MiylyrzKoszarz (9)iOd soboty, 5 lipca, w Koszarzyskach płonie miylyrz. Oprócz tego, że zapalony w sobotę miylyrz cały czas dymi, w Dołku, gdzie zorganizowano imprezę, można wziąć udział w różnych warsztatach rękodzielniczych. Dzieci, ale także dorośli, tkają, robią sznury, malują na szkle, itd.
Tygodniową imprezę nawiązującą do tradycji wypalania węgla drzewnego zorganizowało Stowarzyszenie Koliba wspólnie z Gminą Koszarzyska, Oddziałem Górali Śląskich i OKD. Miylyrz w Dołku w Koszarzyskach zapłonął już szósty rok z rzędu. – Kiedyś tak siedzieliśmy z przyjaciółmi ze stowarzyszenia Koliba i zastanawialiśmy się, co można ciekawego zrobić. Każdy dodał jakiś pomysł i powstała ta impreza pokazująca, jak dawniej wypalano węgiel drzewny, ale też pokazująca różne dawne rzemiosła – mówi Lena Kożdoń, prezes koszarzyskiego Ogniska Oddziału Górali Śląskich i członek Stowarzyszenia Koliba.
Na warsztaty, a także popatrzeć, jak dymi prawdziwy miylyrz, przyjeżdża więcej ludzi spoza Koszarzysk, niż miejscowych. – Chociaż miejscowych też z roku na rok jest coraz więcej. Jak ktoś już raz przyjdzie, to za chwilę przyjdzie z sąsiadem, znajomym i powoli też nasi mieszkańcy się tutaj schodzą. Przychodzą dzieci, które spędzają tu wakacje. Są też tacy, którzy przychodzą codziennie – z Bystrzycy, Milikowa, Trzyńca, Hawierzowa. Ale, co nas zaskoczyło, przyjechali też ludzie spod Pragi. Byli na rozpalaniu miylyrza i mówili, że gdyby nie mieli innych obowiązków, to chętnie zostaliby tutaj przez cały czas palenia miylyrza. Znaleźli informacje historyczne, że w ich stronach też palono miylyrze i chcą spróbować zwyczaj odtworzyć u siebie – mówi Lena Kożdoń ze stowarzyszenia Koliba.
Dzięki dotacjom i sponsorom wszystko jest bezpłatne. Nie tylko wstęp na imprezę, ale także udział w warsztatach, a dzieci to, co na nich zrobią, zabierają. – Materiały kosztują, dlatego robimy tyle warsztatów, na ile mamy pieniędzy. W tym roku akurat mamy tylko warsztaty. Jak jest więcej pieniędzy, to jest jeszcze jakaś muzyka i inne imprezy towarzyszące – mówi Lena Kożdoń.
- Tak z naszymi dziećmi rozmawialiśmy i doszliśmy do wniosku, że ile ludzi z Czech czy Polski jeździ na wakacje do Chorwacji? Mnóstwo. A ile ma okazje spędzić tydzień przy paleniu miylyrza, własnoręcznie tkać, prząść, skręcać porwozy, drutować garnki i spać w pasterskiej kolibie, gotować na ognisku? Tylko kilkanaście – mówi Jan Kożdoń, którego dzieci cały tydzień mieszkają w areale w Dołku.
Przed nami jeszcze trzy dni imprezy z warsztatami. W czwartek i piątek można przyjechać do Koszarzysk między 10 a 16 i zobaczyć dymiący tradycyjny miylerz, wziąć udział w warsztatach. W sobotę natomiast od 10.00 można być świadkiem rozbierania miylyrza. (indi)