poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Gorolski Święto 2017

---------------


Czym jest ''Gorolski Święto''

70 ''Gorolski Święto'' przeszło już do historii. Tegoroczna impreza była wyjątkowa ze względu na jubileusz, jednak w swej specyfice nie różniła się specjalnie od poprzednich i tych, które będą w kolejnych latach. A nad tym, czym właściwie jest ''Gorolski Święto'' zastanawiali się zaproszeni goście podczas panelu dyskusyjnego pt. Międzynarodowe Spotkania Folklorystyczne ''Gorolski Święto'' jako fenomen kulturowo-społeczny''.
Tadeusz Filipczyk, wieloletni konferansjer i ikona Gorolskigo Święta
Panel dyskusyjny w piątkowe popołudnie 4 sierpnia w Domu Polskim – siedzibie Miejscowego Koła w Jabłonkowie Polskiego Związku Kulturalno Oświatowego w Republice Czeskiej zorganizowała Sekcja Ludoznawcza ZG PZKO oraz Izba Regionalna imienia Adama Sikory MK PZKO Jabłonków z okazji 70. Międzynarodowych Spotkań Folklorystycznych „Gorolski Święto”. Spotkanie moderowała dr Joanna Dziadowiec (antropolog kultury, kulturoznawca i menadżer kultury, wiceprzewodnicząca ds. akademickich i badawczych sekcji młodych Międzynarodowej Organizacji Sztuki Ludowej IOV World organizacji konsultacyjnej UNESCO, ekspert dziedzinowy Fundacji Obserwatorium Żywej Kultury, autorka książki FESTUM FOLKLORICUM. Performatywność folkloru w kulturze współczesnej. Rzecz o międzykulturowych festiwalach folklorystycznych), która kolejno pytała zaproszonych gości, czym według nich jest „Gorolski Święto” i na czym polega jego fenomen. A za prezydialnym stołem zasiadali: dr Janusz Kamocki (etnograf, prowadzący badania w różnych częściach świata, wieloletni pracownik Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w Krakowie, były żołnierz Armii Krajowej i członek niepodległościowych organizacji konspiracyjnych), Leszek Miłoszewski (Dyrektor Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej), Jarosław Gałęza (Dyrektor Muzeum Wsi Opolskiej w Opolu), Jiří Hamrozi (Burmistrz Miasta Jabłonków), Jan Ryłko (Prezes Miejscowego Koła Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Jabłonkowie, członek Komitetu Organizacyjnego MSF „Gorolski Święto”), Tadeusz Filipczyk (długoletni konferansjer MSF „Gorolski Święto”, członek Komitetu Organizacyjnego MSF „Gorolski Święto” i Komisji Programowej MSF „Gorolski Święto”, laureat konkursu „Ślązak Roku”), Stanisław Gawlik (Prezes Sekcji Historii Regionu Zarządu Głównego Polskiego Związku Kulturalno- Oświatowego, członek Komitetu Organizacyjnego MSF „Gorolski Święto”), Leszek Richter (Kierownik Izby Regionalnej im. Adama Sikory Miejscowego Koła Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Jabłonkowie, Prezes Sekcji Ludoznawczej Zarządu Głównego Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego, członek Komitetu Organizacyjnego MSF „Gorolski Święto” i Komisji Programowej MSF „Gorolski Święto”).

Niestety, wbrew wcześniejszym zapowiedziom organizatorów, którzy podkreślali m.in. na poprzedzającej „Gorolski Święto” konferencji prasowej (pisaliśmy Zbliża się jubileuszowe Gorolski Święto ), jak ważne będą dla nich głosy z sali, na te zabrakło czasu. Zdążyli wypowiedzieć się nieliczni, m.in. Ryszard Stanclik z Jaworza, czyli, jak sam podkreślił, z pogranicza Śląska Cieszyńskiego z Małopolską. - Naszym problemem w Jaworzu jest to, że na dzień dzisiejszy liczymy około siedmiu tysięcy mieszkańców, natomiast rdzennych Jaworzan z tego jest najwyżej dwa i pół tysiąca. Reszty to są mieszkańcy, którzy do Jaworza przybyli i to nie z terenu Śląska Cieszyńskiego, ale bardzo dużo z głębi Polski. Dla nas „Gorolski Święto” czy TKB jest świętem, bo na tym święcie staramy się podglądać, nawiązywać różnego rodzaju kontakty, które później wykorzystujemy w swojej działalności Towarzystwa Miłośników Jaworza. Przykładowo, gdyby nie nawiązana na „Gorolskim Święcie” znajomość z panem Leszkiem Richterem, to nasze dzieci nie występowałyby w konkursie gwarowym. My pozyskujemy u was pewne wiadomości, pewne wzory działania - stwierdził jakby w odpowiedzi na wypowiedź prezesa PZKO działacz towarzystwa Miłośników Jaworza. A prezes stwierdził, że ponieważ „Gorolski Święto” ma już 70-letnią tradycję to na pewno było inspiracją dla innych organizacji i festiwali. - My się nie obrażamy za to, że ktoś zerżnął od nas jakieś wzory. To jest niezamierzony efekt, ale się cieszymy, że jesteśmy inspiracją – powiedział Ryłko.

Do dyskusji panelistów wprowadziła natomiast prowadząca panel Joanna Dziadowiec.
- Przede wszystkim zebrał nas tutaj jubileusz święta. Podkreślam święto, bo to będzie niebagatelne dla naszej dyskusji – zaczęła. - Chcieliśmy temat ująć z szerszej perspektywy. Bardzo często debata zarówno w środowisku akademickim, czy też szerzej w środowisku ekspertów w dziedzinie folkloru, kultury ludowej jeśli mówimy o festiwalach, ogranicza się do przestrzeni scenicznej. Czyli właśnie scena, formuła reprezentatywna, która jak najbardziej jest uzasadniona. Ale my pytamy, czym jest to święto. I od razu nasuwa się pytanie, dla kogo, bo tu nie ma opcji, żeby był festiwal bez ludzi zarówno tych, którzy przyjeżdżają, żeby oglądać, jak i tych, którzy są gospodarzami i tych, którzy przyjeżdżają żeby się zaprezentować. Natomiast to jest tylko jeden element. Festiwal tworzy wiele grup – dodała.

- Gorolski Święto jest bardzo specyficzną rzeczą. Nie pasuje do żadnego z określań, a jednocześnie pasuje do wszystkich – przewrotnie, acz nader trafnie stwierdził Kamocki wyjaśniając, że „Gorol” ma swój specyficzny charakter, który różni go od wszystkich innych festiwali. - Są dwa takie święta, które mają charakter już nie tylko festiwalu – dodał po chwili namysłu porównując „Gorolski Święto” do Festiwalu Ziem Wschodnich w Białymstoku. - W jednym i drugim przypadku jest to święto, pokaz kultury Polaków żyjących poza granicami. A to już nie jest kultura regionalna. To już zaczyna awansować do kultury narodowej. Wspomniał korowody w dawnych czasach, na których widział transparenty „byliśmy, jesteśmy, będziemy.” - Polaków na Zaolziu jest 36 tysięcy. I mam wrażenie, że gdyby nie „Gorol”, to byłoby mniej. To święto podbudowuje psychikę Polaka.

Z kolei Tadeusz Filipczyk, wieloletni konferansjer i ikona „Gorolskigo Święta” podkreślał przede wszystkim, że „Gorolski Świeto” powstało z potrzeby serca i z tego wynika jego fenomen. - Ci wszyscy ludzie, którzy pracują w lasku miejskim robią to nie po to, by się przypodobać ciotce czy prezesowi. Oni to robią z potrzeby serca, bo to jest ich święto. Fenomen „Gorolskigo Święta” polega na tym, że ludzie robią go z potrzeby serca.
Gawlik natomiast zwrócił uwagę na fakt, że fenomen ten jest wzbogacony tym, że jest to święto wszystkich mieszkańców Jabłonkowa, że wszystkich porwało to święto. Również Czechów. Potwierdził to Burmistrz miasta przyznając, że wie od włodarzy innych miejscowości w szeroko pojętym regionie, że nie organizują imprez u siebie w tym samym terminie, co „Gorolski Święto” i otwarcie przyznają, że dla tego, że wtedy ludzie nie przyszliby na ich imprezę, bo większość jest na „Gorolu”. Ciekawie określił też rok pod względem świąt. - Mamy święta Bożego Narodzenia, Wielkanocne, a potem „Gorolski”.

- Dla mnie „Gorolski Święto” nie jest świętem folkloru. To jest święto kultury ludowej. Festiwale prezentują bardzo wybiórczo kulturę ludową. Najczęściej ograniczają się do folkloru tanecznego, bo on jest najbardziej atrakcyjny dla widzów. A my tu prezentujemy kompleksowo kulturę ludową. Tak kulturę materialną, jak niematerialną, czyli duchową. Mamy tutaj wszystko: mamy tutaj folklor taneczny, muzyczny, słowny, bo występują nasi rodzimi gawędziarze. Dalej od roku 2004 „Gorolskimu Świętu” towarzyszą „Szikowne Gorolski Rynce” czyli pokaz i warsztaty rzemiosła i rękodzieła. Bardzo ważnym składnikiem tej kultury są też tradycyjne potrawy, które są tutaj oferowane. I co jest bardzo ważne, nie jest to oferowane w formie cateringu tylko dziewiętnaście miejscowych kół w swoich stoiskach oferuje własnoręcznie wytworzone regionalne produkty. I pomimo tego, że nie czuwa nad tym żadne ciało naukowe, to jednak jesteśmy na te sprawy bardzo wrażliwi i jako organizatorzy czuwamy nad tym, żeby to święto było świętem kultury ludowej. Pomimo tego, że impreza urosła do dużych rozmiarów nie skomercjalizowała się w negatywnym sensie tego słowa – stwierdził Richter. I podkreślił wagę tego, że na świętogorolskiej scenie prezentują się nasze dzieci i młodzież, laureaci konkursów gwarowych, co ma dla nich niebywałe znaczenie. - Bo chodzi o to, żeby wciągać w to dzieci i młodzież. I to ja nazywam ochroną niematerialnego dziedzictwa.

Ryłko nawiązał też do znaczenia, jakie dla „Gorolskigo Święta” ma uczestnictwo w TKB. - Jeszcze dawno dawno przed tym, zanim powstała Unia Europejska i zniesiono granice to na jednym z pierwszych „Gorolskich świat” już występowały zespoły z Trójwsi czyli my już wtedy mieliśmy współpracę transgraniczną, jak się to teraz nazywa. I wszyscy mówią jedno. Jednego nie ma nigdzie indziej. Tej rodzinnej atmosfery, jaka panuje w lasku. Dlatego zachęcamy by przychodzić z całymi rodzinami.

- Odpowiedź czym jest „Gorolski Święto” jest bardzo trudna, bo wszystkie odpowiedzi będą prawidłowe. Użyję więc odpowiedzi najprostszej - jest po prostu świętem
 – podsumował Leszek Miłoszewski, dyrektor TKB.

(indi)
http://wiadomosci.ox.pl/wiadomosc,38003,czym-jest-gorolski-swieto.html









------------------

Świętogorolski rzemiosło

Od wielu już lat Gorolski Święto to nie tylko to, co dzieje się na scenie, ale też szereg imprez towarzyszących. Bo kultura ludowa to przecież nie tylko folklor muzyczny i taneczny. Tak więc swe miejsce w jabłonkowskim Lasku Miejskim mają także rzemieślnicy trudniący się regionalnym rękodziełem.
Jednym spośród dziesięciu rzemieślników, którzy uroczyście odebrali certyfikat na scenie jest Piotr Nytra z Godziszowa, fot. indi
Folklor ze sceny „pod strómy”, czyli pod drzewa w jabłonkowskim Lasku Miejskim sprowadził Leszek Richter – prezes Sekcji Ludoznawczej Polskiego Związku Kulturalno Oświatowego w Republice Czeskiej prowadzący zarazem Izbę Regionalną Adama Sikory w Jabłonkowie. To on wymyślił pokazy „Szikowne Gorolski Rynce”. I choć postulaty zaprezentowania szerszego, aniżeli sceniczny, folkloru pojawiały się (jak pisze w swej książce „Nie tylko Gorolski, więcej niż Święto” Jarosław jot-Drużycki, który wyszperał mnóstwo archiwalnych materiałów prasowych na ten temat) już dużo wcześniej to właśnie Richterowi udało się wprowadzić je w życie. I tak zarówno w sobotę, jak i niedzielę w pewnym oddaleniu od sceny i bud z gastronomią rozstawiają swe kramy i polowe warsztaty rozmaici rzemieślnicy. Są wśród nich tacy, którzy wykonują tradycyjne dla tego terenu wyroby, są i tacy, którzy prezentują współczesne rękodzieło, a ich związek z regionem polega na wykorzystaniu tradycyjnych, naturalnych materiałów, tradycyjnych beskidzkich motywów wzorniczych i ręcznej obróbce, jednak posłują się nimi do produkcji przedmiotów, które w tradycyjnej (za jaką zwykło się uważać dziewiętnastowieczną) kulturze ludowej nie występowały. Choćby kolczyki, wisiorki, bransoletki czy nawet etui na telefon. - Wszystko to jednak jest rękodzieło – podkreśla z naciskiem Richter.

Wielu spośród wystawiających swą twórczość na „Gorolu” rzemieślników legitymuje się certyfikatami „GÓROLSKO SWOBODA produkt regionalny®”. Jest to gwarancja zarówno jakości, jak i regionalności danych wyrobów. – Ta marka gwarantuje, że dany wyrób jest od miejscowego producenta, wyjątkowy w odniesieniu do regionu, to znaczy wykonany z miejscowych surowców, tradycyjnymi technikami rękodzielniczymi, jest jakościowy, no i oszczędny w stosunku do środowiska naturalnego. I za tym wszystkim stoją ludzie tu stela, z Beskidu Śląskiego, z Beskidu Kysuckiego. Samą markę przyznaje niezależna Komisja Certyfikacyjna. Żeby móc posługiwać się logo marki regionalnej, producenci muszą spełnić surowe kryteria – mówił ze sceny Lasku Miejskiego w sobotę, podczas uroczystego wręczania certyfikatów marki Górolsko Swoboda nowym rzemieślnikom Richter. Bo tego roku do zacnego grona już certyfikowanych dołączyło kolejnych dziesięć rzemieślników z całego rozdzielonego granicą państwową Śląska Cieszyńskiego. – Jesteśmy jedynym regionem, gdzie marka funkcjonuje poza granicami RC na terenie 2 sąsiednich państw, Polski i Słowacji – dodaje Richter. Bo marka „GÓROLSKO SWOBODA produkt regionalny®” jest częścią sieci marek regionalnych funkcjonujących na terenie Republiki Czeskiej. Jedna spośród 27 marek obejmuje przygraniczne tereny dwóch państw – Českosaské Švýcarsko, czyli tzw. Czeska Szwajcaria i przygraniczny region po niemieckiej stronie granicy. Ale działająca na trójstyku państw jest jedyna.

A co możliwość przyczepiania do swych wyrobów niewielkiej karteczki z logo marki daje samym rzemieślnikom? Dlaczego tak starają się, by uzyskać certyfikat? – Dzięki certyfikatowi ludzie wiedzą, że mój produkt jest oryginalny, w pełni naturalny i z naszego regionu – wyjaśnia Piotr Nytra z Godziszowa, jeden z tych, którzy w sobotę uroczyście odebrali certyfikaty na scenie. – Certyfikat daje mi rozpoznawalność i wstęp na jarmarki regionalne po czeskiej i słowackiej stronie. Starałem się o certyfikat już rok temu. Otrzymałem go de facto w kwietniu (pisaliśmy: Nowe certyfikaty marki regionalnej Górolsko Swoboda ), a dzisiaj było uroczyste wręczenie – mówi. I śpieszy z informacjami, że np. oferowany przez niego miód s rapsu oraz lipowo spadziowy jest wyjątkowy, specyficzny dla naszego regionu. - Są to miody zastrzeżone jako produkt regionalny Ziemi Cieszyńskiej. No, a taka miodula jest tylko w Cieszynie, bo już w Wiśle jest miodonka, a w Żywcu miodówka. Oprócz markowych, regionalnych smakołyków mnóstwo na stoiskach jest drobnej galanterii, przedmiotów użytkowych czy elementów ubioru. Nie tylko góralskiego, ale także po prostu z folkowymi motywami. Łucja Dusek-Francuz, która na co dzień szyje w Cieszynie góralskie, ale też folkowe ubiory stwierdza, że ci, którzy chcą mieć kompletny góralski strój, zamawiają go wcześniej. A tu, na „Gorolu” sprzedają się najlepiej koszulki z folkowymi motywami czy spódnice uszyte z modrzinca.
- Najlepiej sprzedają się drobiazgi – bransoletki, małe wisiorki z pojedynczym wyciętym z kości serduszkiem – stwierdza Beata Malec z Ustronia, która na „Gorolu”, jak i na wielu regionalnych imprezach i jarmarkach zarówno po polskiej, jak i czeskiej i słowackiej stronie bywa od lat. - Tu, na „Gorolu” faktycznie sprzedają się głównie bransoletki – dodaje stojący przy sąsiednim straganie Karol Kufa z Mostów, który robi tradycyjne góralskie, pasterskie pasy czy kierpce, ale także stylizowaną, czerpiącą z tradycyjnych surowców i wzorów współczesną „drobnicę”, jak wspomniane skórzane bransoletki z wybitym góralskim motywem po 40 koron.

Sporym zainteresowaniem odwiedzających „Gorola” i pokazy rzemieślnicze cieszą się te stoiska, przy których można samemu spróbować którejś z tradycyjnych technik. Tak więc nie brakowało chętnych, dzieci, ale i dorosłych, którzy chcieli spróbować jak pracuje się na krosnach, przędzie na kołowrotku nić z wełnianego runa czy lepi garnek. Panowie często chwytali także za narzędzia ciesielskie i przekonywali się, że ot tak ustrugać kawał drewna, to wcale nie jest prosta sprawa. No i pokazy wyrobu sera, których atrakcyjność zawsze podnosi możliwość degustacji dopiero co, na oczach widzów powstałego produktu. Tego roku po raz pierwszy bodaj udało się zorganizować pokaz strzyżenia owiec.
Warto dodać, że jeśli ktoś ma ochotę na ponowne spotkanie z rzemieślnikami legitymującymi się certyfikatem marki regionalnej Górolsko Swoboda, może wybrać się 15.08 do Ustronia, gdzie Mikroregion Górolsko Swoboda i Miejscowe Koło Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Jabłonkowie są współorganizatorami Międzynarodowej Wystawy Produktów Regionalnych. 



------------------
Hażlach w Jabłonkowie
Jednym ze stoisk w jabłonkowskim Lasku Miejskim, jakie można było odwiedzić podczas 70. Gorolskigo Święta, był punkt informacyjny gminy Hażlach. Jego głównym celem była promocja projektu „Ścieżka zdrowia hrabiny Thun-Hohenstein”, który gmina Hażlach realizuje w ramach współpracy z Jabłonkowem.
– Nasza obecność tu związana jest z projektem transgranicznym „Ścieżka zdrowia hrabiny Thun-Hohenstein”. Jabłonków jest naszym partnerem w tym projekcie – wyjaśniał wójt gminy Hażlach Grzegorz Sikorski, który na „Gorola” przejechał z całą rodziną.
W ramach projektu Hażlach we wrześniu otworzy wspomnianą ścieżkę wraz z siłownią i tablicami upamiętniającymi postać hrabiny, która jest zasłużoną postacią dla Śląska Cieszyńskiego.
– I w ramach współpracy odwiedzamy naszego partnera po stronie czeskiej. Prezentujemy się w Jabłonkowie i zachęcamy mieszkańców tych terenów, by odwiedzali naszą gminę – dodaje Grzegorz Sikorski.
Jabłonków w ramach projektu troszczy się o promocję miejsca oraz organizację wydarzeń kulturalnych.
– Jesteśmy tu po raz pierwszy, ale myślę, że nie po raz ostatni. Kiedy wezmę pod uwagę zainteresowanie turystów naszym stoiskiem, mogę powiedzieć, że mamy się czym pochwalić – powiedział nam w sobotę Sikorski.
Na stoisku rozdawano bezpłatne gadżety i materiały promocyjne, w tym koszulki, długopisy i smycze, udzielano informacji o zadaniach projektu oraz o przyrodzie i zabytkach gminy Hażlach i należących do niej Kończycach Wielkich związanych z hrabiną Thun.
A w pobliżu stoiska przechadzał się, wzbudzając spore zaciekawienie gości „Gorola”, Kicak, czyli maskotka gminy Hażlach.
(indi)
----------------
Rzemiosłem i rękodziełem Lasek Miejski stoi
Pokazy rzemiosła i technik rękodzielniczych „Szikowne Gorolski Rynce” połączone z warsztatami dla chętnych są nieodłącznym elementem Gorolskigo Święta już od lat.
Inicjatorem i głównym organizatorem spotkań z rękodziełem i jego twórcami jako imprezy towarzyszącej „Gorolskimu Świętu” jest Leszek Richter – prezes Sekcji Ludoznawczej PZKO i twórca Izby Regionalnej im. Adama Sikory w Jabłonkowie.
– Ta marka gwarantuje, że dany wyrób jest od miejscowego producenta, wyjątkowy w odniesieniu do regionu, to znaczy wykonany z miejscowych surowców, tradycyjnymi technikami rękodzielniczymi, jest jakościowy no i oszczędny w stosunku do środowiska naturalnego. I za tym wszystkim stoją ludzie tu stela, z Beskidu Śląskiego, z Beskidu Kysuckiego – mówił ze sceny Lasku Miejskiego w sobotę, podczas uroczystego wręczania certyfikatów marki Górolsko Swoboda nowym rzemieślnikom.
Samą markę przyznaje niezależna Komisja Certyfikacyjna. Żeby móc posługiwać się logo marki regionalnej, producenci muszą spełnić surowe kryteria.
Co ważne, od samego początku Mikroregion Górolsko Swoboda nie działa w osamotnieniu, lecz w ramach Stowarzyszenia Marek Regionalnych (SMP), których obecnie jest na terenie Republiki Czeskiej 27.
– Jesteśmy jedynym regionem, gdzie marka funkcjonuje poza granicami RC na terenie 2 sąsiednich państw, Polski i Słowacji – podkreśla Richter. (jest jeszcze marka obejmująca przygraniczne tereny dwóch państw – Českosaské Švýcarsko, czyli tzw. Czeska Szwajcaria i przygraniczny region po niemieckiej stronie granicy.)
Zarówno w słoneczną sobotę, jak i w deszczową niedzielę rzemieślnicy prezentowali na stoiskach „Pod strómami” swe wyroby.
W niedzielę z uwagi na deszcz nie wszystkie pokazy mogły się odbyć. Ale ci, których warsztaty mieściły się pod niewielkimi daszkami, nie ustawali w swej pracy.
Można było obejrzeć i zakupić wyroby tych, którzy na miejscu wiele ze swej pracy pokazać nie mogą, jak choćby pszczelarzy.
– Dzięki certyfikatowi ludzie wiedzą, że mój produkt jest oryginalny, w pełni naturalny i z naszego regionu – cieszy się Piotr Nytra z Godziszowa, jeden z tych, którzy w sobotę uroczyście odebrali certyfikaty na scenie. – Certyfikat daje mi rozpoznawalność i wstęp na jarmarki regionalne – cieszył się.
Warto dodać, że jeśli ktoś ma ochotę na ponowne spotkanie z rzemieślnikami legitymującymi się certyfikatem marki regionalnej Górolsko Swoboda, może wybrać się 15.08 do Ustronia, gdzie Mikroregion Górolsko Swoboda i Miejscowe Koło Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Jabłonkowie są współorganizatorami Międzynarodowej Wystawy Produktów Regionalnych. 
(indi)

-----------


A jednak z niespodziankami. Deszczowe jubileuszowe gorolski święto

Wszystko miało być dopięte na ostatni guzik. Wszak tego roku Miejscowe Koło w Jabłonkowie Polskiego Związku Kluturalno Oświatowego w Republice Czeskiej Gorolski Święto organizowało już po raz 70-ty.
Nie był specjalną niespodzianką padający dokładnie od południa, czyli od momentu, kiedy z jabłonkowskiego Rynku wyruszył korowód (pisaliśmy: Korowodem Ho Ho Ho ) rzęsisty deszcz. Wszyscy zainteresowani, zarówno organizatorzy, jak i goście imprezy śledzili bowiem prognozy pogody i żadna z nich nie pozostawiała złudzeń już na kilka dni przed „Gorolem”. Stąd nieodłącznym elementem pejzażu „Gorola '17” były kolorowe czasze parasoli. Jednak byli i tacy, którzy, zasugerowani artykułami, jakie po konferencji prasowej pojawiły się m.in. na łamach papierowego wydania „Głosu Ludu”, jak i naszego portalu Zbliża się jubileuszowe Gorolski Święto liczyli na darmowe peleryny.
Tymczasem nie do końca było tak, jak w zapowiedziach. - Pisała pani że przy zakupie biletów będą rozdawane peleryny. Tymczasem jak wchodząc pytaliśmy dziewczyny sprzedające bilety one nic o niczym nie wiedziały – podchodzili do mnie zmoknięci i zdenerwowani Czytelnicy. - Peleryn faktycznie nie rozdawaliśmy, a sprzedawaliśmy za symboliczne 10 koron. Po to, żeby ludzie nie brali tylko dlatego, że dają za darmo i żeby starczyło dla tych, którzy naprawdę potrzebują, bo nie mają swoich. I i tak nie starczyło, choć było ich 700 – wyjaśnił prezes PZKO Jan Ryłko. Ludzie jednak jakoś sobie radzili i deszcz nie popsuł im zabawy. Większość znając prognozy pogody odpowiednio się przed deszczem zabezpieczyła. Inni, miejscowi, wracali do domu by się przebrać, wysuszyć i z powrotem „na Gorola wio!”. - Całkiem przemokliśmy w korowodzie. Zabrałam wnuki do domu, wysuszyłam suszarką i z powrotem jesteśmy tutaj – mówiła do swej znajomej spotkanej przy jabłonkowskiej budzie starsza pani. - Piwo? - Nie, przi tej pogodzie raczej rozgrzejmy się miodulą – dało się słyszeć inny dialog pod okienkiem budy gastronomicznej.

I tak posiliwszy się w budach pysznym, ciepłym gorolskim jadłem i zapiwszy wedle uznania tradycyjnymi trunkami ludzie wędrowali bądź to „pod strómy”, czyli pod drzewa, pod którymi spontanicznie zbierały się grupki muzyków i, jak to w góralskiej muzyce - obróceni przodem do siebie, a zadkami do publiki grali znane wszystkim beskidzkie kawałki, bądź pod scenę, na której prezentowały się mniej lub bardziej profesjonalne zespoły. Były więc i zaolziańskie grupy – znane wszystkim i wciąż chętnie podziwiane, i trochę egzotyki, czyli zespoły, które na „Gorolski Święto” przyjeżdżają dzięki współpracy organizatorów z Tygodniem Kultury Beskidzkiej, i wreszcie wieczorne gwiazdy: słowackie zespoły, które odstawiły istne szoł łączące elementy ludowe z cyrkowymi popisami akrobatycznymi. Wielkie rozczarowanie natomiast sprawił widzom zespół „Śląsk”, który, z uwagi na pogodę, zamiast zatańczyć jedynie zagrał i zaśpiewał. Pod sceną i między budami dało się słyszeć liczne narzekania na profesjonalistów, „kierzy są z cukru isto”. Ale komu nie podobali się profesjonaliści na scenie mógł pójść „pod strómy” posłuchać prawdziwych, naturalnych ludowych muzyków. Albo przejrzeć się pokazom rzemiosła "Szikowne gorolski rynce".

Kto narzekał, ten narzekał. Wiele jednak osób stwierdzało, że bawią się, mimo deszczu, znakomicie. - Zupełnie nie odczuwamy, by było mniej ludzi – stwierdziły panie z jabłonkowskiej budy nie mogąc nadążyć z obsługą klientów. - Jest ich tyle, co zawsze – dodały uwijając się pomiędzy okienkiem a piecami. Również panowie pilotujący wywóz szamba podkreślali, że nieczystości w nim nagromadzonych jest tyle, co zawsze, co dobitnie dowodzi, że ludzi też jest tyle, co zawsze. - Teraz wywozimy dziesiąty dziewięciokubikowy beczkowóz. A spodziewamy się, że będą jeszcze co najmniej trzy, cztery – stwierdzili.

Najbardziej na pogodę mogli narzekać rzemieślnicy. Choć ich stoiska były jako tako zadaszone, to części pokazów nie dało się zaprezentować w deszczową niedzielę. Cieszyli się więc ci zainteresowani, którzy zdążyli warsztaty rzemieślnicze odwiedzić w sobotę. Choć i w niedzielę pomiędzy straganami z rękodziełem sporo było oglądających, byli i kupujący. - Nie jest to tradycyjny element stroju, ale za to bardzo oryginalne i estetyczne rękodzieło, które będę mogła nosić na co dzień do zwykłych sukienek - wyjaśniała Ania z Łomnej kupując kościany naszyjnik na stoisku ustrońskich rzemieślników Beaty i Andrzeja Malców. - Kupię córce bransoletkę, prawdziwa skóra, to naprawdę pamiątka z imprezy regionalnej - stwierdziła Marzena ze Skoczowa korzystając z oferty sąsiedniego straganu Karola Kufy z Mostów. Chętnie też odwiedzano Kolibę Wydawców, by zakupić regionalne wydawnictwa i wziąć autograf od dwójki autorów, którzy podpisywali tam swe niedawno wydane książki - Magdaleny Ćmiel - „Tożsamość dwóch pokoleń Zaolzian” i Jarosława jot-Drużyckiego - "Nie tylko Gorolski — więcej niż święto", której recenzję tuż przed "Gorolem" zamieściliśmy na naszym portalu.
Nie zabrakło także widzów pod sceną podczas oficjalnego otwarcia święta. Sporym zainteresowaniem publiczności cieszyło się zwłaszcza uroczyste pasowanie konsula RP w Ostrawie Janusza Bilskiego na gorola. By otrzymać symboliczny góralski kapelusz i łobuszek musiał wykonać szereg zadań takich jak przepiłowanie ręczną piłą drewnianej belki, wbicie gwoździa w pieniek czy też wypicie duszkiem piwa i poprawienie kieliszkiem tradycyjnej miodonki. A na koniec najnormalniej w świecie dostał forsztym po zadku, co w kręgach VIP-ów w Polsce byłoby raczej nie do pomyślenia.

- Atmosfera jest fantastyczna, jak zawsze – podsumowała pod wieczór Agnieszka z Cieszyna narzekając jedynie, że nie może obejrzeć występów do końca, gdyż - by zdążyć na ostatni pociąg - musi wyjść najpóźniej za piętnaście dziesiąta. - Końcówki imprezy nie pamiętam, ale bawiliśmy się z kolegami wyśmienicie. Już któryś rok z rzędu i za rok na pewno znów przyjadę – wyznał na jednym z portali społecznościowych w poniedziałkowe popołudnie Darek z Chorzowa. Tak więc do zobaczenia na „Gorolu” za rok!

(indi)
























----------------------

Korowodem Ho Ho Ho

Kulminacyjnym i najbardziej bodaj widowiskowym elementem trwającego trzy dni Gorolskigo Święta w Jabłonkowie jest korowód. Idą w nim działacze poszczególnych Miejscowych Kół Polskiego Związku Kulturalno Oświatowego w Republice Czeskiej prezentując przygotowane przez siebie wozy alegoryczne, zespoły, które później wystąpią na scenie w Lasku Miejskim, działacze PZKO i zaproszeni goście. Nie inaczej było wczoraj, 6 sierpnia.
Korowód, przypominający te, które znamy z dożynek, wyrusza z jabłonkowskiego Rynku dokładnie w samo południe, po odprawionym wcześniej w miejscowym kościele nabożeństwie ekumenicznym. I zmierza ulicami jabłonkowa do Lasku Miejskiego. Wzdłuż ulic tych ustawiają się natomiast tłumnie obserwatorzy. „Idą środkiem ulicy. Mężczyźni, kobiety, dzieci i już dawno niepamiętające co to wstyd i skrępowanie młode dziołchy, które zalotnie rozdają po drodze uśmiechy, a czasem i całusy. I prezentują dumnie swoje stroje, pysznią się w nich jak pawie. Białe kabotki z nieodłącznymi czerwonymi wstążeczkami i zapaski z modrzyńca, uszyte na zamówienie, pielęgnowane i wymuskane." „Suną po bruku stopy obute w kierpce, szeleszczą nogawice, migocą w słońcu ozdobne guziki bruclekow”, opisywał jeden z pierwszych takich pochodów dziennikarz „Głosu Ludu” i obraz ten przystaje do chwili obecnej, chyba że dzień pochmurny, więc knefle nie mają się w czym odbijać.” - pisze w swej książce "Nie tylko Gorolski — więcej niż święto" Jarosław jot-Drużycki.

A wczorajsza niedziela 6 sierpnia była dniem nie tylko pochmurnym, ale też deszczowym. Nieodłącznym więc elementem pejzażu były parasole. Różnokolorowe, mieniące się wszystkimi kolorami tęczy - która jednak tego dnia się nie pokazała - grzybki okrywały głowy stojących wzdłuż ulic widzów, i idących w korowodzie. I choć nijak nie przystawały w swej feeri barw do tradycyjnych góralskich strojów nikt specjalnie się tym nie przejmował. A, jak zauważył po dotarciu korowodu do jabłonkowskiego Lasku Miejskiego konferansjer Tadeusz Filipczyk, miały nawet pewną zaletę. Otóż nikt nie musiał się obawiać, że to właśnie jego tego roku spotka symboliczne szczęście, ale i bardzo prozaiczny zarazem kłopot, jakim jest napaskudzenie przez gołębia, których jabłonkowscy gołębiarze na koniec korowodu wypuszczają z kilkadziesiąt.

Korowód tradycyjnie otwiera jeździec na siwym koniu. A za nim kroczą górale niosący flagi: polską – bo impreza jest polska - i czeską – bo odbywa się na terenie obecnie należącym do Republiki Czeskiej. Nie może w korowodzie zabraknąć oficjeli – począwszy od prezesa PZKO Jana Ryłki, poprzez lokalnych włodarzy na tych z wyższych szczebli kończąc. Spośród gości z Polski nie zabrakło więc w tegorocznym pochodzie m.in. Burmistrza Cieszyna Ryszarda Macury wraz z małżonką Jolantą czy prezes Macierzy Ziemi Cieszyńskiej Marty Kawulok. No a dalej wozy alegoryczne. Na Pioseckim szkubaczka, na milikowskim budowano drewnianą więźbę, na bystrzyckim zarabiano ciasto na kołacze. No i nieodłączny element wozów alegorycznych – dowcipne sentencje, dwuwiersze, a czasem i dłuższe teksty. „Gdo jodo pipioka mo twordego”, czy „ziymnioki sóm gorolski jodło, to naszego wozu dzisiejsze godło”.

A gdy już korowód dotrze do lasku Miejskiego konferansjer ze sceny przedstawia każdy wóz. Dopiero gdy zaprezentują się wszyscy uczestnicy korowodu przychodzi pora na oficjalne otwarcie „Gorola”, po czym na trwający do wieczora program.

(indi)



---------------------------

Rajd turystyczny „O kyrpce Macieja“



--------------------------

Sobota w jabłonkowskim Lasku Miejskim




---------------------------------------------