając, że z przykładami nietolerancji ze względu na swą narodowość nie spotkał się w jakiejś ekstremalnej formie. – Myślę, że ta nietolerancja, z którą my się tu spotykamy, wynika bardziej z niewiedzy, niż chęci szkodzenia nam – wyraził nadzieję. Jako młody człowiek stwierdził, że do jego pokolenie z treściami, które chce się przekazać, m. in. dotyczącymi tolerancji najłatwiej trafia się poprzez sztukę, muzykę czy fotografię. Stąd bardzo dobrym pomysłem było zaproszenie undergrundowego punkowo-folkowego muzyka poruszającego w swoich utworach problematykę tolerancji i ksenofobii, który śpiewem i grą na gitarze urozmaicał przerwy pomiędzy wykładami.

- Jesteśmy tolerancyjni, staramy się szanować jeden drugiego. Czasem nie przychodzi nam do głowy, że słowo tolerancja jest tak specyficzne. By zrozumieć drugiego człowieka trzeba na niego spojrzeć, trzeba z nim rozmawiać, poznać jego duszę, to, o czym myśli. Tolerancja to nie zawsze akceptacja. Tolerancja to poszanowanie, to zrozumienie drugiego człowieka, to spojrzenie na świat oczami, którymi on patrzy. Ta impreza nie tylko wpisuje się w nasz program nauczania, poruszając tematy związane m.in. z naukami społecznymi, historią czy geografią, ale jest też szkołą życia, prowokuje do dyskusji i zadawania pytań. Dlatego goście będą dzielili się z wami swymi doświadczeniami, ale także prowokowali was do zadawania pytań - mówił dyrektor Gimnazjum, Andrzej Bizoń wyjaśniając, że organizacja w szkole dni tolerancji zaczęła się do pytania, czy Polacy na Zaolziu, jako mniejszość, są bardziej wyczuleni na nietolerancję dla innych grup.

Uczniowie mogli wysłuchać sześciu pogadanek na różne związane z tolerancją tematy, a także obejrzeli trzy filmy. Wśród prelegentów znaleźli się Ewa Katrušák, Santana Murawska, Regina Pazdur, Kuba Moliński, Věra Sosnárová oraz Jarosław Jot-Drużycki. Ponieważ spotkania odbywały się równolegle w auli i sali gimnastycznej, nie sposób było wziąć udział we wszystkich. Uczniowie wybierali więc te tematy, które ich osobiście najbardziej interesują.
Streetworker Jakub Moliński opowiadał o swej pracy na ulicy, o tym, jak pomagał ludziom z tzw marginesu społecznego - bezdomnym, narkomanom, Romom. Przyznał, że trzeba mieć specjalny dar, by poruszać się w tych środowiskach, obudzić w ludziach takie zaufanie, by móc się z nimi zbliżyć na tyle, żeby pozwolili sobie pomóc.
Jarosław jot-Drużycki jako etnograf mówił o problematyce tolerancji wśród społeczeństwa większościowego i mniejszości narodowych na pograniczach porównując Zaolzie do polskich Kresów Wschodnich. Věra Sosnárová podzieliła się z młodymi słuchaczami wspomnieniami z 18-letniego pobytu w radzieckich gułagach, a jej opowieści mocno wstrząsnęły młodzieżą. Ewa Katrušák- pedagog, lingwistka, kontynuatorka polskiej kampanii Cała Polska czyta dzieciom i pomysłodawca kampanii społecznej na terenie RC "Całe Czechy czytają dzieciom" (Celé Česko čte dětem) przedstawiła spojrzenie na aspekty życia mniejszości poprzez pryzmat własnych doświadczeń. Zauważyła, że być może, jako członkowie społeczności mniejszościowej, potrafimy zrozumieć życie innych mniejszości, nie tylko narodowościowych.
O swych doświadczeniach opowiadał także Imrich Horvát- romski aktywista, organizator licznych demonstracji w Ostrawie, współdziałacz stowarzyszenia Konexe, polityczno-społecznie zaangażowany na rzecz Přednádraži, Přívozu, jak i pozostałych Ghett Romskich nie tylko w Ostrawie. Interdyscyplinarnie i wielopłaszczyznowo na zagadnienia związane z problematyką stereotypów i uprzedzeń spojrzała Regina Pazdur, studentka drugiego roku studiów magisterskich Pedagogiki i Etnologii na Wydziale Etnologii i Nauk o Edukacji, Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie. Autorka publikacji naukowych z dziedziny edukacji wielo- i międzykulturowej, uczestniczka konferencji naukowych. Spotkanie zaczęła od przybliżenia definicji, cech i funkcji stereotypów i uprzedzeń, teorii ich powstawania i utrwalania.
Santana Murawska – studentka drugiego roku studiów magisterskich Etnologii na Wydziale Etnologii i Nauk o Edukacji Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie, uczestniczka konferencji naukowych, koordynatorka Objazdowego Festiwalu Filmowego WATCH DOCS-Prawa Człowieka w filmie mówiła o mowie nienawiści rozważając czym jest i kogo dotyczy. Zwróciła uwagę na fakt, że Rozwój serwisów społecznościowych zwiększył zaangażowanie wielu ludzi w cyberprzestrzeni, wraz z którym rozszerzył się zasięg mowy nienawiści – zjawiska wciąż nieopisanego przez nauki społeczne i humanistyczne.

(indi)

Zbudowano nowego człowieka – Zaolziaka

25.03.15 jot w SAJ OstrawaIMG_3303 - kopieOSTRAWA / Gościem ostatniego spotkania ostrawskiego SAJ-u, jakie zorganizowano 25 marca w Ostrawie był warszawski etnograf i publicysta, znawca Zaolzia, autor zbioru reportaży „Hospicjum Zaolzie” Jarosław jot-Drużycki.
Spotkanie miało charakter rozmowy ze studentami. Zadawali oni swemu gościowi mnóstwo pytań, ale i on był ciekaw ich spostrzeżeń i oceny tego, co w swej książce o ich rodzinnym regionie napisał. Poruszono kwestie związane z utrzymaniem i pielęgnowaniem polskości po czeskiej stronie Śląska Cieszyńskiego, a także zwrócono uwagę na niebezpieczeństwo wynarodowienia i odchodzenia od korzeni.
W źle rozumianym pielęgnowaniu tradycji regionalnych, a przede wszystkim w promowaniu gwary („po naszymu”) w oderwaniu od polskości Drużycki dostrzega niebezpieczeństwo odchodzenia od polskości.
— Dostrzegam w tym elementy ślązakowskie, kożdoniowskie. Tworzy się tutaj nowa grupa etnograficzna. Tutaj już nikt nie powie, że jest Ślązakiem, a Zaolziakiem – stwierdził Drużycki zauważając, że o ile region istniał jako spójna całość, choć pod różnymi rządami, jako Księstwo Cieszyńskie 700 lat, to wprowadzając sztuczny podział administracyjny regionu pomiędzy dwa państwa w ciągu niespełna stu lat zbudowano nowego człowieka – Zaolziaka. – Czy ktoś z waszych znajomych mówi, że jest Ślązakiem? – pytał studentów Drużycki. Okazało się, że zgodnie z jego przewidywaniami nie. Co najwyżej mieszkańcy górskiej części Zaolzia mówią o sobie, że są góralami. Studenci zwrócili jednak uwagę na szczególny wkład PZKO-wskich zespołów folklorystycznych w kultywowanie polskości. – Wszak gdy jeździmy z zespołem na Tydzień Kultury Beskidzkiej widzimy, że zespoły z Ustronia, Wisły, Brennej mają stejny repertuar jak my – zauważył Daniel Mrózek, prezes ostrawskiego SAJ-u. Etnograf doprecyzował, że uważa, że gwara jest pewnym elementem odchodzenia od polskości wtedy, gdy nie zna się języka polskiego.
- Ludzie w Istebnej pielęgnują swoją gwarę, ale są Polakami, znają język polski i nie mają problemu z określeniem się, czy są Polakami – zauważył pytając studentów, czy przypadkiem nie mają poczucia, że są ostatnimi Mohikanami, którzy mówią na Zaolziu po polsku. Zapytał ich też, czy uważają, że jego określenie „hospicjum Zaolzie” jest adekwatne do obecnego stanu polskości w regionie i czy ich zdaniem miał prawo tak to określić. Jakub Bocek, wiceprezes ostrawskiego SAJ-u przyznał, że obecnie łatwiej jest być Czechem. – Moja babcia nie miała problemu z byciem Polakiem. Ale teraz, gdy w jakimś kolektywie, w którym trzeba funkcjonować, jest 95 % Czechów, to trzeba się dostosować. Inny student natomiast wspominał, że gdy będąc w Ostrawie pomiędzy czeskimi studentami umawiał się telefonicznie na spotkania SAJ-u to czescy koledzy wypytywali go, czy mamy jako Polacy tutaj swoją grupę, organizację i mówili, że jest to fajne.
(indi)

niedziela, 29 marca 2015

Warszawski publicysta u zaolziańskich studentów

25 marca odbyło się w Ostrawie spotkanie Jarosława jot-Drużyckiego, autora zbioru reportaży ''Hospicjum Zaolzie'', z zaolziańskimi studentami, członkami Sekcji Akademickiej ''Jedność'' (SAJ). Podczas rozmowy poruszono kwestie związane z utrzymaniem i pielęgnowaniem polskości w czeskiej stronie Śląska Cieszyńskiego, a także zwrócono uwagę na niebezpieczeństwo wynarodowienia i odchodzenia od korzeni.
Warszawski publicysta u zaolziańskich studentówGościem ostrawskich studentów był Jarosław jot-Drużycki (z lewej), fot. indi
Studenci chcieli wiedzieć, co zrobiło na etnografie i publicyście rodem z Warszawy największe wrażenie, kiedy dziewięć lat temu pojawił się po raz pierwszy na Zaolziu. Drużycki bez wahania odparł, że stara Karwina, której nie ma. Ale, jako etnograf, zwrócił także uwagę na mentalność ludzi zamieszkujących nieznany mu wówczas region. -Zaskoczyło mnie, jak bardzo podobni są do siebie mieszkańcy obu części Śląska Cieszyńskiego. Mimo że i po jednej i po drugiej stronie uważają, że za Olzą jest już inny świat patrząc z zewnątrz zauważyłem, że mają identyczną mentalność, podejście do pewnych spraw życiowych – zauważył etnograf.

Sporo uwagi poświęcono w rozmowie kwestiom językowym. Studenci zwrócili uwagę na fakt, iż jot w swej książce wypomniał używanie na przerwach w szkole między uczniami gwary zamiast języka polskiego. Autor doprecyzował, że to, co zawarł w swych zebranych w książkę tekstach to są jego spostrzeżenia na temat zastanego stanu rzeczy i w żaden sposób nie zamierzył tego, co opisywał wartościować. Stwierdził też, że język młodych Zaolziaków, jaki słyszał na przykład podróżując pociągami, to nie jest ani polski, ani czeski, ani też gwara "po naszymu". Stwierdzi, że w przypadku Zaolzia gwara może być pewnym elementem odchodzenia od polskości, jeżeli oprócz niej nie zna się i nie używa języka literackiego. - Ludzie w Istebnej pielęgnują swoją gwarę. Ale są Polakami, znają język polski i nie mają problemu z określeniem, czy są Polakami. Na to jeden ze studentów zauważył, że gwara się zmienia. – 100 lat temu nasi dziadkowie inaczej mówili. Wtedy do gwary lazły słowa niemieckie.

Drużycki nie tylko na podstawie gwary stwierdził, że w jego oczach tworzy się na Zaolziu nowa grupa etnograficzna.- Tutaj już nikt nie powie, że jest Ślązakiem, Polakiem, tu są Zaolziacy – zauważył wyjaśniając, że stan taki jest efektem wprowadzenia sztucznego podziału administracyjnego po konferencji w Spa w 1920 roku. Zapytał przy tym, czy jego słuchacze słyszeli kiedykolwiek, aby ktoś spośród ich znajomych powiedział o sobie, że jest Ślązakiem? Okazało się, że nie.

(indi)

sobota, 28 marca 2015

Posprzątali cieszyńskie rezerwaty

Młodzież cieszyńskich szkół piątkowe dopołudnia 27 marca miast na lekcjach spędziła sprzątając cieszyńskie rezerwaty Lasek Miejski nad Olzą oraz Kopce.
Posprzątali cieszyńskie rezerwatyPo sprzątaniu rezerwatów młodzież wzięła udział w konkursie wiedzy krajoznawczo-przyrodniczej, fot. indi
Obie grupy, jedna poprowadzona przez przewodniczącego Komisji Ochrony Przyrody przy Oddziale PTTK Beskid Śląski w Cieszynie Jana Machałę, druga przez członka Komisji i Koła Miejskiego w Skoczowie Piotra Stebla zebrały w sumie 20 stulitrowych worów śmieci bezmyślnie wyrzucanych przez innych.

Małgorzata Węgierek z Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miejskiego w Cieszynie stwierdziła, że w akcji chodzi przede wszystkim o to, żeby młodzież dostrzegła problem. - Niestety takim jesteśmy społeczeństwem, że trzeba po nas sprzątać. To jest straszne, że jest tak brudno. Mam nadzieję, że idea porządku zaszczepi się w was. Że zobaczycie, że tak naprawdę bardzo wiele od nas zależy. Chociażby to, że nie będziemy się zgadzać, żeby śmiecić – mówiła dodając, że wiedza jest nam potrzebna nie po to, żeby się chwalić, ale po to, żeby wiedzieć, jakie są formy ochrony przyrody, co się chroni.

Po skończonym sprzątaniu młodzież posiliła się kiełbaskami w restauracji Ogrodowa po czym sprawdziła swą wiedzę przyrodniczo-krajoznawczą w przygotowanym przez Jana Machałę konkursie wiedzy. Jego wyniki są następujące: 1. Katarzyna Waliczek (ZS im. Szybińskiego), 2. Patrycja Szołtys (ZSEG), 3. Wiktoria Przybyła (ZS im. Szybińskiego), 4. Beniamin Lewandowski (Gimn. Nr 2), 5. Patrycja Michnik (ZSEG).
Nagrody ufundowane przez Nadleśnictwo Ustroń i Wydział Ochrony Środowiska Urzędu Miejskiego w Cieszynie wręczali Jan Machała z KOP, Wiktor Naturski z nadleśnictwa i Małgorzata Węgierek z WOŚ UM.

Będziecie mogli zastosować później tą wiedzę w życiu. Natomiast niewiedza czasami kosztuje przyrodę, bo niewiedza może spowodować, że coś zniszczycie, coś wytniecie. Ważne jest by chronić nie tylko pojedyncze istoty, ale chronić środowisko, w którym żyją, drzewa. A jak będziecie mieli wiedzę, to może uda się coś uratować – mówiła do uczestników konkursu wiedzy przyrodniczej Małgorzata Węgierek. -Przysłuchuję się odpowiedziom uczniów w konkursach. Chciałbym, żeby poprzez znajomość kraju, parków narodowych, krajobrazowych przybliżyć naszą piękną ojczyznę – mówił prezes honorowy Oddziału PTTK „Beskid Śląski w Cieszynie Ryszard Mazur dziękując za uczestnictwo w akcji młodzieży i wychowawcom zachęcając młodzież do udziału w rajdzie młodzieżowym powitanie wiosny, jaki planowany jest na 9 maja z metą na Soszowie. 
(indi)

piątek, 27 marca 2015


Zwrot szkolił Szok

CZESKI CIESZYN / W środę 18 marca redaktorzy „Zwrotu” odwiedzili z warsztatami dziennikarskimi „Piszmy razem” polską szkołę podstawową w Czeskim Cieszynie. Uczniowie wydają tam pod okiem opiekującej się kółkiem dziennikarskim nauczycielki Marii Szymanik szkolną gazetkę „Szok”, której nazwa jest skrótem od Szkolne Okienko.
Uczniowie, tak, jak ich koledzy z poprzednich placówek, w których organizowane były warsztaty, zapoznali się z informacyjnymi i publicystycznymi gatunkami dziennikarskimi, po czym pod okiem redaktor naczelnej „Zwrotu” Haliny Szczotki ćwiczyli w praktyce pisanie recenzji. Fotograf „Zwrotu” Wiesław Przeczek zapoznał młodych redaktorów z tajnikami fotografii prasowej, a Beata Tyrna rozwiązała z nimi krzyżówkę o tematyce dziennikarskiej oraz omówiła zabawne błędy literowe zdarzające się dziennikarzom. (indi)

GZC nr 11 z 20.III.2015,s.20


Trzyniecki Hutnik z 25.03.15, s.6



czwartek, 26 marca 2015

Przewodnicy krasomówcy

W miniony weekend, 21-22 marca w Sali Lustrzanej Muzeum Zamkowego w Pszczynie przewodnicy turystyczni zmierzyli swe siły w Ogólnopolskim Konkursie Krasomówczym o tytuł ''Przewodnik- Krasomówca''.
Przewodnicy krasomówcyJednym z organizatorów konkursu i jurorów był członek cieszyńskiego Koła Stanisław Kawęcki
W rozgrywanych w sobotę eliminacjach brał udział jeden przewodnik z naszego regionu, Piotr Brenner z Koła Przewodników Cieszyn przy Oddziale PTTK „Beskid Śląski w Cieszynie. Nie dostał się do finału, zdaniem wielu obserwatorów, niesłusznie. Jury bowiem największy nacisk kładło na kwestie techniczne, jak długość wypowiedzi regulowana stresującymi i rozpraszającymi dzwonkami. Tymczasem Cieszynianin przedstawił bardzo ciekawą i wartościową merytorycznie wypowiedź o wątku cieszyńsko-ustrońskim odsieczy wiedeńskiej, która nie raz słuchana przez turystów zawsze przyjmowana jest przez słuchaczy entuzjastycznie.

W niedzielę natomiast odbyły się przesłuchania finałowe zakończone ogłoszeniem werdyktu Jury oraz uroczyste zakończenie Konkursu. Uświetnił je występ laureatów konkursu krasomówczego dla młodzieży. W ramach wyjazdu szkoleniowego wybrała się tam grupa przewodników z cieszyńskiego Koła.
(indi)

Zebranie sprawozdawcze KF Start

Członkowie Klubu Fotograficznego Start działającego przy Oddziale PTTK Beskid Śląski w Cieszynie spotkali się na zebraniu sprawozdawczym, które zorganizowano 23 marca w siedzibie Oddziału PTTK.
Zebranie sprawozdawcze KF StartCzłonkowie KF Start spotkali się na zebraniu sprawozdawczym, fot. indi
Prezes Klubu Andrzej Kowol odczytał sprawozdanie z zeszłorocznych działań klubu. Okazało się ono niezwykle obszerne, a obecny na zebraniu dr Tadeusz Kania stwierdził, że mało która organizacja o tak krótkim okresie działania i tak niewielkiej liczbie członków organizuje rocznie tyle przedsięwzięć.
Do największych i najbardziej udanych zaliczyć można przede wszystkim organizację Ogólnopolskiego Forum Fotografii Krajoznawczej, dzięki któremu do Cieszyna, Skoczowa i Ustronia zjechali miłośnicy fotografii krajoznawczej z całej Polski, a w swe strony wrócili z mnóstwem zrobionych na Śląsku Cieszyńskim zdjęć, dzięki czemu z pewnością przyczynili się do propagowania walorów turystycznych naszego regionu. Były także wystawy m.in. w Bibliotece Miejskiej w Cieszynie, skoczowskim Art. Adresie, Uniwersytecie Śląskim w Cieszynie a nawet w siedzibie Zarządu Głównego PTTK w Warszawie. Ważną inicjatywą jest otwarty konkurs fotograficzny, w którym każdy może spróbować swych sił.

W kolejnym punkcie obrad skupiono się na planach na bieżący rok. Zaplanowano spotkania, wystawy i plenery. Najwięcej uwagi poświęcono jednak przygotowaniu regulaminu otwartego konkursu fotograficznego, którego tematyką w tym roku będzie przyroda. Zebranie zaszczycili prezes Jacek Tyczkowski i wiceprezes Zbigniew Pawlik zarządu oddziału.
(indi)



wtorek, 24 marca 2015

Nowa edycja warsztatów dziennikarskich Zwrotu

JABŁONKÓW / Ruszył kolejny cykl warsztatów dziennikarskich prowadzonych przez redaktorów Zwrotu dla dzieci i młodzieży, która w swych szkołach tworzy szkolne gazetki.
Pierwsze z cyklu spotkań z uczniami zaolziańskich podstawówek warsztaty dziennikarskie, w ramach projektu „Piszmy razem” zorganizowano w Polskiej Szkole Podstawowej im. Henryka Sienkiewicza w Jabłonkowie 10 marca. Poprowadziła je Redaktor Naczelna naszego miesięcznika Halina Szczotka. Fotograf „Zwrotu” Wiesław Przeczek natomiast wprowadził uczniów w tajniki fotografii prasowej.
Wpierw Halina Szczotka omówiła gatunki dziennikarskie podkreślając, że informacja prasowa ma być obiektywna, a w gatunkach publicystycznych autor może wyrazić swoje zdanie. Ponieważ nie sposób w ciągu dwóch godzin trwania warsztatów omówić wszystkiego, prowadząca skupiła się na recenzji.
Uczniowie obejrzeli krótki filmik ukazujący, jak mieszkaćcy stolicy wspominają rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, po czym zmierzyli się z kolejnymi ćwiczeniami dziennikarskimi.
Gdy młodzi adepci sztuki dziennikarskiej redagujący w swej szkole gazetkę „Ucho” skończyli pracę ze słowem fotograf Zwrotu Wiesław Przeczek zdradził im nieco tajników pracy z obrazem. Wyjaśnił, jaką funkcję pełni, a co za tym idzie, jakie cechy powinna spełniać dobra fotografia prasowa.
Wykład swój prowadził omawiając kolejne przykłady zdjęć i wyjaśniając, co na nich powinno się znaleźć. Przekazał wiedzę dotyczącą spraw, na które wpływ ma każdy fotograf, nawet ten najmłodszy i dysponujący najprostszym aparatem, a więc kadrowanie czy znalezienie odpowiedniego miejsca, z którego fotografowana scena będzie prezentować się właściwie.
Współpracujące ze „Zwrotem” dziennikarka Beata Tyrna przybliżyła uczniom podstawowe zasady pracy w redakcji. Uczestnicy warsztatów rozwiązywali krzyżówkę, której hasła dotyczyły codziennej pracy dziennikarzy.
Uczniowie, jak i opiekujące się szkolną gazetką nauczycielki zgodnie twierdzili, że z warsztatów wynieśli wiedzę, która z pewnością przyda się im podczas redagowania kolejnych numerów gazetki. (indi)

poniedziałek, 23 marca 2015

Młodzi redaktorzy polskich gazetek się szkolą

W kilku polskich szkołach podstawowych na Zaolziu uczniowie pod opieką nauczycieli redagują szkolne gazetki. Redakcja Miesięcznika Polskiego Związku Kulturalno Oświatowego w Republice Czeskiej ''Zwrot'' wychodząc naprzeciw młodym adeptom sztuki dziennikarskiej w ramach projektu ''Piszemy razem'' zorganizowała dla nich cykl warsztatów dziennikarskich.
Młodzi redaktorzy polskich gazetek się szkoląFotograf Zwrotu Wiesław Przeczek tłumaczył uczniom na czym polega dobra fotografia prasowa posługując się m.in. przykładami z naszego portalu, fot. in
Pierwsza szkoła, którą odwiedzili redaktorzy „Zwrotu” to Polska Szkoła Podstawowa im. Juliusza Słowackiego w Jabłonkowie. Redaktor Naczelna „Zwrotu” wpierw omówiła gatunki dziennikarskie podkreślając, że informacja prasowa ma być obiektywna, a w gatunkach publicystycznych autor może wyrazić swoje zdanie. Ponieważ nie sposób w ciągu dwóch godzin trwania warsztatów omówić wszystkiego, prowadząca skupiła się na recenzji. Uczniowie obejrzeli krótki filmik ukazujący, jak mieszkańcy stolicy wspominają rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, po czym zmierzyli się z kolejnymi ćwiczeniami dziennikarskimi. Najpierw mieli za zadanie wypisać pięć przymiotników, które przyszły im do głowy po obejrzeniu filmu. Później kolejno wymyślali tytuły do recenzji filmu, wpierw informacyjny, a później kolejno oceniający, apelujący, intrygujący i tajemniczy. Następnym zadaniem, jakie postawiła przed młodymi dziennikarzami redaktor Zwrotu było napisanie lidu, również w kilku wersjach. Było także rozwiązywanie krzyżówki, której hasła dotyczyły tematyki pracy dziennikarskiej czy wyszukiwanie w zdaniach śmiesznych literówek.

Fotograf „Zwrotu” Wiesław Przeczek wprowadził uczniów w tajniki robienia zdjęć. Wyjaśnił, jaką funkcję pełni, a co za tym idzie, jakie cechy powinna spełniać dobra fotografia prasowa. Wykład swój prowadził omawiając kolejne przykłady zdjęć i wyjaśniając, co na nich powinno się znaleźć. W przygotowanej przez niego prezentacji znalazły się fotografie publikowane na łamach Zwrotu i innych zaolziańskich pism, jak młodzieżowego Ogniwa, ale także z ox. Zdając sobie sprawę, że redaktorzy-uczniowie podstawówek mają bardzo ograniczone możliwości sprzętowe przekazał wiedzę dotyczącą spraw, na które wpływ ma każdy fotograf, nawet ten najmłodszy i dysponujący najprostszym aparatem, a więc kadrowanie czy znalezienie odpowiedniego miejsca, z którego fotografowana scena będzie prezentować się właściwie.

Podobny program zajęć dziennikarze Zwrotu zrealizowali w kolejnych odwiedzanych szkołach.
Drugą szkołą, w której gościli prowadzący warsztaty redaktorzy Zwrotu była szkoła w Kosarzyskach. Jest to bodaj jedyna szkoła niższego stopnia, czyli taka, w której uczą się dzieci w klasach 1 – 4 do piątej klasy przechodząc już do większej szkoły zbiorczej, w której gazetka powstaje. Kolejna jej specyfika wynika z faktu, że tak, jak i szkoła jest łączona, polska z czeską, tak i gazetka jest dwujęzyczna, gdyż redagują ją uczniowie obu szkół. Dodatkową atrakcją warsztatów w Koszarzyskach była obecność Jarosława jot-Drużyckiego z Warszawy, publicysty, który zarówno przybliżył kwestie związane z Powstaniem Warszawskim, jak i wspólnie z Haliną Szczotką wyjaśnił różnice pomiędzy informacjami prasowymi a publicystyką.

Uczniowie, jak i opiekujące się szkolną gazetką nauczycielki zgodnie twierdzili, że z warsztatów wynieśli wiedzę, która z pewnością przyda się im podczas redagowania kolejnych numerów gazetki. Młodzi dziennikarze nad swymi gazetkami pracują poza obowiązkami szkolnymi, na dodatkowych zajęciach, które w większości odwiedzonych placówek organizowane są przed lekcjami, o 7.00 rano. - Podoba mi się, jak coś napiszę i później inni to czytają, a są to jakieś ciekawostki - mówił po warsztatach Tomasz Sikora z piątej klasy polskiej szkoły w Koszarzyskach, który w zespole redakcyjnym szkolnej gazetki pracuje już drugi rok. - Te warsztaty, spotkanie z dziennikarzami były świetną inspiracją dla mnie. Sama dużo się dowiedziałam. Ja jestem nauczycielką, więc spotkanie z prawdziwymi dziennikarzami podsuwa mi wiele pomysłów, wskazówek, jak pracować z dziećmi przy tworzeniu gazetki, żeby jak najwięcej pisały od siebie, a nie ściągały – stwierdziła opiekun kółka dziennikarskiego szkole w Koszarzyskach Maria Kajfosz.

W polskiej szkole w Bystrzycy natomiast spotkali się uczniowie, którzy chcieliby poznać tajniki pracy dziennikarskiej mimo, iż w ich szkole gazetka nie jest redagowana. Kto wie, może takowa powstanie właśnie po warsztatach?

Warsztaty z pewnością pomogą uczniom, którzy w nich uczestniczyli nie tylko w samym redagowaniu szkolnych gazetek, ale także przyczynią się do podszlifowania języka ojczystego. Kolejne planowane są w szkołach w Karwinie, Lutyni Dolnej, Trzyńcu. Na koniec redaktorzy wszystkich szkolnych gazetek spotkają się na wspólnych warsztatach w Czeskim Cieszynie.
(indi)

niedziela, 22 marca 2015

Zebranie CUTW

Członkowie Stowarzyszenia Cieszyński Uniwersytet Trzeciego Wieku spotkali się 19 marca w auli Uniwersytetu Śląskiego na walnym zebraniu sprawozdawczym.
Zebranie CUTWczłonkowie CUTW byli jednomyślni, fot. indi
Delegaci powołali nowy skład Rady Programowej Stowarzyszenia, w której znaleźli się prof. dr hab. Jadwiga Uchyła-Zroski z Wydziału Artystycznego UŚ, prof. dr hab. Zenon Gajdzica — dziekan Wydziału Etnologii i Nauki o Edukacji , dr inż. Łukasz Wróblewski — dziekan Wydziału Zamiejscowego WSB z Dąbrowy Górniczej, dr Tadeusz Kania, mgr Danuta Sikora, mgr Izabela Kula, mgr Teresa Wałaga, redaktor Kazimierz Kaszper, mecenas Tadeusz Szkaradnik, mgr Ryszard Macura, burmistrz miasta.
Omówiono dalszy plan działania obejmujący spotkania tematyczne poszczególnych sekcji Stowarzyszenia i wycieczki oraz zaproponowano zakończenie roku akademickiego na Trójstyku. Ponadto Zarząd, pod prezesurą Małgorzaty Szwarc Niedźwieckiej, jednomyślnie otrzymał absolutorium.
Stowarzyszenie UTW skupia blisko trzystu członków, których aktywność jest dostrzegana i doceniana przez władze samorządowe, które na zebraniu reprezentował zastępca burmistrza miasta Bogdan Ścibut.Warto nadmienić, że wykłady plenarne UTW odbywają się w co drugi czwartek o godz. 16.00 w sali konferencyjnej UŚ w Cieszynie przy ul. Bielskiej 62 są otwarte dla publiczności. W najbliższym czasie dojdzie do pięciu spotkań
— 9 kwietnia: „Prywatne życie roślin”, Aleksandra Dorda, naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska i Roślin,
— 23 kwietnia: „Kręgi Sztuki”, Piotr Gruchel, naczelnik Wydziału Kultury i Turystyki,
— 14 maja: „Żywa architektura”, Justyna Świerczek,
— 29 maja: „Baśniowe krajobrazy Kambodży, Wietnamu i Tajlandii”, Janina Hławiczka, Robert Goryczka,
— 11 czerwca: „Zagrożenia związane z podróżowaniem”, dr Bronisława Szlaur.
(indi)

poniedziałek, 16 marca 2015

Promocja książki o Adolfie Pilchu

PromKsia_Adolf_Pilch-7925_bt_iWISŁA / Nie zabrakło Zaolziaków na zorganizowanej 12 marca w sali Domu Zborowego im. Ks. Bp. Andrzeja Wantuły w Wiśle promocji książki Danuty Szczypki pt. mjr Adolf Pilch (1914-2000) – cichociemny z Wisły. A to dlatego, że żona Adolfa Pilcha, Ewa Mrózek pochodziła z Zaolzia, z Wędryni.
Spotkanie z autorką książki zorganizowały Parafia Ewangelicko-Augsburska w Wiśle oraz Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Śniegonia. Przybyli nie tylko przedstawiciele władz powiatowych, ale także środowisk kombatanckich, członkowie Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej oraz członków Rodziny Adolfa Pilcha: córka Anna Marples i syn Adama Pilch, którzy na promocję książki o ojcu przyjechali specjalnie z Londynu. Była także rodzina z Wisły: bratanek Paweł Pilch z rodziną, która na miejscu wspierała całe przedsięwzięcie wydawnicze i organizacyjne.
Książkę o Adolfie Pilchu wydało Wydawnictwo Luteranin Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Wiśle, a wsparło Starostwo Powiatowe w Cieszynie. O zaprezentowanie nowego wydawnictwa organizatorzy promocji poprosili Zaolziaka, prezesa Kongresu Polaków w Republice Czeskiej, doktora nauk humanistycznych w zakresie historii (Uniwersytet Opolski) i doktora teologii ewangelickiej (Uniwersytet Komeńskiego w Bratysławie). Szymeczek opowiedział więc o Adolfie Pilchu nie omijając zarysowania kontekstu historycznego czasów, w których żył bohater książki.
(indi)

W Książnicy o Ukrainie

Temat, którym żywo interesują się ostatnio mieszkańcy całego kraju poruszano w piątkowe popołudnie w Książnicy Cieszyńskiej. Dyskutowano bowiem o aktualnej sytuacji na Ukrainie.
W Książnicy o UkrainiePiotr Maciążek - ekspert do spraw Europy Środkowo-Wschodniej podzielił się ze słuchaczami swoją wiedzą na temat Ukrainy, fot. indi
W spotkaniu udział wzięli Wojciech Mucha - autor wydanej przed miesiącem książki „Krew i ziemia. O ukraińskiej rewolucji”, Przemysław Miśkiewicz - organizator konwojów z pomocą humanitarną dla Ukrainy oraz Piotr Maciążek - ekspert do spraw Europy Środkowo-Wschodniej. Każdy z wypowiadających się ma doświadczenia i wiedzę o sytuacji na Ukrainie z różnych punktów widzenia. Wojciech Mucha jako dziennikarz-reportażysta był wielokrotnie na Majdanie w czasie prowadzonych tam walk. Wiele widział i słyszał osobiście, tak, jak i Przemysław Miśkiewicz. Odczucia i wrażenia obydwu są jednak mocno subiektywne, gdyż obaj że byli bezpośrednio uczestnikami tamtych wydarzeń, a więc poczuli klimat Majdanu od wewnątrz solidaryzując się z tamtymi ludźmi. Nie sposób, by reportaż uczestniczący był zatem obiektywny. Obiektywną, fachową wiedzą merytoryczną dzielił się natomiast ze słuchaczami Piotr Maciążek - ekspert do spraw Europy Środkowo-Wschodniej. Poruszono więc nie tylko temat Majdanu, ale też całej wojny na Ukrainie, polityki rosyjskiej oraz kwestii bezpieczeństwa w naszej części Europy.

Spotkanie było okazją do promocji wydanej przed miesiącem książki Wojciecha Muchy „Krew i ziemia. O ukraińskiej rewolucji”. Uatrakcyjniają ją zdjęcia Konrada Falęckiego, które wyświetlane na dużym ekranie obejrzeć mogli uczestnicy spotkania w Książnicy.
- Dobrze, że Książnica, jako instytucja mocno związana z regionem, otwiera się również na tematy spoza regionu, a nawet światowe, bo to, co dzieje się w innych częściach Polski i świata cieszyniaków również może zainteresować – powiedział naszemu portalowi jeden ze słuchaczy. Po wystąpieniach prelegentów przyszedł czas na pytania z sali. Zastanawiano się, czy i jak powinniśmy Ukraińcom pomagać. Obecny na spotkaniu Krzysztof Neścior, radny powiatowy prowadzący Muzeum 4 Pułku Strzelców Podhalańskich przyznał, że gdy gościł u siebie dwóch rannych na Majdanie Ukraińców to gdy zapytał ich, co po Majdanie, jak zamierzają w swoich miejscowościach zmieniać rzeczywistość, oni nie mieli konkretnego pomysłu. Żywo dyskutowano także na temat ukraińskich nacjonalistów. Prelegenci twierdzili, że choć nacjonaliści na Ukrainie istnieją, to jest to niewielki margines. – W każdym społeczeństwie są nacjonaliści. U nas też jest ONR – zauważył Mucha. Maciążek dodał, że polityka informacyjna Rosji skupiona jest na rzezi wołyńskiej po to, aby nas z Ukraińcami poróżnić. Na koniec stwierdzono zgodnie, że jedną z największych bolączek III RP jest brak polityki historycznej.
(indi)








niedziela, 15 marca 2015

Promocja książki o wiślańskim cichociemnym

Nie lada gratka dla miłośników najnowszej historii. Ukazała się książka o Adolfie Pilchu, zmarłym przed 15-laty cichociemnym z Wisły, autorstwa Danuty Szczypki. Uroczystą promocję zorganizowano 12 marca w sali wiślańskiego Domu Zborowego im ks. bp. Andrzeja Wantuły.
Promocja książki o wiślańskim cichociemnymAutorką książki o Adolfie Pilchu jest Danuta Szczypka, fot. indi
W kontekst historyczny wprowadził zebranych historyk dr Józef Szymeczek (prezes Kongresu Polaków w Republice Czeskiej).Po kampanii wrześniowej, przedostał się na Węgry, a stamtąd do Francji, po czym został przeszkolony na cichociemnego. - Cichociemni w Polsce trafiali na wszystkie odcinki frontu, gdzie walki prowadziła Armia Krajowa. Szymeczek wyjaśnił także skąd wzięła się sama nazwa „cichociemni”. — Kiedy ci żołnierze wracali z ćwiczeń do swoich kompanii nie mogli mówić o niczym, gdyż byli zobowiązani tajemnicą wojskową. Gdy koledzy ich dopytywali odpowiadali „musimy być cicho”, a koledzy na to „to wy ciemniaki nawet nam nic nie powiecie”. I z kombinacji tych wyrazów zrodziło się określenie „cichociemni”, którym później ich określano. Być może jest to legenda, która towarzyszy tym bohaterom.
Adolf Pilch związany jest również z Zaolziem poprzez swoją żonę, pochodzącą z Wędryni Ewę Mrózek, która współpracowała z wywiadem AK, a konkretnie z wiedeńską grupą „Straganu”. Ślub wzięli po wojnie, już w Anglii.

Głos zabrała także sama autorka, dzięki której w ubiegłym roku do biblioteki Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Wiśle trafiły książki z księgozbioru Adolfa Pilcha przekazane jeszcze za jego życia do kraju. - On, który stronił od polityki — co często podkreślał w swoich wspomnieniach, notatkach — dostał się tak naprawdę w jej tryby. I to polityka decydowała o jego życiu, ocenie jego postaci i dokonań. To, że pamięć o nim przetrwała i jest pielęgnowana, to zasługa przede wszystkim jego żołnierzy. To dzięki nim major Adolf Pilch zaczął funkcjonować w świadomości części społeczeństwa, jako „człowiek o rzadkich w Polsce właściwościach, któremu chodziło o sprawę, a nie o racje osobiste, czy zaszczyty”Szczypka przypomniała, że na te właśnie cechy Pilcha zwrócił uwagę jego dowódca z Puszczy Kampinowskiej w swych wspomnieniach.

Wśród uczestników spotkania nie zabrakło przybyłych z Anglii dzieci Pilcha: córki Anny Marples i syna Adama, a także jego wiślańskich krewnych, m.in. bratanka Pawła Pilcha z rodziną.

Dziewięćdziesięciostronicową publikację wydało Wydawnictwo Luteranin Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Wiśle, a wsparło Starostwo Powiatowe w Cieszynie.

(indi)

Aktywna Komisja Ochrony Przyrody

Podczas ostatniego zebrania Komisji Ochrony Przyrody przy oddziale PTTK ''Beskid Śląski'' w Cieszynie, jakie 12 marca zorganizowano w siedzibie Oddziału, omówiono to, co udało się już w tym roku osiągnąć, ale przede wszystkim najbliższe plany. A jest ich niemało. Warto bowiem podkreślić, że KOP organizuje ogromną ilość akcji wychodząc ze swymi inicjatywami poza własne grono. Swe propozycje kieruje w większości do dzieci i młodzieży szkolnej.
Aktywna Komisja Ochrony Przyrodysprawozdanie i plany przeczytał przewodniczący KOP Jan Machała, fot. indi
W tym roku udało się już zrealizować dwa konkursy wiedzy przyrodniczej w szkołach, w tym jeden międzyszkolny dla wszystkich ustrońskich szkół, o czym pisaliśmy (Mali ustrońscy przyrodnicy ), drugi zaś w Alternatywnej Szkole Podstawowej w Cieszynie.

Podczas zebrania omówiono także najbliższe plany dotyczące sprzątań i konkursów plastycznych oraz wycieczek szkolnych po obiektach przyrodniczych. 27 marca młodzież wraz z działaczami KOP sprzątać będzie cieszyńskie rezerwaty. Zaplanowano już, we współpracy z samorządami, sprzątania w kolejnych gminach, a mianowicie w Skoczowie, Brennej, Ustroniu i Kończycach.
W przygotowaniu są już także konkursy plastyczno-przyrodnicze dla uczniów szkół podstawowych w Cieszynie, Goleszowie i Dębowcu. Prezes KOP PTTK Jan Machała zdał także relację zebranym z nawiązanej współpracy z również działającym przy Oddziale PTTK „Beskid Śląski” w Cieszynie Klubem Fotograficznym „Start” w zakresie konkursu fotograficznego, którego tegoroczną tematyką będzie właśnie przyroda (pisaliśmy: Klub fotograficzny START ).
(indi)

Trzyniecki Hutnik z 11 marca 2015,s.6


Trzyniecki Hutnik z 25 lutego 2015,s.6


GZC nr 4 z 30-01-15. s. 6


sobota, 14 marca 2015

Triumf kobiecości

Kobiety w kapeluszach są tematem kolejnej wystawy obrazów pędzla Dariusza Orszulika prezentowanych w Galerii ''Plus'' prowadzonej przez Teresę Pawłowską przy ul. Głębokiej w Cieszynie. Wystawę zatytułowano Triumf kobiecości, a obrazy ukazują piękno, elegancję i urok pań.
Triumf kobiecościmalarz Dariusz Orszulik z prowadzącą galerię Puls Teresą Pawłowską na tle najnowszej kolekcji obrazów przedstawiających panie w kapeluszach, fot. indi
Wystawę otwarto w środę 11 marca, a uwiecznione na płótnie portrety pań w kapeluszach będzie można oglądać do końca marca. - Malując tą serię obrazów skupiłem się na pięknie kobiecej twarzy. Kapelusz zawsze mi się podobał. Wprowadza szyk, elegancję, ale też rondo kapelusza nakładam troszkę na twarz malowanych pań, co stwarza pewną tajemniczość – mówi artysta przyznając, ze cykl portretów pań w kapeluszach jest pierwszym tego typu, który wyszedł spod jego pędzla.

To nie koniec zainteresowania malarza paniami w kapeluszach. Jego kolejną inicjatywą jest planowane na sobotę 21 marca spotkanie przy kawie dla Pań w kapeluszach, które odbędzie się w Cafe Muzeum w Cieszynie o 16.00. -Chodzi o to, by wypić kawę nie w domu, a w kawiarni. Bo po rozmowach z mieszkańcami Cieszyna obserwuję odchodzenie od tradycji picia kawy w kawiarni. Chcemy w ten sposób wrócić do tej przyjemności spędzenia czasu w kawiarni, rozmowy z drugą osobą. Natomiast kapelusz jest pewnym stanem ducha u kobiet. To nie jest tylko element ubrania. Myślę, że gdy panie wypiją już tą kawę będą mogły opowiedzieć, jak się pijąc kawę czuły. Chcę wykorzystać ich opinię do tworzenia pewnych obrazów będących sumą wrażeń kobiet co odczuły pijąc kawę w kapeluszu. Będzie to więc rodzaj happening – przeniesienie odczuć kobiet pijących kawę w kapeluszu na obraz, który powstanie. Zapraszam również fotografów, mam nadzieję, że dla nich również przestrzeń kawiarni ubogacona o piękno pań w kapeluszach będzie ciekawym tematem – zachęca do udziału w imprezie Dariusz Orszulik dodając, że kilka osób już zapowiedziało, że przeczyta wiersz na temat kapeluszy, może uda się sprowadzić jakiegoś muzyka.
indi)

Cisza dla hospicjum

Poezji z nowego tomiku Aleksandry Błahut-Kowalczyk ''Cisza'' wysłuchać można było w środowe popołudnie 12 marca w czytelni i kawiarni literackiej Avion tuż po drugiej stronie Olzy, przy Moście Przyjaźni. Nie był to jednak zwykły wieczorek poezji, a inauguracja w Powiecie Cieszyńskim Ogólnopolskiej Kampanii Pola Nadziei.
Cisza dla hospicjumSwe wiersze czytała Aleksandra Błahut-Kowalczyk, fot. indi
Pola Nadziei to ogólnopolska kampania hospicyjna, w której cieszyńskie Hospicjum św. Łukasza Ewangelisty bierze udział po raz czwarty. Jej celem jest zbieranie funduszy na działalność hospicyjną, a także popularyzacja idei hospicyjnej wśród dzieci, młodzieży i całego społeczeństwa.
Symbolem kampanii jest żonkil, czyli międzynarodowy symbol nadziei. Nie zabrakło więc ich i w Avionie. Każdy kto przyszedł na poetycko-muzyczną ucztę, a sala kawiarni wypełniona była po brzegi, otrzymał mały żółty kwiatek, który mógł wpiąć sobie do klapy marynarki, czy innej części garderoby. Czytane przez autorkę wiersze pełne refleksji na temat Boga i nadziei przeplatane były piosenkami śpiewanymi przez Martę Bylok z II Liceum Ogólnokształcącego w Cieszynie przy gitarowym akompaniamencie Wojciecha Kaczmarczyka.

Wieczorek poetycko-muzyczny zorganizowały Halina Sajdok-Żyła, laureatka Srebrnej Cieszynianki oraz Małgorzata Szklorz, cieszyńska poetka. Podczas wieczorku można było wspomóc Hospicjum, a także nabyć tomik wierszy napisanych przez nieżyjącego pacjenta hospicjum Stanisława Goli.
(indi)

czwartek, 12 marca 2015

O muzyce Karpat w Łomnej

MuzikaKarpat-7622_bt_iŁOMNA GÓRNA / W sobotnie popołudnie miłośnicy karpackiej muzyki spotkali się w Sałajce, by wysłuchać interesujących wykładów. Międzynarodowe seminarium „Muzyka Karpat” zorganizowali w pensjonacie U Studanki Stowarzyszenie Koliba z Koszarzysk i Oddział Górali Śląskich.
Wpierw PhDr. Jiří Langer wspominał etnomuzykologa PhDr. Jaromíra Gelnara, autora ludowych śpiewników, który wędrował po kraju zbierając przykłady ludowej muzyki i nagrywając wiele godzin ciekawych przykładów.
Vít Kašpařík z Velkych Karlovic, znany Zaolziakom z takich imprez, jak Miyszani owiec w Koszarzyskach opowiadał, jak wytwarza się ludowe instrumenty. Jego domeną są wszelkiego rodzaju piszczałki.
Wspominał, że samej sztuki wytwarzania instrumentów nauczył się od swego ojca, jednak do tego, jak mają wyglądać karpackie instrumenty ludowe dochodził już samodzielnie. Wyjaśnił, że piszczałki robi się najczęściej z czarnego bzu, gdyż ten ma miękki miąższ, który można z środka łatwo usunąć. Gdy zaczynał robić piszczałki, to używał różnych narzędzi – dłutek, pilników.
- Ale później pomyślałem, że przecież pasterz, który robił sobie piszczałkę, takich narzędzi nie miał. Dlatego tak długo próbowałem, aż zrobiłem piszczałkę przy pomocy jedynie noża – wyjaśnił.
Teraz robi piszczałki tak, by miały odpowiedni ton, by na każdej można było grać wspólnie z innymi. – Ale myślę, że pasterz się takimi problemami nie zajmował i gdyby zaszedł ze swoją piszczałką do sąsiedniej wsi, to jego piszczałka grałaby w innym tonie, niż piszczałki innych pasterzy – wyraził przypuszczenie.
Podzielił się ze słuchaczami również takimi ciekawostkami, jak to, że piszczałki trzeba… moczyć.
– Piszczałka ze świeżego czarnego bzu grała pięknie, ale jak wyschła, już nie, więc trzeba ją było namoczyć w potoku, albo przynajmniej w trawie z rosą. Nacieramy też piszczałki olejem lnianym – zdradzał tajniki prelegent.
Wykład swój ilustrował nie tylko pokazując kolejne wykonane przez siebie instrumenty, ale także grając na nich. Na przykład zagrał na dwóch piszczałkach z trzciny na raz. Wyraził przypuszczenie, że tak właśnie mogły powstać gajdy.
- Ludziom pewnie przeszkadzało, że muzyka cichnie, jak trzeba nabrać powietrza, dlatego to powietrze trzeba było wrazić do jakiegoś miecha.
Na koniec Vít Kašpařík zdradził, co mu powiedział ojciec na temat powodów, dla których pasterze grali na piszczałkach. Otóż według jego teorii gdy pasterz grał na piszczałce to owca czuła się bezpiecznie słysząc cały czas, że pasterz jest blisko, więc pasła się spokojnie nie podnosząc w niepokoju głowy.
Kolejnymi prelegentami byli wykładowcy z krakowskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego etnomuzykolog, etnolog i antropolog dr Justyna Cząstka-Kłapyta i geograf dr Piotr Kłapyta. Opowiadali oni, bogato ilustrując prelekcję zdjęciami, a nawet fragmentami filmów o magicznej funkcji obrzędowych tańców kolędniczych Hucułów.
Wpierw Piotr Kłapyta przybliżył słuchaczom kwestie związane z położeniem Huculsyczyzny częściowo na terenie dzisiejszej Ukrainy, a częściowo rumuńskiej Bukowiny dodając, że najlepszy dojazd jest przez Słowację.
Wyjaśnił też, że Huculszczyzna to teren górski zamieszkały przez ludność pasterską. To właśnie dzięki trudnodostępnemu położeniu przetrwały tam pradawne obrzędy, o których szczegółowo opowiadała już Justyna Cząstka-Kłapyta. Stwierdziła, że huculski obrzęd kolędniczy należy do najlepiej zachowanych.
Przetrwało w nim wiele tańców i pieśni obrzędowych swymi korzeniami sięgających czasów wierzeń pogańskich w Boga Słońce, na które dopiero w XIX wieku nałożono obrządek chrześcijański. Przed powstaniem pierwszych cerkwi Huculi kolędowali na wiosnę, stąd w ich kolędach tak wiele nawiązań agrarnych.
- Kolęda należy do tych tradycji, które nie mają jednej ojczyzny. Spotykamy ją we wschodniej i południowej Polsce, na Ukrainie, w Rumunii. Są w niej wpływy od południa, czyli rzymskie oraz elementy agrarne, które przyszły od Słowian – wyjaśniała Justyna Cząstka-Kłapyta. – Nie jest to zwykła tradycja czy obyczaj. To jest magia – podkreśliła wyjaśniając, że muzyka to medium pomiędzy tym, a tamtym światem, ma funkcję oczyszczającą, chroniącą przed złą mocą.
Ostatnim prelegentem Dr. Michal Smetanka ze Słowacji, który opowiedział o muzyce, jako o dziedzictwie przodków. (indi)

środa, 11 marca 2015

Muzyka Karpat

Muzyka Karpat była tematem zorganizowanego w sobotę 7 marca w Łomnej Górnej na Zaolziu przez Stowarzyszenie Koliba i Ognisko Górali Śląskich w Koszarzyskach seminarium.
Muzyka KarpatJózef Michałek z Oddziału Górali Śląskich (z prawej) zajął się sprawami technicznymi, fot. indi
Jako że w organizację seminarium zaangażowani byli działacze Oddziału Górali Śląskich, sporo osób przybyło  z polskiej strony Śląska Cieszyńskiego, głównie Ustronia i Trójwsi. Wykład każdy z prelegentów, a było ich czterech, wygłosił w swym języku i nikomu specjalnie nie przeszkadzało to w odbiorze.
Wpierw PhDr. Jiří Langer po czesku wspominał etnomuzykologa PhDr. Jaromíra Gelnara. Następnie Vít Kašpařík z Velkych Karlovic również po czesku zdradzał tajniki wyrobu ludowych piszczałek. Kolejnymi prelegentami byli wykładowcy z krakowskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego - etnomuzykolog, etnolog i antropolog dr Justyna Cząstka-Kłapyta i geograf dr Piotr Kłapyta. Ich prelekcja dotyczyła Huculszczyzny, a konkretnie magicznej funkcji obrzędowych tańców kolędniczych Hucułów. Wygłoszona była oczywiście po polsku, co jak wspominaliśmy, nie przeszkadzało w odbiorze słuchaczom z czeskiej strony. A naukowcy z UJ, którzy na szczegółowych badaniach na Huculszczźnie spędzili sporo czasu, niezwykle interesująco przedstawili ten mało znany temat. Wykład swój bogato ilustrowali zdjęciami huculskich obrzędowych grup kolędniczych. Prelegenci wyjaśnili, że Huculszczyzna to teren górski, a więc kultura góralska bliska naszej. Z tą różnicą, że tam nieprzerwanie przetrwały pradawne obrzędy i rytuały swymi korzeniami sięgające czasów pogańskich. Justyna Cząstka-Kłapyta wyjaśniła, że przed powstaniem pierwszych cerkwi Huculi kolędowali na wiosnę, a przed chrześcijaństwem na Huculszczyźnie panował kult boga słońce. Pierwsza ingerencja chrześcijańska w dawny obrzęd kolędniczy miała miejsce na Huculszczyźnie dopiero w drugiej połowie XIX wieku. Zachowane zostały dawne wierzenia, na które nałożono obrządek chrześcijański.
Kolędują przez dwa tygodnie obchodząc w tym czasie wszystkie 200, 300 chat. Często przez pierwsze trzy doby bez przerwy, bez snu – mówiła Justyna Cząstka-Kłapyta wyjaśniając, że jest to z ich strony ogromne poświęcenie, biorą na ten czas urlopy. Podkreślała też, że nie jest to zwykła tradycja czy obyczaj, a magia. Wyjaśniła, że muzyka jest w tym wypadku medium między tym, a tamtym światem, który jest obecny w huculskich obrzędach kolędniczych. Jedynie Grecy i właśnie Huculi robią uczty dla zmarłych. Kolędnicy w tym wypadku symbolizują zaświaty. Dawniej byli traktowani jako wysłannicy Boga – teraz chrześcijańskiego, wcześniej Boga Słońce. - Huculi wierzą, że dokąd będą kolędować, dotąd będzie istnieć świat – wyjaśniła prelegentka dodając, że huculscy kolędnicy kolędują także przed pustymi, niezamieszkałymi chatami właśnie ze względu na dusze zmarłych, którzy te chaty zamieszkiwali. A muzyka ma moc oczyszczającą, chroniącą przed złą mocą. Taką samą funkcję ma taniec obrzędowy, który u Hucułów przetrwał w formie najstarszych wytworów kultury tanecznej Słowian w przekazie ustnym. Konkretne tańce wykonywano w konkretnych gospodarstwach. Na przykład kreślony przed tańcem na ziemi znak krzyża miał magiczną funkcję zatrzymania roju. Zachowały się też ślady tego, że taniec kolędników był pierwotnie epifanią ku czci Boga Słońce. Chciano naśladować ruch słońca obchodząc chaty zawsze w tym kierunku, w którym podąża słońce i do dzisiaj Huculi tak właśnie kolędują.

Na koniec seminarium Dr. Michal Smetanka ze Słowacji opowiedział o muzyce, jako o dziedzictwie przodków.
(indi)