czwartek, 30 października 2014

Zwrot nr 10 z 2014







Zwrot nr 9 z 2014






Przerażające, ohydne, złe

O stworzeniach przerażających, ohydnych, złych mówił we wtorkowe popołudnie 28 października w Muzeum Zbiory Marii Skalickiej w Ustroniu Aleksander Dorda. Swą prelekcją pokazał, iż w dużej mierze o tym, że pewne stworzenia uważamy za wstrętne, decydują uwarunkowania kulturowe.
Przerażające, ohydne, złePrzybyłe na prelekcję dzieci słuchały z wielkim zainteresowaniem, fot. indi
Biolog zaczął swoją prelekcję od wszy, z którymi mieliśmy do czynienia całe wieki i mamy nadal. W następnej kolejności wymienił pasożyty, które są wewnątrz naszego organizmu, jak owsiki, glisty. - Państwo powinni teraz z tego miejsca zobaczyć swoje reakcje – zauważył prelegent spoglądając na miny słuchaczy, gdy pokazywał różne niesympatycznie, delikatnie rzecz ujmując, wyglądające robactwo.

Stworzenia budzące u większości ludzi wstręt i odrazę Aleksander Dorda podzielił ze względu na przyczyny ten wstręt budzące. Jedną z grup są stworzenia o wielu nogach. – Stonogi, krocionogi, wije. To wszystko jest malutkie, drobne, praktycznie nam nie szkodzi, ale dlaczego u nas wywołuje takie uczucie odrazy? Może chodzi o ilość nóg? – zastanawiał się prelegent. Kolejnymi omawianymi stworzeniami były pijawki, które, jak zauważył prelegent, są stosowane w medycynie i są stworzeniami pożytecznymi. Kolejne były ślimaki. – Zwłaszcza ślimaki nagie, czyli bezmuszlowe, pomrowy. A z drugiej strony sympatyczne winniczki – zauważył przyrodnik. Jednak później pokazał winniczki jako danie zauważając, że choć w innych kulturach, całkiem nieodległych, uważane są za przysmak, to w naszej kulturze widziane na talerzu budzą wstręt.

Kolejną grupą omawianą przez przyrodnika jako stworzenia budzące wstręt były stworzenia wodne. Przyrodnik zauważył, że człowiek jest zwierzęciem lądowym, w związku z czym odczuwa strach przed wodą, bo jest to środowisko nam obce. Meduzy wprawdzie są niebezpieczne, bo parzą, ale już sam ich widok budzi wstręt. Ilustracje zdjęciowe meduz różnych gabarytów przeplatał slajdami z rycinami makabrycznych scen z mitologii czy innych podań z meduzami kolosalnych rozmiarów w roli głównej.- Działa w nas w stosunku do takich stworzeń pełen automatyzm. Nie zastanawiamy się, dlaczego, ale się ich boimy – stwierdził Aleksander Dorda dodając, że większość głowonogów jest stworzeniami jadalnymi.

Jak nie robakowaty kształt czy wielość nóg, to przeraża nas bezwłosość – zauważył prelegent pokazując zdjęcia przedziwnych bezwłosych stworzeń, jakimi są golce, a także bezwłosych kotów. Co do golców przyrodnik przedstawił je jako stworzenia bardzo ciekawe. – Są ssakami, gryzoniami. Żyją w koloniach, jak pszczoły czy mrówki – wyjaśniał. – A kot kojarzy się z czymś miłym, miękkim, co można przytulić. Ale są też koty bezwłose – zauważył prelegent pokazując zdjęcie brzydko wyglądającego kota, po czym przeszedł do następnego slajdu. - To zwierzę jest małe, ma futerko, możnaby przytulic, ale to jest szczur. A szczur źle się nam kojarzy. Zwierzęta te mają tak zszarganą opinię, że na ogół nie lubimy szczurów, kojarzą się najczęściej jak najgorzej – zauważył prelegent stwierdzając, że jednak są ludzie, którzy traktują je jako zwierzątka domowe ilustrując to zdjęciem szczura na kobiecym ramieniu. – Czyli to, czy dane zwierzę lubimy, czy nie, czy traktujemy jako odrażające, zależy tak naprawdę od naszej kultury, od tego, w jakim kręgu kulturowym się obracamy. Szczury zazwyczaj budzą odrazę, ale bywają też zwierzętami domowymi. A teraz pokażę jeszcze inne oblicze szczurów. To po prostu są zwierzęta jadalne… - zauważył przyrodnik pokazując kolejne zdjęcie, tym razem przedstawiające szczura w postaci pieczonego dania na talerzu na potwierdzenie swych słów, że odczucia i skojarzenia, jakie w nas budzą różne stworzenia w sporej mierze zależą od kręgu kulturowego, w jakim się wychowaliśmy i żyjemy. – Znowu po minach widzę państwa reakcję, że nie zastanawiamy się, czy to jest smaczne, czy nie smaczne, tylko sam fakt, że jest szczurem uruchamia tok myślenia, że jest to obrzydliwe. Przypuszczam, że jakby państwu teraz zaserwować szczura, to w większości by go państwo nie zjedli…

W kolejnych częściach wykładu było i o nietoperzach, które, choć futerkowe, czyli miłe, przez to, że są nietypowe, bo latają, budzą strach zupełnie niesłusznie, bo są bardzo pożyteczne i o takich zwierzętach, które strachu u nas nie budzą, tymczasem są bardzo niebezpieczne, na przykład hipopotam. Spora grupa zwierząt słusznie budzi strach, gdyż jest dla nas bardzo niebezpieczna. W czołówce znalazły się komary i kleszcze, a także węże, choć tylko część jest jadowita.

Słuchacze wyszli z prelekcji bogatsi zarówno o wiedzę ciekawostkową, jak i pożyteczną. Przyrodnik obalił część niesłusznych mitów, zwrócił natomiast uwagę na stworzenia naprawdę zagrażające naszemu zdrowiu, a nawet życiu, które często ignorujemy, jak choćby wspomniane kleszcze czy komary.
(indi)

środa, 29 października 2014

Skarby archeologiczne Cieszyna

SkarbyArch_5984iCIESZYN / Odwiedzając prawobrzeżną część Cieszyna nie sposób nie zwrócić uwagi na trwające od dawna w całym mieście wykopy. Zamknięte ulice, objazdy, oto codzienność Cieszyna. Czy jednak odwiedzając miasto zastanawiamy się, co za sobą niosą wykopy oprócz niedogodności dla kierowców? Tymczasem niosą wiele cennych skarbów…
Podczas prac związanych z przebudową kanalizacji w Cieszynie prowadzonych jest bowiem szereg ratunkowych badań archeologicznych. W piątkowe popołudnie 24 października w cieszyńskim Domu Narodowym można było wysłuchać archeologów, którzy badania w Cieszynie prowadzili.
Wpierw Tomasz Lenkiewicz z Urzędu Miasta w skrócie wyjaśnił, na czym polegają zawiłości nadzoru konserwatorskiego.
- Wszystkie roboty budowlane, niezależnie, czy były to wodociągi, gazociągi, ciepłociąg, czy właśnie kanalizacja, musiały być, godnie z ustawą, przeprowadzone pod stałym nadzorem archeologicznym – wyjaśniał Tomasz Lenkiewicz wymieniając miejsca, w których nastąpiły takie sytuacje. Była to m. inn. ul. Szersznika, gdzie odkopano kawałek muru miejskiego i bramę miejską, na Placu Dominikańskim, gdzie znaleziono pozostałości browaru czy na Placu Św. Krzyża, gdzie odnaleziono szczątki ludzkie, a także średniowieczna zabudowa w dwóch miejscach na Olszaka.
SkarbyArch_5899i- Myślę, że chyba przez ostatnie lata byłem najbardziej znienawidzonym człowiekiem w tym mieście, który odważył się miasto tak dogłębnie rozkopać. Zgodnie z umową 9 grudnia powinno dojść do przekazania kanalizacji i myślę, że Cieszyn przez najbliższe kilkadziesiąt lat będzie wolny od wykopów, rozkopanych ulic – zaczął spotkanie Burmistrz Cieszyna Mieczysław Szczurek wyjaśniając, że prace kanalizacyjne udało się zgrać jeszcze z trzema spółkami i w około 40 ulicach równocześnie wymieniono sieci wodociągowe, w dwudziestu kilku gazociągowe, a w kolejnych kilkunastu ciepłociągi, więc ma nadzieje, że rozkopywanie ulic na następne lata mamy z głowy. Po tym wprowadzeniu, informując dodatkowo że na inwestycję Miasto pozyskało unijne fundusze, oddał głos specjalistom.
Zofia Jagosz-Zarzycka, archeolog Muzeum Śląska Cieszyńskiego omówiła badania archeologiczne, w jakich uczestniczyła na ulicy Szersznika i na Placu Dominikańskim. Opowiadała nie tylko o tym, co znaleziono, ale także jak przebiegały prace. Opowiadała m.inn. o tym, jak znaleziono groby z ludzkimi szczątkami, a w jednym z nich medalik, co do którego po wnikliwych badaniach prowadzonych przez wybitnych specjalistów okazało się, że przebył do Cieszyna drogę 2 tysięcy km. Wszystko to archeolog pokazywała na slajdach. Warto wiedzieć, że prezentacja, którą pokazała Zofia Jagosz-Zarzycka łącznie z wizualizacją zasypanych już wykopów, po których można sobie swobodnie spacerować siedząc przed monitorem komputera ma być wkrótce dostępna na stronach Muzeum Śląska Cieszyńskiego i Urzędu Miasta.
Kolejnym prelegentem był Grzegorz Mądrzycki, który wspólnie z zoną, Iloną Smajek-Mądrzycką prowadził badania archeologiczne na ulicy Olszaka. Mówił o znaczeniu odkrytych tam fragmentów drewnianych budowli dla poznania rozwoju przestrzennego średniowiecznego Cieszyna.
SkarbyArch_6085iPo spotkaniu w Domu Narodowym można było obejrzeć część znalezionych w Cieszynie wykopalisk, co wzbudziło spore zainteresowanie. Na stałe trafią one do Muzeum Śląska Cieszyńskiego.
(indi)

Zamki pałace, dwory

O zamkach, pałacach i dworach Śląska Cieszyńskiego mówił 27 października w dużej sali Domu Narodowego w Cieszynie Mariusz Makowski.
Historyk omówił kolejno historie takich obiektów, jak zameczek w Błogocicach czy pałac Larischów we Frysztacie. – Jest to miejsce oddalone o kilkanaście km od Cieszyna, a bardzo ciekawe. Nie trzeba jeździć daleko do Pszczyny, można zwiedzić zamek we Frysztacie – mówił Mariusz Makowski wyjaśniając, że po odrestaurowaniu obiektu w latach 90-tych urządzono w nim Muzeum Wnętrz Pałacowych. – Jest to najbliżej nas położone muzeum tego typu, z tym, że zwiedza się go tylko w sezonie turystycznym letnim, od października do kwietnia jest zamknięte – dorzucił garść praktycznych informacji prelegent.
Kolejnym pałacem, który omówił, był pałac w Zebrzydowicach. Odbudowano go, choć pod koniec wojny doszczętnie spłonął, więc z wnętrz nic się nie zachowało.
Niezwykle ciekawie Mariusz Makowski opowiadał o swych poszukiwaniach w archiwum zakonu krzyżackiego, którego omal nie został familiarem, czyli niewyświęconym członkiem rodziny zakonnej… Zaczęło się od poszukiwań archiwaliów na temat właścicieli zebrzydowickiego zamku, z których jeden był konturem Zakonu Najświętszej Marii Panny u nas popularnie nazywanego Zakonem Krzyżackim. – Zakon ten istnieje do dzisiejszego dnia, niedaleko od nas. Centrala Zakonu Krzyżackiego w tej chwili znajduje się we Wiedniu. Jest tam przepiękne muzeum zakonu, gdzie można zobaczyć mnóstwo rzeczy wywiezionych jeszcze w XV wieku z Malborka. Ja pojechałem tam szukać w archiwum informacji o hrabim Mattencloit. Dyrektorem archiwum jest bardzo surowy zakonnik o nieobco brzmiącym nazwisku Demel, który jak mnie zobaczył i dowiedział się, że jestem z Polski, to najpierw dał mi historię Zakonu Krzyżackiego po niemiecku. „To jest prawdziwa historia zakonu niemieckiego. Jak to przeczytasz, to dopiero ci dam dokumenty, bo ten wasz Sienkiewicz to, co o Krzyżakach napisał, to nic nie jest prawdą”. I trzy dni tam siedziałem, on naprzeciwko mnie coś tam sobie robił i patrzył, czy czytam, i czytałem. Ale jak przeczytałem, to wszystkie dokumenty mi udostępnił. Była to jeszcze epoka przed skanowaniem, więc zabrał te wszystkie dokumenty pod pachę, poszliśmy do miasta i przez cztery godziny wszystkie dokumenty mi kserował. Współpraca była bardzo miła, byłem zapraszany na różne uroczystości krzyżackie. Aż po pewnym czasie, wtedy Wielkim Mistrzem Krzyżackim był biskup Wilant, powiedział, że biskup chce mówić ze mną. Biskup zapytał, czy nie zostałbym familiarem. Że chodzi o to, żebym rozpowszechniał ideę zakonu, wiedzę o nim, że to już nie jest zakon rycerski, a zajmujący się sprawami charytatywnymi, prowadzi szpitale, domy starców. Myślę sobie nie no ja krzyżakiem, w życiu… Powiedziałam, że muszę to skonsultować z moją rodziną i już więcej się tam nie pokazałem – wspomina Mariusz Makowski. 
Kolejne zamki, o których opowiadał prelegent, to zamek w Grodźcu czy pałac w Jaworzu. Z potomkami właścicieli obydwu majątków Mariusz Makowski nawiązał kontakty i sporo ciekawych historii od nich usłyszał i spisał. 
Prelekcja Mariusza Makowskiego, jak zawsze, przyciagnęła tłumy. Opowieści, którymi podzielił się ze słuchaczami nie są jedynymi, którymi może uraczyć słuchaczy. Już zaraz po prelekcji sugerowano, by następnym razem opowiedział nieco o współczesnej arystokracji, z która przecież prowadząc swe historyczne dociekania na temat rodów szlacheckich Ślaska Cieszyńskiego często się spotyka. 
(indi)

wtorek, 28 października 2014

Przewodnicy na szlaku

Przewodnicy turystyczni PTTK z całego Województwa Śląskiego oraz z Małopolskiego, z Krakowa spotkali się 25 października na IV Spotkaniu Integracyjnym Śląsk ? Małopolska. Tym razem miejscem spotkania był Beskid Śląski, i to po obu stronach Olzy.
Przewodnicy na szlaku, fot. indi
Grupa kilkudziesięciu przewodników wycieczkę szkoleniowa zaczęła od Wisły Łabajowa, skąd wjechali na Stożek. Pogoda była wspaniała, a widoczność doskonała, wszyscy więc podziwiali panoramę ze Stożka. Widać było szczyty aż po Babią Górę i Beskid Żywiecki. Ze Stożka część grupy udała się pieszo, przez Filipkę, do Nawsia koło Jabłonkowa, część pojechała tam autokarem przez Cieszyn. Wszyscy zwiedzili szańce w Mostach koło Jabłonkowa, po czym udali się przez przejście graniczne w Jasnowicach, gdzie chętni zwiedzili Galerię Kukuczki. Zwieńczeniem wycieczki szkoleniowej było towarzyskie spotkanie integracyjne przy turystycznej grochówce i ognisku z kiełbaskami w ośrodku "Halniak" w Istebnej.

W wyprawie wzięli udział przedstawiciele wielu kół przewodnickich z Województwa Śląskiego. Oprócz kola Cieszyn były koła z Bielska-Białej, Tarnowskich Gór, Gliwic, Katowic, Chorzowa, Dąbrowy Górniczej, Będzina, Sosnowca, Tychów, Rybnika… - Cieszymy się, że spodobał się wam nasz program – mówił na podsumowaniu spotkania w ośrodku Halniak Ryszard Ziernicki dziękując cieszyńskim przewodnikom, którzy zorganizowali zwiedzanie Śląska Cieszyńskiego: Ryszardowi Syrokoszowi, który koordynował całość przedsięwzięcia, Bogusławowi Bujokowi i Janowi Pollokowi, którzy prowadzili grupy pieszo wędrujące ze Stożka do Nawsia, Henrykowi Więzikowi, który pilotował grupę autokarową oraz Władysławowi Kristenowi, który oprowadził całą wycieczkę po mosteckich szańcach, a także gospodarzowi „Halniaka”, również przewodnikowi, który przygotował poczęstunek dla kolegów i koleżanek po fachu.

Spotkanie zorganizował, jak zawsze Samorząd Przewodników Województwa Śląskiego. Tym razem we współpracy z Kołem Przewodników Beskidzkich i Terenowych Cieszyn przy Oddziale PTTK Beskid Śląski w Cieszynie. - Oprócz tego tradycyjnego już spotkania organizujemy wspólne wyjazdy szkoleniowe pod hasłem doliny rzeczne. Byliśmy w dolinie Popradu, Dunajca. Robiliśmy to tak, że pół autobusu było od nas, z województwa śląskiego, pół z Krakowa i razem zwiedzaliśmy odcinek doliny rzecznej jako poznawcza szkoleniówka. Widziałbym taką formę współpracy dalej, dlatego, że jest to też integracja – mówi Ryszard Ziernicki stwierdzając, że w skali Polski środowisko przewodników w naszym województwie jest bardzo dobrze zintegrowane.
(indi)

Kolejny sukces naszej sportsmenki

Kosmetyki rosnące na domowym parapecie

Od obecnych na rynku kosmetyków po wejściu do drogerii można dostać oczopląsu i zawrotów głowy. Firmy prześcigają się w reklamie. Które wybrać? A może by tak zrobić samemu, z naturalnych składników?
Kosmetyki rosnące na domowym parapecieZ drogerii czy z parapetu? fot. indi
Jak to zrobić można dowiedzieć się przychodząc w środę 5 listopada na godzinę 16 do Domu Narodowego. Koło Radiestetów proponuje wszystkim zainteresowanym pogadankę Elżbiety Holeksa na temat samodzielnego sporządzania kosmetyków. - Tytuł pogadanki to kosmetyki naturalne. Trudno w ciągu godziny podać dużo przepisów i dużo wiedzy, bo to jest bardzo szeroka wiedza. Będę jednak starała się powiedzieć, na co warto zwracać uwagę, jeśli już kupujemy kosmetyki, co w ich składzie jest największa chemią. I zachęcam, by jednak spróbować robić samemu kosmetyki z naturalnych, bardzo ogólnodostępnych produktów – zapowiada Elżbieta Holeksa wyliczając niektóre z produktów wykorzystywanych przez nią do przygotowywania domowych kosmetyków, jak olej, tłuszcze zwierzęce, olejki eteryczne czy maceraty z rumianku, nagietka i oleju.
– Produkty bardzo podstawowe, takie, które kupujemy w sklepie spożywczym i zielarskim albo przynosimy ze spaceru, z ogrodu, hodujemy na okiennym parapecie – mówi Elżbieta Holeksa.
(indi)

Wspólna niedziela w Brennej

Niedzielne popołudnie mieszkańcy Brennej mogli spędzić na pikniku integracyjnym. Rodzinną imprezę pod hasłem Wspólna niedziela w Brennej. Syzyf był sam. Wy nie - z różnymi atrakcjami przygotowało Stowarzyszenie Integracja.
Na brenneńskim amfiteatrze czekało sporo atrakcji dla dzieci, fot. indi
Zaproszeni zostali wszyscy mieszkańcy Brennej, przedsiębiorcy, zespoły, szkoły, kółka zainteresowań, a także wszystkie komitety wyborcze. Kto tylko chciał, mógł zaprezentować swą działalność. - Zaprosiliśmy wszystkich bez wykluczeń. Zaprosiliśmy komitety, szkoły, księży. Kto chciał odpowiedzieć na zaproszenie, ten odpowiedział – mówi Anna Sikora ze stowarzyszenia Integracja.
Integracja jako stowarzyszenie skupia ludzi wszelkiej orientacji politycznej. Nie ma więc sytuacji, że typuje jakiegoś swojego kandydata albo kogoś popiera. Bo ile ludzi w Integracji, tyle różnych orientacji politycznych. Dlatego nie rekomendujemy nikogo od strony sceny. My działamy w całkiem innym zakresie, w zakresie zwiększania szans dla rozwoju Brennej. Chcemy służyć pomocą przedsiębiorcom, edukować te sektory, które wymagają edukacji. Piszemy różne programy, z których korzystają później Brenniacy. Chcemy stworzyć przestrzeń do łączenia się, stworzyć platformę do tego, żeby ludzie zaczęli się spotykać, zaczęli razem rozmawiać. Kiedyś razem karczowali lasy. Później razem skubali pióra. A obecnie każdy siedzi u siebie w domu. Ludzie nie spotykają się, nie rozmawiają. Nie da się tworzyć dobrego, mocnego społeczeństwa, mocnego regionu, gdzie wszyscy są podzieleni. My więc chcemy łączyć, chcemy dawać wszystkim szansę do rozwoju. Bo w tym widzimy szansę dla rozwoju Brennej i lepszego życia ludzi – wyjaśnia Anna Sikora.
To kontynuacja imprezy, która odbyła się tydzień temu, czytaj: Wyborcy i kandydaci na pikniku
(indi)

niedziela, 26 października 2014

Kultura jak plastikowy kubek z automatu?

Kolejne wykłady w ramach II Międzynarodowej Konferencji Naukowej zorganizowanej wspólnie przez Polski Związek Kulturalno Oświatowy w Republice Czeskiej i Wyższą Szkołę Biznesu w Cieszynie odbywały się w wyremontowanej sali PZKO przy ulicy Bożka w Czeskim Cieszynie.
Kultura jak plastikowy kubek z automatu?Konferencję otworzył prezes PZKO Jan Ryłko, fot. indi
W czwartkowe popołudnie 23 października prelegentów i słuchaczy przywitał Jan Ryłko, Prezes PZKO. Pierwszy wykład natomiast wygłosił dr hab. Marek Rembierz z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Zwrócił uwagę na związek między zarządzaniem marketingowym w kulturze a respektowaniem wartościotwórczej funkcji kultury.
– Działania marketingowe powinny respektować wartościotwórcze, aksjologiczne funkcje kultury – stwierdził zdecydowanie. - Tak, jak kubek z automatu z kawą to nie jest porcelanowa filiżanka, ale bywa użyteczny. Ale wyobraźmy sobie świat, w którym są tylko kubki jednorazowego użytku, a nie ma jakichś filiżanek, do których czujemy sentyment, z którymi czujemy się związani. Tak jest w kulturze. Oprócz tego, co jednorazowe, przydatne, a później wyrzucamy muszą być te elementy, które przetrwają – mówił Marek Rembierz. Podkreślał też, że schemat działania w jednej dziedzinie kultury niekoniecznie sprawdzi się przełożony na inną. – Nie stosujmy na oślep schematów, które niby są efektywne, ale na dobrą sprawę jest to zarządzanie konsumpcją, a nie zarządzanie kulturą – stwierdził naukowiec podkreślając, że ma to szczególne znaczenie w sytuacji kulturowego pogranicza, gdzie spotykają się różnego typu odmienności, które wymagają należnego uwzględnienia.

Jan Suchaček z uniwersytetu w Ostrawie natomiast mówił o euroregionach i znikających granicach. - Jak bierzemy gotowe recepty z zachodu, to znaczy, że nie mamy własnej inwencji – stwierdził podkreślając, jak ważne jest, by zarządzanie kulturą dostosowywać do jej lokalnej specyfiki.

W kolejnych wykładach dr Joanna Kurowska-Pysz mówiła o  klastrach w kulturze,  było także o efektywności współpracy transgranicznej czy o wpływie globalizacji na zarządzanie i rozwój kultury.
(indi)
Czytaj też: Cieszyn: Konferencja naukowa

SKARBY ARCHEOLOGICZNE CIESZYNA, czyli co odkryto podczas przebudowy kanalizacji

Ci, którzy zamiast narzekać, że Cieszyn jest rozkopany, interesują się historią miasta z chęcią przyszli posłuchać, co odkryto podczas ratunkowych prac archeologicznych prowadzonych w trakcie przebudowy kanalizacji.

W ostatnim czasie odkryć archeologicznych w Cieszynie nie brakowało fot. indi
Prelekcję zatytułowaną SKARBY ARCHEOLOGICZNE CIESZYNA – czyli co odkryto podczas przebudowy kanalizacji zorganizowano w piątkowe popołudnie 24 października w dużej Sali Domu Narodowego. Zebranych, których była pełna sala, przywitał Tomasz Lenkiewicz z Urzędu Miasta, który w skrócie wyjaśnił, na czym polegają zawiłości nadzoru konserwatorskiego. - Wszystkie roboty budowlane, niezależnie, czy były to wodociągi, gazociągi, ciepłociąg, czy właśnie kanalizacja, musiały być, godnie z ustawą, przeprowadzone pod stałym nadzorem archeologicznym – wyjaśniał Tomasz Lenkiewicz wymieniając miejsca, w których nastąpiły takie sytuacje. Była to m. in. ul. Szersznika, gdzie odkopano kawałek muru miejskiego i bramę miejską, na Placu Dominikańskim, gdzie znaleziono pozostałości browaru czy na Placu Św. Krzyża, gdzie odnaleziono szczątki ludzkie, a także średniowieczna zabudowa w dwóch miejscach na Olszaka.
Myślę, że chyba przez ostatnie lata byłem najbardziej znienawidzonym człowiekiem w tym mieście, który odważył się miasto tak dogłębnie rozkopać. Zgodnie z umową 9 grudnia powinno dojść do przekazania kanalizacji i myślę, że Cieszyn przez najbliższe kilkadziesiąt lat będzie wolny od wykopów, rozkopanych ulic – zaczął spotkanie Burmistrz Cieszyna Mieczysław Szczurek wyjaśniając, że prace kanalizacyjne udało się zgrać jeszcze z trzema spółkami i w około 40 ulicach równocześnie wymieniono sieci wodociągowe, w dwudziestu kilku gazociągowe, a w kolejnych kilkunastu ciepłociągi, więc ma nadzieje, że rozkopywanie ulic na następne lata mamy z głowy. Po tym wprowadzeniu, informując dodatkowo że na inwestycję Miasto pozyskało unijne fundusze, oddał głos specjalistom.

Jako pierwsza prelegentka wystąpiła Zofia Jagosz-Zarzycka, archeolog Muzeum Śląska Cieszyńskiego. Omówiła badania archeologiczne, w jakich uczestniczyła na ulicy Szersznika i na Placu Dominikańskim. Opowiadała nie tylko o tym, co znaleziono, ale także jak przebiegały prace. Opowiadała m.inn. o tym, jak znaleziono groby z ludzkimi szczątkami, a w jednym z nich medalik, co do którego po wnikliwych badaniach prowadzonych przez wybitnych specjalistów okazało się, że przebył do Cieszyna drogę 2 tysięcy km. Wszystko to archeolog pokazywała na slajdach. Warto wiedzieć, że prezentacja, którą pokazała Zofia Jagosz-Zarzycka łącznie z wizualizacją zasypanych już wykopów, po których można sobie swobodnie spacerować siedząc przed monitorem komputera ma być wkrótce dostępna na stronach Muzeum Śląska Cieszyńskiego i Urzędu Miasta.

Kolejnym prelegentem był Grzegorz Mądrzycki, który wspólnie z zoną, Iloną Smajek-Mądrzycką prowadził badania archeologiczne na ulicy Olszaka. Mówił o znaczeniu odkrytych tam fragmentów drewnianych budowli dla poznania rozwoju przestrzennego średniowiecznego Cieszyna.

Po spotkaniu w Domu Narodowym można było obejrzeć część znalezionych w Cieszynie wykopalisk, co wzbudziło spore zainteresowanie. Na stałe trafią one do Muzeum Śląska Cieszyńskiego.
(indi)

Konkurs recytatorski poezji chrześcijańskiej

piątek, 24 października 2014

post-turysta w Cieszynie


Maria Złonkiewicz i Paweł Cywiński, fot. indi
Kolejną propozycją Koła Naukowego Etnologów i Koła Edukacji Międzykulturowej z cieszyńskiego UŚ było zaproszenie Marii Złonkiewicz i Pawła Cywińskiego tworzących projekt post-turysta. Mówili o świadomej turystyce odkrywając przed słuchaczami wiele zaskakujących faktów dotyczących turystyki jako dziedziny gospodarki i zjawiska mającego swe konsekwencje społeczne, kulturalne i wiele, wiele innych.
Warsztaty trwały dwa dni, poniedziałek i wtorek 20-21 października. Cześć spotkań, tych dopołudniowych odbywała się na uczelni, te popołudniowe zaś w herbaciarni Laja na Wzgórzu Zamkowym. Prelegenci poruszali różne tematy związane z turystyką, a słuchacze nieraz przecierali oczy ze zdumienia widząc na przykład konkretne dane statystyczne, czy wgłębiając się w pewne zjawiska.
Prelegenci uświadomili słuchaczy na przykład, że pieniądze, które wydajemy spędzając w dalekich krajach tylko w niewielkim stopniu w nich pozostają. Reszta wraca na zachód. – Około 70 % pieniędzy wydanych przez turystów w kurortach w egzotycznych krajach wraca na zachód. Pracownicy takich kurortów są z zachodu. Oni zarabiają w tym państwie, ale niewiele tam wydają, po sezonie wracają do siebie, na zachód i tam wydają zarobione pieniądze. Zarządca hotelu, rezydent, kucharz to pracownicy z zewnątrz. Przecież nasi rezydenci też jeżdżą z Polski do pracy i po sezonie wracają. Miejscowy jest tylko najniższy personel – wyjaśnił Paweł Cywiński. Zauważył też, że są kraje, których gospodarka opiera się w dużej mierze na turystyce i jest to dla nich niebezpieczne, gdyż rynek turystyczny jest zmienny i kapryśny.
W polskiej gospodarce turystyka stanowi 5% i jest to bezpieczny poziom. Natomiast jeśli w jakimś kraju turystyka stanowi 20%, to jest to już niebezpieczne dla gospodarki. Przykłady nietrudno znaleźć. Choćby spadek popytu na wyjazdy turystyczne do krajów objętych niepokojami arabskiej wiosny. Ale czy turysta wykupujący wczasy w biurze podróży a nawet ten wędrujący indywidualnie z plecakiem na plecach i przewodnikiem w ręce rozważa takie kwestie? Nieczęsto. - Jak świadomie i odpowiedzialnie podróżować nie uczymy się w szkole. W ogóle w polskich szkołach nie uczymy się o czasie wolnym, o odpowiedzialności za czas wolny. Ponad rok temu uznaliśmy, że trzeba o tym mówić. Zaczęliśmy wspólnie z MSZ-tem prowadzić badania i szkolenia prowadząc projekt post-turysta – wyjaśnia Paweł Cywiński, który wspólnie z Marią Złonkiewicz prowadzi badania, warsztaty, spotkania i wykłady. Od lat zajmują się turystyką zarówno pod względem naukowym, jak i sami podróżują. – Ponieważ zauważyliśmy, że świat akademicki i świat praktyków to są dwa światy, które się w ogóle nie stykają, to my stworzymy pomost – wyjaśnia ideę stworzenia projektu post-turysta Paweł Cywiński.
Podkreśla, że sporo uwagi poświęcają relacjom z miejscowymi mieszkańcami i zwracają uwagę na to, jaki wpływ ma na nich turystyka. Zauważył, że mechanizmy zarówno turystyki zorganizowanej, masowej, jak i indywidualnej mają pod względem oddziaływania na odwiedzane środowisko i mieszkańców odwiedzanych krajów więcej podobieństw, niż różnic. - Turysta indywidualny wędrujący z plecakiem i tak podąża utartymi szlakami według przewodnika. Szlaki są wytyczone i nimi podążają miliony. Z samej Polski ponad sto tysięcy osób rocznie opuszcza Europę z plecakiem. W zeszłym roku na świecie było ponad miliard turystycznych podróży zagranicznych. Mówimy więc o takiej skali, że jednostka siłą rzeczy podąża szlakami. Przewodniki tworzą szlaki i te szlaki powielane są odpowiednikiem turystyki masowej.

Podczas spotkania w Lai prelegenci mówili o skutkach turystyki w różnych aspektach. Podkreślali, że turysta jest konsumentem na wakacjach i powinien dążyć do tego, by być świadomym konsumentem. Wiedzieć, że poprzez sposób wydawania pieniędzy może albo wspomóc odwiedzane miejsce, albo mu zaszkodzić.

Sporo uwagi poświęcili także narracji, w jakiej mówi się o turystyce, stereotypom, jakie się powiela i jaki to ma wpływ na odwiedzane miejsca. Mówili także o fotografii. - Jak robić zdjęcia podczas podróży, by nie uprzedmiatawiać mijanych ludzi, by nie zamykać ich w filmowych klatkach. Można patrzeć na twarz lub w twarz. Pytanie jak patrzeć przez obiektyw w twarz… - zastanawiał się Paweł Cywiński.

Na warsztaty do Lai przyszli głównie studenci etnologii i animacji społeczno-kulturalnej na cieszyńskim UŚ-iu, a także absolwenci tych kierunków w jakiś sposób związani lub zainteresowani turystyką. - Koło Naukowe Etnologów we współpracy z Karoliną Kanią zaprosiło post-turystę, bo na naszych spotkaniach bardzo dużo o turystyce się mówi. Mamy cykl spotkań z kulturą, prelekcje podróżnoicze - wyjaśnia Konrad Kwieciński z Koła Naukowego Etnologów.

Kolejne warsztaty na ten temat w Cieszynie zaplanowano na 22 listopada. Trwać będą od 10 rano do 19 wieczorem z godzinną przerwą. Odbędą się w 3'Bros Hostel. - Szczegóły zamieszczać będziemy na naszym FB: https://www.facebook.com/post.turysta?ref=ts&fref=ts – informuje Maria Złonkiewicz.
(indi)

Z ekologią za pan brat

Konkursy przyrodniczo-plastyczne w gminie Dębowiec to już tradycja. Od 4 lat we współpracy z Gminą Dębowiec Komisja Ochrony Przyrody przy oddziale PTTK Beskid Śląski w Cieszynie organizuje konkurs ''Ratujmy Pomniki przyrody Gminy Dębowiec'', a po raz drugi rozstrzygnięto konkurs ''Ratujmy przyrodnicze środowisko w gminie Dębowiec''
Laureaci konkursu nagrody i dyplomy odebrali 22 października w Łączce, fot. indi
Nagrody i dyplomy zwycięzcy kolejnej jego edycji odebrali w środę 22 października w budynku Gminnego Ośrodka Kultury, Sportu i Turystyki w Dębowcu w Łączce. Oto oni:
Klasy I-IV: 1. Kamila Wojtyczko (kl IV SP Dębowiec), 2. Natalia Baścik (kl. IV SP Ogrodzona), 3. Emilia Cieślińska (kl. IV SP Dębowiec). Wyróżnienia: Łukasz Polok (kl. IV SP Simoradz) i Magda Gabzdyk (kl. IV SP Dębowiec). Nagroda Euroregionu Olza: Kamila Kubala (kl. II SP Dębowiec).
Klasy V-VI. 1. Dawid Pońc (kl. VI SP Dębowiec), 2. Klaudia Witas (kl. V SP Dębowiec), 3. Danmiel Ochrana (kl. V SP Simoradz). Wyróżnienia: Nikola Balcar (kl. VI SP Simoradz), Izabela Chwastek (kl. V SP Simoradz), Weronika Kawulok (kl. VI SP Dębowiec). Nagroda Euroregionu Olza: Laura Staniek (kl. VI SP Simoradz). W kategorii gimnazjum wyróżnienie przyznano Adamowi Szeruda.

Widzę na tych pracach, że i zmieniona ustawa śmieciowa, i nowe elementy, które pojawiają się na terenie gminy są tam umieszczane. To jest dobry znak, bo widać, że rzeczywiście na to reagujecie, że jesteście też z tym na co dzień związani i bardzo mi się podoba, że jest to konkurs ekologiczny. Dążymy w naszej gminie do tego, by ekologii było jak najwięcej– mówił wójt gminy Dębowiec Tomasz Branny, wręczając wspólnie z przewodniczącym KOP PTTK Janem Machałą dyplomy i nagrody zwycięzcom konkursu.
(indi)

czwartek, 23 października 2014

Bohaterowie czy zwykłe bandziory?

Na to pytanie starał się odpowiedzieć Jakub Kania, omawiając postaci karpackich zbójników podczas wykładu Cieszyńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku.
O zbójnikach mówił Jakub Kania, fot. indi
Niestety, po wykładzie wiele pięknych mitów o szlachetnych zbójnikach-bohaterach tzreba będzie między bajki włożyć. Prelegent opierał się na faktach historycznych zaczerpniętych ze źródeł sądowych, miejskich kronik, a nawet pamiętników samych zbójników. Omówił kolejno kilka postaci znanych i owianych legendami karpackich zbójników, którzy byli postaciami jak najbardziej autentycznymi.

- Napadano głównie na chłopów i pasterzy, a także na kupców i podróżnych, by rabować kosztowności. Do zbójników przystępowało liczne grono dezerterów i zwykłych bandytów z różnych warstw społecznych – nie pozostawiał złudzeń badacz tematu. Zauważył też, że bandy zbójeckie liczyły do kilkudziesięciu osób, jednak we wschodnich Karpatach zdarzały się nawet dwustuosobowe zdyscyplinowane oddziały „beskidników”, które często napadały na dwory. Mowa tu o XVII i XVIII wieku. Natomiast w okolicach Żywca w latach 1589 – 1782 na 119 zgłoszonych i odnotowanych napadów tylko 19 było na dwory. Zatem 60 procent napadów zbójnickich skierowanych było na chłopów.

- Zbójnicy działali głównie latem. Zimą chronili się po domach żon, kochanek. Ich kariera trwała od kilku tygodni do kilku lat, przeciętnie rok lub dwa – wyjaśniał prelegent dodając, że „kariera” ta kończyła się zwykle dość szybko i nieprzyjemnie. Herszta bandy wieszano bowiem na haku wbitym w żebro. – Na przykład sąd w Muszynie w latach 1647 – 1765 skazał na śmierć 21 zbójników – przedstawiał konkretne dane prelegent. Wspominał także o istnieniu specjalnej „jednostki” do wyłapywania zbójników, „harnikach”.

Podczas wykładu Jakub Kania opowiedział kolejno o kilku postaciach, sięgając do dokumentów, jakie na ich temat udało odnaleźć się w archiwach. Spośród postaci bardziej nas interesujących, bo związanych z naszym regionem, omówił postaciJana, Wojciecha i Mateusza Klimczaków. Stwierdził, że nie byli oni najprawdopodobniej spokrewnieni, a zbieżność nazwisk była przypadkowa. Pierwsze wzmianki o Janie Klimczaku pochodzą z lat 1622-23. Miejscowe bandy zbójników, w tym Klimczaków, otrzymały od króla Jana Kazimierza królewskie glejty w zamian za wsparcie przeciw „Związkowi Uświęconych”. Jednak zbójnicy, jak to zbójnicy, warunki złamali i nadal zbójowali. O Wojciechu Klimczaku pierwsza informacja pojawia się w roku 1687, kiedy to grasowała 12 osobowa grupa zbójników z Brennej. W 1694 roku odnotowano już 50-osobową bandę w rejonie Bielska. Banda stawała się coraz bardziej zuchwała. W 1695 roku postawiła ultimatum władzom Bielska, aby zaprzestano ich ścigania. We wrześniu 1695 napadli na Żywiec. „Podczas najścia na dwór w Rajsku tamtejszy dziedzic przyjął zbójników z pozorną gościnnością, spoił ich okowitą do nieprzytomności, a następnie zawiadomił okoliczną szlachtę i znajdujące się w pobliżu oddziały zbrojne” – tak źródła ujawniają koniec „rządów” w okolicy zbójeckiej bandy.
Prelegent przedstawił słuchaczom materiały, jakie udało mu się zebrać na temat Klimczaków. Otóż Mateusz Klimczak urodził się w Lipowej pod górą Skrzyczne. Możliwe, że współpracował z Wojciechem. Pierwszy raz wymieniony został z imienia i nazwiska w 1697 roku. Został pojmany w czerwcu 1697 roku i stracony w Krakowie.

Po omówieniu najbliższych nam zbójników Jakub Kania przeszedł do kolejnych owianych legendami postaci, jakimi byli Jura Janosik i mniej znany Uhorczik. Słynny Janosik urodził się w 1688 roku w Terchovej na dzisiejszej Słowacji. Jego życiorys był, rzec by można, bardzo urozmaicony. W 1707 roku zaciągnął się do wojsk Franciszka Rakoczego i brał udział w powstaniu Węgrów przeciw Habsburgom. Później służył na zamku w Bytczy jako strażnik. Tam poznał Tomasza Uhorczika. To on ściągnął go na zbójecką drogę. Pierwszego napadu dokonali we wrześniu 1711 roku. Uhorczik, być może zmęczony już zbójowaniem, przekazał bandę Janosikowi, a sam pod zmienionym nazwiskiem Marcin Mrovec ożenił się i wiódł spokojne życie. Jednak niedługo. Janosik rabował na Orawie, Spiszu i w okolicach Liptowa. W październiku 1712 roku aresztowany, jednak udało mu się uciec. W 1713 roku nie miał już tyle szczęścia. Ponownie zatrzymany po procesie w Liptowskim Mikulaszu został powieszony na haku. Ten sam los spotkał Uhorczika.

A kim był tak naprawdę słynny Ondraszek? Urodził się w 1680 roku w Janowicach koło Frydka. Zachowała się nawet jego metryka chrztu. Pochodził z dość zamożnej rodziny. Przyczyną zejścia na zbójnicką drogę był najprawdopodobniej rodzinny konflikt. Zaczął zbójować około 1709-11. Zginął zdradzony przez kompana Juraszka w 1715 roku.

Dużo bliższy, niż nam się wydaje, był także inny słynny zbójnik, Proćpak. Nazywał się Jerzy Fiodor i nie był, jak głoszą legendy, Węgrem, a pochodził z Kamesznicy. Pojawił się w 1792 roku. Początek jego zbójnickiej kariery był dość prozaiczny – odsiadywał wyrok za kłusownictwo w Wiśniczu, skąd uciekł. Zajął się przemytem tytoniu z Węgier i kłusownictwem. Gdy wrócił, przeniósł się w mniej dostępny rejon Babiej Góry. Dokonywał napadów w okolicach Koniakowa, Rycerki, Zawoi, a także na Słowacji, Orawie i Śląsku. We wrześniu 1795 roku schwytano część jego bandy, a jego samego w listopadzie. W 1795 schwytano go u jego frajerki (dziewczyny) w Kamesznicy, a styczniu 1796 wykonano wyrok śmierci.

Wśród materiałów, na których opierał się przygotowując swą pracę Jakub Kania znalazł się także fragment opisu napadu na plebanię sporządzony przez… samego zbójnika. Wynikało zeń, że zbójnicy oszczędzili kiesę kościelną, ograbili jedynie proboszcza, zabierając mu jadło i napitki, a jego prywatne pieniądze wrzucając do kościelnej kiesy… I tu może znaleźlibyśmy mały akcent nawiązujący do mitów i legend o zbójnikach…

(indi)

Jesiennie i lirycznie w Nadolziu

Teresa Chwastek (z prawej) z prezes KL Nadozlie Jolanta Skórą, fot. indi
Zebranych na sali członków i sympatyków Klubu przywitała prezes Jolanta Skóra, po czym oddała głos bohaterce spotkania. Poetka, choć pochodzi z Rybnika, od lat związana z Ziemią Cieszyńską inspiracji do swych wierszy szuka właśnie w pięknie beskidzkich krajobrazów, a także w życiu i wśród ludzi.

Dla tych, którzy na spotkaniu nie byli i żałują, a także dla tych, którzy byli i chcą jeszcze raz wrócić do lirycznych jesiennych strof mamy kilka wierszy Teresy Chwastek .
(indi)

środa, 22 października 2014

Koniec wtorków z wędrówką

Wtorkowi zakończyli sezon

WĘDRYNIA / Uczestnicy wtorkowych wycieczek organizowanych przez PTTS Beskid Śląski w RC zakończyli sezon. We wtorek 21 października wyruszyli na ostatni krótki przemarsz z Łyżbic do Wędryni. Część grupy po dojściu do pieców wapiennych udała się od razu do Czytelni, gdzie zorganizowano uroczyste zakończenie sezonu, część natomiast poszła dalej  ścieżką przyrodniczą zataczając koło nad Wędrynią i przemierzając w sumie 10 km.
W czytelni, gdzie spotkali się wszyscy, Karol Macura odczytał sprawozdanie z minionego sezonu turystycznego oraz przedstawił dotyczące go dane statystyczne. Wyliczył, iż w 2014 roku było 13 wycieczek wtorkowych. W sumie wzięło w nich udział 452 uczestników, w tym 405 członków i 47 sympatyków BŚ. Wymienił także najaktywniejszych turystów. Eugeniusz Monczka był na 12 spośród 13 wycieczek, przy czym jednej nie zaliczył, gdyż był w tym czasie w górach na Szumawie. Tuż za nim uplasował się Tadeusz Farny, który zaliczył 11 wycieczek. Natomiast po 10 wycieczek wtorkowych tego sezonu odbyli Jaroslava Ščerbowa, Ota Sikora, Wanda Wigłaszowa, Józef Wałach, Paweł Widenka, Stanisław Sokalski i Maryla Marek.
Tadeusz Rabin wygłosił interesujący wykład o historii hutnictwa na Śląsku Cieszyńskim. Nie zabrakło strawy dla ciała – zupy oraz dla ducha – cieszyńskich i turystycznych pieśniczek.
Czytaj również: Zamknęli sezon turystyczny
------------------------

Na ten sezon turystyczny to koniec wtorkowych wycieczek po górach organizowanych przez Polskie Towarzystwo Turystyczno Sportowe Beskid Śląski w Republice Czeskiej. Korzystają z nich, z racji tego, iż odbywają się w tygodniu, głównie emeryci, tak członkowie organizacji, jak i jej sympatycy.
Emeryci chętnie wędrują z Beskidem, fot. indi
 Przyjść na miejsce zbiórki i wyruszyć na szlak może bowiem każdy. Zwłaszcza, że dojazd do miejsca wymarszu organizowany jest za pomocą środków transportu publicznego, głównie pociągów, nie obowiązują więc wcześniejsze zgłoszenia i nie ma znaczenia, ile osób rano stawi się na miejscu zbiórki.
Wtorkowi turyści zazwyczaj chodzą po najbliższych nam Beskidach. Sporo po ich Śląsko-Morawskiej części, kilka wycieczek w sezonie organizują także na polską stronę. W minionym sezonie wycieczek było 13. W sumie wzięło w nich udział 452 uczestników, z tego 405 członków PTTS „BŚ” w RC i 47 sympatyków. - Niezrzeszeni, którzy zaczynają z nami chodzić najczęściej zapisują się do Beskidu, bo się im u nas podoba, jednak nie jest to konieczne i na nasze wycieczki chodzić może każdy – podkreślał podczas zorganizowanego we wtorek, 21 października w Czytelni Ludowej we Wędryni spotkania podsumowującego sezon Karol Macura. Warto zauważyć, że członkami PTTS „BŚ” są także miłośnicy wędrówek po Beskidach mieszkający po polskiej części granicy, głównie w Cieszynie.

Podczas oficjalnego zakończenia sezonu w Wędryni były nie tylko dane statystyczne podsumowujące sezon i omówienie planów na następny sezon, ale także interesujący wykład na temat historii hutnictwa na Śląsku Cieszyńskiem wygłoszony przez jednego z członków Beskidu, Tadeusza Rabina. Turyści posilili się zupą, a pozostały czas spędzili na towarzyskich rozmowach głównie o górach i wędrówkach oraz wspólnym śpiewaniu piosenek turystycznych i regionalnych.
(indi)