Ewa Łokuciejewska jest polonistką, pracuje z młodzieżą ponadgimnazjalną, ale dała się również poznać jako pisarka. W 2011 roku ukazała się drukiem jej pierwsza powieść "Anhedonia" poruszająca problem depresji. Autorka pisze również krótkie formy prozatorskie -opowiadania, felietony, humoreski. Czasem bawi się wierszem. Na piątkowym spotkaniu zaprezentowała kilka utworów o dużej dawce humoru, czym rozbawiła publiczność.
- Jest bystrą obserwatorką otaczającej nas rzeczywistości i to z niej czerpie inspiracje do własnej twórczości – mówi Beata Kalińska, prezes grupy Literackiej Nawias.
„Waran. Pomidorowa.
Oglądał po raz ósmy „Piąty element”. Od tygodnia nie wyszedł z mieszkania, nie przebierał się i nie mył.
- Widziałam wczoraj taki film…
- Daj spokój, matka… Te twoje seriale…
- To nie był serial… Przyrodniczy był…
- Matka… Co mnie to obchodzi?
- A powinno, synu, powinno….
Jadł chipsy paprykowe z „Biedronki” i popijał colą z dwupaka- tydzień temu była promocja. Matka przynosiła mu obiady, choć tego nienawidził i absolutnie jej zabronił.
- Mówiłem, że nie będę tego jadł, nie jestem głodny…
- Głupstwa gadasz, musisz jeść. Człowiek musi jeść. A ty żresz te chipsy tylko, rozchorujesz się…
- I co z tego? I tak nie pracuję. Na zwolnienie nie pójdę…
- Kiedyś coś znajdziesz…
- Tak? A niby gdzie? Daj spokój, mama…
Postawiła garnek na gazie i wlała w niego zupę ze słoika.
- Pomidorową lubisz…
Głuche bulgotanie i chlupot klusek spowodował, że bezwiednie ślina napłynęła mu do ust. Wkurzyło go to-przełknął.
- Lubię i co z tego?
Po chwili jednak, jego głos znacznie złagodniał.
- To jaki ten film obejrzałaś?
Odstawił miskę z resztką chipsów na ławę i wytarł tłuste palce w koc na kanapie pod swoim tyłkiem. Milla Jovovich, jako Leeloo właśnie płakała, bo poznała okrutną historię ludzkości. Obrazy wojen i masakra w zawrotnym tempie migały przed jej oczami, czy też bezpośrednio w mózgu, a po delikatnej, ale dziwnie dzikiej twarzy, płynęły łzy.
Oglądał po raz ósmy „Piąty element”. Od tygodnia nie wyszedł z mieszkania, nie przebierał się i nie mył.
- Widziałam wczoraj taki film…
- Daj spokój, matka… Te twoje seriale…
- To nie był serial… Przyrodniczy był…
- Matka… Co mnie to obchodzi?
- A powinno, synu, powinno….
Jadł chipsy paprykowe z „Biedronki” i popijał colą z dwupaka- tydzień temu była promocja. Matka przynosiła mu obiady, choć tego nienawidził i absolutnie jej zabronił.
- Mówiłem, że nie będę tego jadł, nie jestem głodny…
- Głupstwa gadasz, musisz jeść. Człowiek musi jeść. A ty żresz te chipsy tylko, rozchorujesz się…
- I co z tego? I tak nie pracuję. Na zwolnienie nie pójdę…
- Kiedyś coś znajdziesz…
- Tak? A niby gdzie? Daj spokój, mama…
Postawiła garnek na gazie i wlała w niego zupę ze słoika.
- Pomidorową lubisz…
Głuche bulgotanie i chlupot klusek spowodował, że bezwiednie ślina napłynęła mu do ust. Wkurzyło go to-przełknął.
- Lubię i co z tego?
Po chwili jednak, jego głos znacznie złagodniał.
- To jaki ten film obejrzałaś?
Odstawił miskę z resztką chipsów na ławę i wytarł tłuste palce w koc na kanapie pod swoim tyłkiem. Milla Jovovich, jako Leeloo właśnie płakała, bo poznała okrutną historię ludzkości. Obrazy wojen i masakra w zawrotnym tempie migały przed jej oczami, czy też bezpośrednio w mózgu, a po delikatnej, ale dziwnie dzikiej twarzy, płynęły łzy.
- Co?- przykręciła nieco kurek gazu - Aaaa, taki tam… O smokach.
- Litości, matka, o czym?
- No o tych takich zwierzętach, z Comodo, czy jakoś tak?
- Z czego?
- No… Z Comodo. Taka wyspa, chyba…
- A… Smokach… O waranach pewnie…
- No tak, o wa… waranach, synu…
- Nie mów do mnie „synu”, nie cierpię tego…
- A ja nie lubię ”Matka”…
- Przecież nie będę mówił „Jadziu”, jak ojciec…
-„Mamo”, normalnie „Mamo” masz mówić…
- Dobra, już nie truj… I co z tymi waranami?
Kręciła się nadal po kuchni, chyba próbowała posprzątać. Słyszał tylko postukiwania i strzepywanie ścierki.
- Aaaa… Facet spał na piętrze w swoim własnym łóżku i wa… No…
- Waran…
- No tak… waran, waran go użarł w nogę…
- To bez sensu, mat… mama, warany nie atakują ludzi…
- No właśnie, sy… Nie atakują. Normalnie nie.
- To nie było normalnie? A co było inaczej?
- Nie zmieniał skarpetek.
- Co? Zgłupiałaś, matka? Czy co?
- No tak, Jasiu, tak, tak… Tak właśnie było.
- Dobra… Waran skarpet nie zmieniał. I co?
- Nie waran, tylko ten chłopak….
- Jasne, matka, daj spokój.
- Litości, matka, o czym?
- No o tych takich zwierzętach, z Comodo, czy jakoś tak?
- Z czego?
- No… Z Comodo. Taka wyspa, chyba…
- A… Smokach… O waranach pewnie…
- No tak, o wa… waranach, synu…
- Nie mów do mnie „synu”, nie cierpię tego…
- A ja nie lubię ”Matka”…
- Przecież nie będę mówił „Jadziu”, jak ojciec…
-„Mamo”, normalnie „Mamo” masz mówić…
- Dobra, już nie truj… I co z tymi waranami?
Kręciła się nadal po kuchni, chyba próbowała posprzątać. Słyszał tylko postukiwania i strzepywanie ścierki.
- Aaaa… Facet spał na piętrze w swoim własnym łóżku i wa… No…
- Waran…
- No tak… waran, waran go użarł w nogę…
- To bez sensu, mat… mama, warany nie atakują ludzi…
- No właśnie, sy… Nie atakują. Normalnie nie.
- To nie było normalnie? A co było inaczej?
- Nie zmieniał skarpetek.
- Co? Zgłupiałaś, matka? Czy co?
- No tak, Jasiu, tak, tak… Tak właśnie było.
- Dobra… Waran skarpet nie zmieniał. I co?
- Nie waran, tylko ten chłopak….
- Jasne, matka, daj spokój.
Postawiła talerz z gorącą zupą na ławie przed nim i telewizorem.
- Poważnie mówię. Podobno to ten sam smród jest! No… Tego… Gnijącego mięsa i skarpetek…
Przysiadła sobie, jak zwykle skromniutko i ze ścierką w ręce na brzeżku kanapy. Przysunęła mu łyżkę pod łokieć.
- No co ty? I to go zwabiło?
- No właśnie. Na pierwsze piętro wlazł! Wyobrażasz sobie? Na szczęście tylko go no… nadgryzł…
- No co ty?
- No… Nie zabił…
- Pewnie tak… Waran jak się przekonał, że nie ścierwo to uciekł?
- No… Nie powiedzieli, jak to dokładnie było. Ten chłopak… Przeżył na pewno, bo opowiadał… Przyznał się do tych skarpet…
Zapadła dłuższa chwila ciszy przerywanej jego siorbaniem.
- Nie martw się, mamo, tu nie ma waranów….
- Oj synu, zrobiłbyś coś z sobą…
- Dobra zupka…
- Poważnie mówię. Podobno to ten sam smród jest! No… Tego… Gnijącego mięsa i skarpetek…
Przysiadła sobie, jak zwykle skromniutko i ze ścierką w ręce na brzeżku kanapy. Przysunęła mu łyżkę pod łokieć.
- No co ty? I to go zwabiło?
- No właśnie. Na pierwsze piętro wlazł! Wyobrażasz sobie? Na szczęście tylko go no… nadgryzł…
- No co ty?
- No… Nie zabił…
- Pewnie tak… Waran jak się przekonał, że nie ścierwo to uciekł?
- No… Nie powiedzieli, jak to dokładnie było. Ten chłopak… Przeżył na pewno, bo opowiadał… Przyznał się do tych skarpet…
Zapadła dłuższa chwila ciszy przerywanej jego siorbaniem.
- Nie martw się, mamo, tu nie ma waranów….
- Oj synu, zrobiłbyś coś z sobą…
- Dobra zupka…
- Wiem, że lubisz pomidorową. Jaśku.
- Tylko ty taką robisz, mamo…
Pomidorowa. Nie trzeba dodawać, że zupa.
- Tylko ty taką robisz, mamo…
Pomidorowa. Nie trzeba dodawać, że zupa.
Nie znam dziecka - tego małego i tego po trzydziestce, które nie lubiłoby zupy pomidorowej. To taki fenomen bez wyjątków. Sekret mojej rodzinnej zupy tkwi w świeżych pomidorach- w zimie z puszki całych, obranych ze skórki i podsmażanych na maśle. Dodaję też warzywa- marchewkę, kawałek cebuli i pietruszki, czasem pora. Na koniec śmietanę, najpierw zahartowaną (wlewa się do kubka trochę gorącej zupy i miesza przed wlaniem do garnka) albo w wersji light –mleko. Moja rodzina preferuje ją z makaronem.”
(indi)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz