piątek, 26 czerwca 2015

Cieszyn przed stu laty

Podczas kolejnego wykładu z cyklu Spotkania Szersznikowskie, jaki zorganizowano 24 czerwca w Muzeum Cieszyńskim Mariusz Makowski opowiedział licznie zebranym słuchaczom o Cieszyńskiej tzw. ''belle époque'' bogato ilustrując opowieści starymi fotografiami pochodzącymi ze zbiorów Muzeum.
Cieszyn przed stu latyPo prelekcji Mariusz Makowski zrobił sobie zdjęcie ze słuchaczami, fot. indi
Właściwie to inspiracją do opracowania tematu była dla Makowskiego praca nad przygotowaniem albumu zdjęć ze zbiorów Muzeum pochodzących z tego okresu. Prelegent swoją opowieść zaczął od cytatu z Jaromira Nohavicy, który w swej piosence opisuje, jak wyglądał Cieszyn przed stu laty. Historyk wyjaśnił także, że określenie „belle époque” dotyczy okresu od końca wojny francusko-niemieckiej do I wojny światowej. Był to okres dobrobytu, kiedy nastąpił rozwój, szerzyły się dobre maniery w wyższych klasach, w metropoliach zachodniej Europy, ale też okres industrializacji, socjalizmu. - A Cieszyn wcale nie był tak daleko. Nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że nasi przodkowie byli bliżej tych wielkich metropolii niż my teraz. I nie mówię tu o okresie komunizmu, gdzie nie było możliwości wyjeżdżania, ale nawet teraz, kiedy granice są otwarte, ale jest granica mentalna, bariera językowa – stwierdził Makowski po czym przystąpił do pokazywania kolejnych fotografii z początku XX wieku. Panny cieszyńskie, które uszyły sobie jednakowe suknie na przywitanie cesarza, konie andaluzyjskie, wizyty arcyksięcia, cieszyńskie rody szlacheckie, grupowe zdjęcia uczniów, oficerów z małżonkami, zwykłych wojaków czy rodzinne portrety. - W tamtych czasach robienie fotografii grupowych było bardzo ważne, bo socjologicznie spajało cala grupę – wyjaśnił.

Zdjęcia zachowane w zbiorach Muzeum sporo mówią o czasach, obyczajach. Przykładowo zdjęcie damy z towarzystwa w stroju spacerowym. - Gdyby nie biały kolor i koronki, to strój byłby jak zakonnicy - wszystko zakryte, bluzka zapięta aż pod szyję, odkryta tylko twarz i dłonie. Jeden z rozdziałów zatytułowany spacerkiem po Cieszynie oprócz ludzi pokazuje także miejsca. W centrum zdjęcia dobre towarzystwo, ale gdy zrobi się zbliżenie, to zobaczymy mnóstwo szczegółów. Przykładowo lauby na rynku wieczorem spełniały rolę salonu towarzyskiego, gdzie wytworne towarzystwo spotykało się na spacerze. - Szlifowało się bruk chodząc te i we wte, rozmawiając, odwiedzając restauracje.

Makowski pokazał też zdjęcia zwyczajnych ludzi w codziennym życiu. Np kursy gotowania gdzie panny przepisywały przepisy z Wiednia. Oczywiście nie po to, by same gotować, a po to, by nadzorować i uczyć służbę. Zauważył też, że z tamtego okresu bardzo niewiele jest zdjęć we wnętrzach, a to z bardzo prozaicznej przyczyny, technicznej. Potrzebna była lampa błyskowa, oczywiście w tamtych czasach skomplikowana, tak zwana magnezja, w której spalał się specjalny proszek.

(indi)

Wianki czyli Świynty Jón

Wianki puszczało się niegdyś w wigilię wspomnienia św. Jana Chrzciciela, ale obecnie niemal wszystkie sobótkowe obchody przenoszone są na najbliższą sobotę przed lub po nocy z 23 na 24 czerwca.
Wianki czyli Świynty Jónświętojańskie tradycje - ogień i wianki, fot. indi
„Wieczór owego dnia – i noc – według starodawnych wierzeń ludowych pełne były dziwów. Podczas nich bowiem ogień, woda i zioła nabierały nadzwyczajnych czy wręcz cudownych własności, a wszelkie duchy oraz czarownice były niezwykle aktywne”, podaje na kartach swych „Dorocznych zwyczajów i obrzędów na Śląsku Cieszyńskim” Jan Szymik, zmarły przed czterema laty etnograf i aktywny członek Sekcji Ludoznawczej PZKO. Uważano ponadto, że tej właśnie nocy czarownice odbywały swój doroczny sejmik na Łysej Górze, którego apogeum miała być orgia z diabłem. W celu odstraszenia złych mocy palono ognie świętojańskie.

Jednak wieczór ten najbardziej kojarzony jest z puszczaniem przez dziewczęta wianków na wodzie. Wito je z siedmiorga ziół a pośrodku umieszczano płonącą świecę, „przy czym często śpiewały powszechnie znaną tutaj pieśń: Mój wióneczek marnie ginie”. Chłopcy natomiast starali się je wyłowić, co oznaczało, że dziewczyna rychło się wyda i to najprawdopodobniej za tego, który pochwycił jej wianek z nurtów rzeki. Na niedawnej imprezie pod hasłem puszczanmia wianków w Bystrzycy jeden z chłopców łowiących wianki, które dziewczęta wcześniej puściły na wody Głuchówki zapytany, skąd wiedział, który wianek ma łowić odparł, że poznał go po kwiatach lawendy gdyż podpatrywał, gdy go jego wybranka plotła.

Innym zwyczajem związanym z tą datą jest muzykowanie Janom praktykowane po dziś dzień m.inn. przez Orkiestrę Dętą Czesława Grenia z Brennej.

Święto to, pochodzące z czasów pogańskich miało przede wszystkim aspekt miłosny, a wręcz seksualny, co najlepiej jest widoczne właśnie we wspomnianym rytuale puszczania wianków. Jednak obecnie to przede wszystkim dobra zabawa nad rzeką i przy ognisku, radość z nadejścia kalendarzowego lata, a dla dzieci z nadchodzących wakacji.

Tegoroczne obchody świętojańskiej nocy relacjonowaliśmy już: tutaj . Przed nami natomiast jeszcze tradycyjna już Noc Świętojańska w Brennej. Imprezę zaplanowano na sobotę po rzeczywistej dacie św. Jana, czyli na 27 czerwca na godzinę 18.00. Tradycyjnie już świętowanie w Brennej rozpocznie się od nabożeństwa w Kościele pw. św. Jana Chrzciciela. Nie zabraknie uroczystego pochodu, który wyruszy na amfiteatr po uroczystym poświęceniu ognia, którego obrządek przygotuje tradycyjnie zespół “Brenna”. Na scenie zaś wystąpi zespół HORPYNA - czołowy przedstawiciel ukraińskiej sceny muzycznej w Polsce.

(ÿ)

czwartek, 25 czerwca 2015

Rozstrzygnięto konkurs grantowy ''Działaj Lokalnie''

Przedstawiciele organizacji i grup nieformalnych, których pomysły uhonorowane zostały dotacjami z programu ''Działaj Lokalnie'',m 16 czerwca w sali konferencyjnej skoczowskiego Banku Spółdzielczego podpisali umowy. W programie w tym roku dotacje uzyskało 13 organizacji i grup nieformalnych z naszego regionu, a realizowane przez nich przedsięwzięcia służyć będą lokalnej społeczności.
Rozstrzygnięto konkurs grantowy ''Działaj Lokalnie''Umowy odebrane i do dzieła!, fot. indi


Konkurs grantowy „Działaj Lokalnie” IX to projekt Programu Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności realizowany przez Akademię Rozwoju Filantropii w Polsce. - Społeczność lokalna zyskuje, biorąc udział w rożnych inicjatywach. Korzystają też różne organizacje – wyjaśnia Sławomira Kalisz, prezes Stowarzyszenia Cieszyńskiej Młodzieży Twórczej, koordynator programu na terenie powiatu cieszyńskiego dodając, że sporo pomagają samorządy. – Najwięcej wsparcia udziela nam powiat cieszyński. Nie zawsze w formie finansowej, ale także pozafinansowej.

W tym roku pula na granty wynosiła 55 tys. zł, a zapotrzebowanie wynikające z wniosków o dotacje 91 814 zł. Komisja grantowa musiała więc poświęcić wiele uwagi, by wybrać te spośród proponowanych przedsięwzięć, które przyniosą najwięcej korzyści lokalnym społecznościom.
Złożono 17 wniosków, a 13 z nich otrzymało dotacje. Projekty, jakie będą realizowane, są niezwykle różnorodne. Łączy je jedno: realizowane w ramach programu działania mają służyć lokalnym społecznościom. W ramach tegorocznych projektów m.in. Towarzystwo Miłośników Zarzecza stworzy Zarzecką Izbę Regionalną, Stowarzyszenie Dzieci Stalmacha w Bażanowicach przeprowadzi warsztaty dla dzieci pod hasłem „Zręczne ręce – mądra głowa”, Stowarzyszenie Kulturalne Równica przeprowadzi lekcje folkloru dla dzieci „O czym śpiewali nasi przodkowie”, Grupa nieformalna: Kama! Działająca przy Wiślańskim Centrum Kultury zrealizuje projekt edukacyjny „Od ziarenka do płócienka”, a Skoczowski Uniwersytet III Wieku będzie zachęcał seniorów do tańca.
(indi)

Mali dziennikarze zdobywali szlify

Zakończył się cykl warsztatów dla małych dziennikarzy z gazetek szkolnych polskich szkół podstawowych na Zaolziu prowadzony pod hasłem ''Piszmy razem'' przez redaktorów Miesięcznika Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Republice Czeskiej ''Zwrot''.
Mali dziennikarze zdobywali szlifyRedaktor Naczelna Zwrotu Halina Szczotka służyła uczniom radą i pomocą, fot. indi
Wpierw redaktorzy „Zwrotu” odwiedzali szkoły, które zgłosiły chęć wzięcia udziału w projekcie przeprowadzając tam warsztaty, podczas których uczniowie dowiadywali się jak skonstruowany jest artykuł prasowy, co musi zawierać i jak winien być napisany, by zachęcić czytelnika do lektury oraz jak robić zdjęcia będące dobrymi ilustracjami do tekstów dziennikarskich. Redaktor Naczelna „Zwrotu” Halina Szczotka, fotograf Wiesław Przeczek i stała współpracowniczka redakcji Beata Tyrna odwiedzili w sumie 10 szkół.

W Czeskim Cieszynie natomiast zorganizowano podsumowujące warsztaty wspólne dla wszystkich. Ponieważ w projekcie brało udział ponad 160 uczniów, warsztaty zbiorcze zorganizowano w dwóch grupach. Pierwsza spotkała się 8 czerwca w salce posiedzeń „Bajka” w budynku Zarządu Głównego PZKO przy ul. Strzelniczej w Czeskim Cieszynie, druga 19 czerwca w sali PZKO przy ulicy Bożka. - W ubiegłym roku w projekcie "Piszmy razem" wzięło udział pięć szkół. W tym roku zgłosiło się dziesięć. Dlatego wspólne warsztaty musieliśmy rozbić na dwa spotkania – wyjaśnia Halina Szczotka, redaktor naczelna Zwrotu podkreślając, że na wspólnych warsztatach redakcje poszczególnych pisemek mogą się podzielić swoimi doświadczeniami, co też jest ważną częścią warsztatów.

Tym razem zadaniem podzielonej na grupy młodej dziennikarskiej braci było stworzenie własnej gazetki. By było przyjemniej i zabawniej, gazetki miały być baśniowe. Każda grupka wybierała sobie jedną bajkę, a tworzona przez kandydatów na małych dziennikarzy gazetka miała w całości do niej nawiązywać – od tytułu po tematykę artykułów. Uczniowie wpierw wysłuchali wykładów Haliny Szczotki i Wiesława Przeczka dowiadując się, jak wymyślić dobry tytuł, jak stworzyć czytelną winietę, wreszcie jak rozmieszczać poszczególne treści na kartach pisma, by było ono atrakcyjne dla czytelników, po czym przystąpili do pracy twórczej. A pomysły mieli niektóre wprost genialne, wyobraźnię nieograniczoną, a i zdolności plastycznych młodym ludziom nie brakowało. -Cieszymy się z tego, że w polskich szkołach na Zaolziu są zdolni uczniowie, którzy zaskoczyli nas swoją wyobraźnią i umiejętnościami.

(indi)

wtorek, 23 czerwca 2015

Wianki w Bystrzycy

Góralska muzyka, ludowe tańce i scenki rodzajowe w wykonaniu zaolziańskich, czeskich i słowackich zespołów, a wreszcie puszczanie (i wyłapywanie) wianków i całonocna zabawa przy ognisku. Tak wyglądał ósmy Międzynarodowy Świętojański Festiwal Folklorystyczny w Bystrzycy, który w sobotnie popołudnie 20 czerwca zgromadził ponad pięciuset uczestników.
Wianki w Bystrzycy fot: (indi)
Choć imprezy nawiązujące do tradycji świętojańskich nie są w regionie rzadkością tą w Bystrzycy stali bywalcy cenią przede wszystkim za dużą autentyczność. - Program na scenie jest na wszystkich regionalnych imprezach. Ale tutaj najważniejsze jest to, że dziołchy puszczają wionki na Głóchówce, syncy je łapią, a muzyka jest nie tylko na scenie, ale i później do nocy przy ognisku – mówi Tadek, student z Bystrzycy, który od szkolnych lat gra na skrzypcach w zespole „Łączka”, potem „Bystrzyca”, a na świętojańskiej imprezie bawi się co roku.

To, co zaprezentowano na samej scenie też nie było występami kolejnych zespołów jeden po drugim, a miało konkretny, przemyślany scenariusz. - Najbardziej podoba mi się scenografia i spójność programu artystycznego wystawionego na scenie, który opisywał w sposób żartobliwy miłosne perypetie Basi i Kuby od flirtów, poprzez cały rytuał świętojański z puszczaniem wianków, aż po wesele – stwierdził widz, który na imprezę przyjechał z sąsiedniej Wędryni.

Ostatnim punktem scenicznego programu, przed którym dziewczyny w strojach regionalnych poszły puszczać wianki do płynącej nieopodal Głuchówki, chłopcy je łapać, a rzesza widzów przyglądać się temu rytuałowi, było „symboliczne wiesieli”. Wójt Bystrzycy Roman Wróbel, organizator imprezy, który wcielił się nie pierwszy raz w rolę konferansjera, zadał bohaterom spektaklu pytanie czy ślubują wierność Świętojańskiemu Festiwalowi? Dalsza zabawa przeniosła się głównie do rozpalonego nieopodal ogniska, przy którym muzycy spontanicznie grali ludowe melodie.

(ÿ)










-------------------


niedziela, 21 czerwca 2015

Bukiet słów dla Ziemi Cieszyńskiej

Tegoroczny, X już Powiatowy Konkurs Poetycki im. Jana Kubisza organizowany przez Gimnazjum nr 2 w Cieszynie zatytułowano ''Bukiet słów dla Ziemi Cieszyńskiej''. Nagrody laureatom uroczyście wręczono 18 czerwca w Muzeum Drukarstwa.
Bukiet słów dla Ziemi Cieszyńskiejlaureaci konkursu wraz z jury i organizatorami, fot. indi
Tematem każdej edycji konkursu była Ziemia Cieszyńska, jednak zmieniało się hasło przewodnie. W tym roku „Bukiet słów”, w zeszłym „W szacunku wobec Tych, którzy odeszli w pamięć”, były też edycje nastawione na portrety Ziemi Cieszyńskiej czy krajobrazy. - Różne aspekty, różne spojrzenie na Ziemię Cieszyńską – wyjaśnia Beata Sabath, polonistka z Gimnazjum nr 2 im. Jana Kubisza w Cieszynie, inicjatorka i główna organizatorka konkursu.
Jak widać po zainteresowaniu konkursem i ilości nadesłanych wierszy poezja nadal leży w kręgu zainteresowań współczesnej młodzieży. Choć opiekunki laureatów, polonistki, przyznają, że najczęściej drogę doń trzeba uczniom wskazać, raz zainteresowani sami sięgają zarówno po tomiki, jak i po pióra. Najwięcej, i to od lat, prac nadsyłanych jest z gimnazjum w Zebrzydowicach. - Pracujemy na lekcjach zwracając uwagę zarówno na poezję, jak i na edukację regionalną. Uczniów trzeba jednak motywować, ale widzę również, że sami sięgają po tomiki poezji w bibliotece – mówi Aldona Kopiec, polonistka w gimnazjum w Zebrzydowicach, która sama trochę pisze. -Gimnazjaliści piszą i to piszą o Ziemi Cieszyńskiej. A że wiersz, żeby być piękny, musi wyrażać prawdę z duszy artysty, widać więc, że Ziemię Cieszyńską mają w sercu – cieszy się Beata Sabath. Potwierdzają to sami laureaci. Ci z Trójwsi często sięgają po gwarę, inni po literacką polszczyznę, wszyscy jednak wyrażają zachwyt ziemią, na której żyją. - Piszę od podstawówki, biorę udział w różnych konkursach - mówi Paulina Sikora, której w poezji najbardziej podoba się to, że swe myśli i odczucia można wyrazić za pomocą ładnych słów. Nagrodzony wiersz napisała specjalnie na konkurs i przyznaje, że to w podstawówce częściej pisała „do szuflady”, a teraz częściej na konkursy. Inni laureaci nie ograniczają się do poezji. Na przykład Justyna Cyrzyk przyznaje, że choć poezję lubi najbardziej, próbowała pisać także prozę, np. opowiadania do gazetki szkolnej.

Jury w składzie Aleksandra Błahut – Kowalczyk, Urszula Stefania Korzonek oraz Anna Mazur spośród 43 wierszy nadesłanych przez uczniów 13 gimnazjów z powiatu cieszyńskiego wyłowiło trzy perły. Czołówkowe miejsca zajęli
  1. Paulina Sikora z Gimnazjum w Kaczycach za wiersz pt. „Niepoetycko” (opiekun mgr Janusz Sikora);
  2. Justyna Kołatek z Gimnazjum K. K. Baczyńskiego w Zebrzydowicach za wiersz pt. „Suknia” (op. mgr Aldona Kopiec);
  3. Łukasz Kukuczka z Gimnazjum im. Jana Pawła II w Istebnej za wiersz pt. „Janko Gajdosz” (op. mgr Monika Michałek).
Ponadto równorzędne wyróżnienia otrzymali: 
  • Aleksandra Drwal z Zespołu Szkół Publicznych w Górkach Wielkich za wiersz „Nadwiślańska sielanka ” (op. mgr Dominika Badura),
  • Wiktoria Duch z Gimnazjum w Mnichu za wiersz „Moja ziemia ojczysta” (op. mgr Małgorzata Krzysiek),
  • Bogusława Musiał z Gimnazjum im. Jana Pawła II w Istebnej za wiersz „Moja mała Ojczyzna” (op. dr Cecylia Suszka),
  • Karolina Pacia z Gimnazjum im. K. K. Baczyńskiego w Zebrzydowicach za wiersz „Dom” (op. mgr Aldona Kopiec),
  • Justyna Cyrzyk z Gimnazjum im. Gabrieli hr. Thun-Hohenstein w Kończycach Wielkich za wiersz „Rozmowa z hrabiną Gabrielą” (op. mgr Małgorzata Banot),
  • Michał Filipowski z Zespołu Szkół Publicznych w Górkach Wielkich za wiersz „Ostatnim promieniem lata” (op. mgr Dominika Badura).
Nagrody i wyróżnienia wręczyły Wicestarosta Powiatu Cieszyńskiego Maria Cieślar oraz Dyrektor Gimnazjum nr 2 Jadwiga Gaszek, a laureaci przeczytali swe nagrodzone wiersze.

Na koniec laureaci konkursu oprowadzeni przez samego Karola Franka zwiedzili prowadzone przez niego Muzeum Drukarstwa.
(indi)

Cieszyn niczym Berlin

IMG_0933BIELSKO BIAŁA / Wschodni i Zachodni, tak nazywał się rozdzielony zimnowojenną granicą niemiecki Berlin. My mamy wprawdzie Cieszyn i Czeski Cieszyn, jednak mieszkańcy regionu na określenie tego drugiego organizmu miejskiego niekiedy używają nazwy Cieszyn Zachodni. I właśnie podobieństwa Śląska Cieszyńskiego z Berlinem doszukał się Jarosław jot-Drużycki podczas zorganizowanego 15 czerwca w bielskiej Książnicy Beskidzkiej spotkania z cyklu „Bohaterowie ‘Kalendarza Beskidzkiego’”, które prowadził redaktor naczelny tego almanachu Jan Picheta.
Spotkanie rozpoczęto od pytania, czy Zaolzie dogorywa? Na różne aspekty polskości i jej niknięcia zwracali uwagę tak bohaterowie spotkania, jak i słuchacze. W Książnicy nie zabrakło również Zaolziaków oraz Cieszyniaków. Tak więc wieczór autorski warszawskiego etnografa i publicysty przekształcił się w dyskusję, podczas której swymi spostrzeżeniami, opiniami i wspomnieniami dzielili się ze słuchaczami m.in. Bronisław Firla i Jan Branny. Zastanawiali się m.in. czy otrzymana po 1989 roku wolność miała wpływ na zanik więzi Zaolziaków z Macierzą.
- Coś jest takiego, że zakazany owoc najlepiej smakuje. Mamy otwartą granicę, internet, ale pojawiła się granica mentalna. Osoby ze wschodniej i zachodniej części Śląska Cieszyńskiego nie są sobą zainteresowane – zauważył Drużycki zwracając uwagę na to, że mieszkańcy obu brzegów Olzy nie chodzą na imprezy na drugą stronę. Porównał tę sytuację do Berlina, którego mieszkańcy jeszcze wiele lat po upadku muru nie przechodzili na drugą stronę nieistniejącej już granicy.
Zdaniem Brannego przyczyn ubywania Polaków na Zaolziu można by dopatrzyć się w oddawaniu do czeskich szkół dzieci z mieszanych małżeństw. Jednak na pytanie, czy wymieramy? Zdecydowanie odparł, że nie.
Bronisław Firla w poszukiwaniu przyczyn zamierania polskości sięgnął do idei wpierw internacjonalizmu komunistycznego, teraz europejskiego.
- A trzeci czynnik to pieniądz. Najzdolniejsi znajdują pracę poza Zaolziem – skonstatował.
Głos zabrali także licznie przybyli na spotkanie mieszkańcy Bielska, którzy z Zaolziem nie mają bardziej osobistych związków, ale po prostu interesują się tym, co się dzieje za graniczną rzeką. Były pracownik bielskiego zakładu Befama, który jeździł wielokrotnie do Czech służbowo, a obecnie w ramach kontaktów seniorów harcerskich z seniorami Harcerstwa Polskiego w RC stwierdził, że Czesi mają inną mentalność, bardziej zbliżoną do niemieckiej. A zaolziańscy Polacy, co przyznali zgodnie wszyscy wypowiadający się, bliżsi są kulturze, w której żyją na co dzień, czyli czeskiej.
Inny słuchacz zaproponował zamiast hospicjum sformułowanie skansen Zaolzie.
- Tak, jak zrobili to kiedyś Łużyczanie. By zachować tę kulturę wyjdźmy z hospicjum i trwajmy dalej jako skansen – sugerował.
Propozycja ta nie przypadła do gustu ani autorowi „Hospicjum”, ani też większości słuchaczy. Etnograf stwierdził, że kultura, aby trwała musi być kulturą żywą, a samo słowo „skansen” już w założeniu zawiera odtwarzanie reliktu, który przeminął.
- Ale czym jest nas mniej, tym więcej robimy imprez – stwierdził wieloletni działacz Macierzy Szkolnej.
- Ale czy przypadkiem na Titanicu też do końca nie grała muzyka? – retorycznie zapytał Picheta.
- Może i racja z tym Titanicem – dodał Drużycki. – Mogłem zatytułować książkę „Titanic Zaolzie”, bo orkiestra na „Gorolu” wciąż gra… Nie ukrywam, że lubię prowokować i chciałbym być złym prorokiem, żeby kiedy moje szczątki doczesne będą odprowadzane na cmentarz było w kondukcie kilku młodych Zaolziaków, którzy powiedzą „a widzisz jocie przeżyliśmy cię!”. (indi)




Szkło, metal i drewno, czyli secesja w cieszyńskim Muzeum

Secesja i ceramika współczesna to dwa tematy, którym poświęcono aktualną wystawę w Muzeum Śląska Cieszyńskiego. Jak podkreśliła podczas zorganizowanego 17 czerwca wernisażu Irena Adamczyk, kurator ekspozycji, przedmioty z obu stylów dobrze ze sobą współgrają.
Szkło, metal i drewno, czyli secesja w cieszyńskim MuzeumSecesyjne piękne przedmioty cieszą oko zwiedzających, fot. indi
Na zaaranżowanej w Sali Rzymskiej wystawie obejrzeć można szkło czeskie i francuskie, wyroby metalowe niemieckie i austriackie oraz ekskluzywne wyroby z drewna palisandrowego z mosiężna inkrustacją z przełomu XIX i XX wieku. Charakterystycznymi cechami secesji są płynne, faliste linie, ornament roślinny i geometryczny, inspiracje sztuką japońską, swobodne układy kompozycyjne, asymetria, płaszczyznowość i linearyzm oraz subtelna pastelowa kolorystyka. I takie właśnie przedmioty podziwiać możemy na wystawie. Adamczyk przyznała, że secesja, gdy styl powstał i rozprzestrzeniał się w Europie, miała tyleż samo przeciwników, co zwolenników. Ci drudzy mówili, że jest to przywrócenie rzemiosłu artystycznemu świetności, powrót do rękodzieła, do szlachetnych materiałów i nawrócenie do natury w tym uprzemysłowionym już wtedy europejskim świecie.

W tym kontekście umieszczone w gablotach pośrodku sali eksponaty dobrze współgrają z otaczającą je współczesną ceramiką dr hab. Małgorzaty Skauba-Krętowicz, pracownika dydaktycznego Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie. Zwłaszcza, że prezentują najnowszą jej kolekcję która charakteryzuje się kroplą złota w każdej z prac.

Część secesyjna wystawy jest o tyle nietypowa, że jest pierwszą wystawą sztuki dawnej w cieszyńskim muzeum w 99 procentach składającą się z eksponatów wypożyczonych z prywatnych kolekcji. Ze zbiorów cieszyńskiej placówki pochodzi szklany francuski wazon z kolekcji doktora Bernacika i srebrna patera. - Zawsze robimy wystawy korzystając z własnych zbiorów, ewentualnie uzupełniamy jednym, dwoma eksponatami wypożyczonymi – mówi Adamczyk dodając, że tym razem jest inaczej, gdyż eksponatów z prezentowanej epoki w Cieszynie nie jest wiele. Wystawę oglądać można do 27 września w godzinach otwarcia Muzeum, czyli w okresie letnim trwającym od 1 marca do 30 września wtorek, czwartek, sobota, niedziela - wejście na ekspozycję o 10.00, 11.00, 12.00, 13.00, 14.00, środa, piątek - wejście na ekspozycję o 12.00, 13.00, 14.00, 15.00, 16.00. poniedziałek – nieczynne.
(indi)

Zaolzie dogorywa?

Czy Zaolzie dogorywa?- takie pytanie postawiono podczas spotkania z cyklu ''Bohaterowie 'Kalendarza Beskidzkiego''', jakie z Jarosławem jot-Drużyckim, autorem książki ''Hospicjum Zaolzie'' zorganizowało 15 czerwca w bielskiej Książnicy Beskidzkiej Towarzystwo Przyjaciół Bielska-Białej i Podbeskidzia.
Zaolzie dogorywa?Jarosław Drużycki i Jan Picheta, fot. indi
Prowadzącego rozmowę Jana Pichetę, redaktora naczelnego „Kalendarza” zaintrygował tytuł książki.
Czy to termin, którym faktycznie można teraz określić stan polskości na Zaolziu? Po raz pierwszy bylem tam w 2007 roku. Później zauważyłem, jak to wszystko niknie, jak ludzie z polskimi korzeniami, nazwiskami, po polskiej szkole czują się Czechami – stwierdził Drużycki, etnograf z wykształcenia i dodał, że to nie tyle jest jego ocena, co wynik kilkuletniej obserwacji.

Do rozmów na temat polskości na Zaolziu ochoczo włączyli się obecni na sali Zaolziacy oraz Cieszyniacy, którzy od lat obserwują zmiany zachodzące w tym – jak to określił Drużycki – subregionie Śląska Cieszyńskiego.

Rozmówcy zwrócili uwagę na to, że teren ten tylko w pierwszej połowie XX wieku zmieniał przynależność państwową sześć-siedem razy, a także na „aksamitną bohemizację” prowadzoną przez ówczesne czechosłowackie władze państwowe. Jeden z uczestników uzupełnił, że w polityce asymilacji Czesi stosowali sprytną taktykę. Polakowi trudno było dostać pracę w regionie, a zdecydowanie łatwiej w głębi Czech, natomiast Czesi bez problemu otrzymywali pracę na Zaolziu. Jerzy Branny, wieloletni działacz Macierzy Szkolnej w Republice Czeskiej stwierdził, że mimo tej polityki na Śląsku jest bardzo dużo inteligencji i podał przykład dyrektora trzynieckiej huty, swego czasu ministra czeskiego rządu, a absolwenci zaolziańskich szkół średnich idą na studia zarówno do Czech, jak i do Polski.

Drużycki zwrócił jednak uwagę na drugą stronę medalu. Zaolziacy jadący studiować w Polsce tworzą sobie getta. Bo nagle orientują się, że nie mają żadnego związku z polską kulturą. Efekt jest taki, że siedzą sobie w Krakowie w tym swoim stowarzyszeniu (SAJ, Sekcja Akademicka Jedność – przyp. indi) i jak już, to bardziej trzymają się ze studentami, którzy przyjechali z Czech i Moraw. Bo łączy ich choćby popkultura. Zaolziańscy Polacy słuchają czeskiego radia, czeskiej muzyki, oglądają czeską telewizję, wreszcie kibicują czeskim sportowcom – stwierdził, zauważając, że sporym błędem polskich władz jest to, że nasi młodzi rodacy zza Olzy kwaterowani są w akademikach z obcokrajowcami. Związane jest to jego zdaniem chociażby z problemami językowymi tamtejszej młodzieży. Momentami to nie jest ani polski, ani nawet gwara „po naszymu”. Nie zrozumie ich Polak spoza regionu, ale też i Czech z Pragi.

Podkreślono także fenomen zaolziańskiej aktywności społecznej. Liczba stowarzyszeń, związków, kapel, chórów czy zespołów tanecznych jest wprost imponująca jak na 30-tysięczną raptem społeczność. - Bo jednak ważniejsza od ilości jest jakość – zauważył jeden u uczestników.

Poruszono też kwestie łączności z Macierzą. I trudno byłoby się w tym wypadku nie zgodzić z konstatacją autora „Hospicjum”, że Zaolzie zostało niestety zapomniane przez Polskę. Wytknął przy tym zarówno polskim władzom, jak i mieszkańcom kraju, a nawet przygranicznego regionu brak zainteresowania rodakami z lewego brzegu Olzy. -Ale i Zaolzie też nie zawsze o Polsce pamięta  dodał szybko.

Spotkanie zakończył Picheta cytatem z „Płyniesz Olzo” Jana Kubisza i pytaniem, czy te kwiaty, które będą kwitnąć na brzegu Olzy za ileś tam lat, będą polskie czy czeskie? A może, jak to zasugerował Drużycki, kwiaty te będą zupełnie inne, śląskie czy tustelańskie, ale będą.

(indi)

piątek, 19 czerwca 2015

Trallala i Trallalinki

Trallala to czterdziestu chórzystów z polskiej Szkoły Podstawowej w Czeskim Cieszynie plus pięć dziewcząt z gimnazjum. Tralalinek natomiast jest około sześćdziesiąt. Oba chóry prowadzi Beata Brzóska.
Trallala i TrallalinkiDla dziewiątoklasistów był to ostatni koncert w szeregach Trallala, fot. indi
Tego roku Trallalinki nauczyły się około 25 piosenek. Część z wyuczonego repertuaru mali i młodzi chórzyści zaprezentowali podczas zorganizowanego w kościele braterskim przy ulicy Frydeckiej w Czeskim Cieszynie w mijającym tygodniu koncertu. Oprócz śpiewanych po polsku, czesku oraz w innych językach piosenek Trallalinki zaprezentowały zgromadzonej publiczności składającej się głównie z rodzin utalentowanych śpiewaków słowno-muzyczną adaptację bajki o Jasiu i Małgosi.

Koncert był także okazją do pożegnania z dziewiątoklasistkami kończącymi w tym roku szkołę podstawową, a więc odchodzącymi z placówki i z chóru. Brzóska podkreśliła, że najstarsi i absolwenci tego roku opanowali pamięciowo 54 piosenki. Na koniec podziękowała nie tylko chórzystom, ale także rodzicom, którzy w różny sposób pomagali, np szyjąc sukienki, w których wystąpiły chórzystki w pierwszej części programu czy kostiumy na przedstawienie słowno-muzyczne. Dyrektor szkoły, pod której skrzydłami działają oba chóry Marek Grycz przekazał mikrofon wice burmistrz Czeskiego Cieszyna Gabrieli Hřebačkovej, która pięknie podsumowała duchową ucztę dziękując obu chórom za godne reprezentowanie i rozsławianie miasta Czeski Cieszyn podczas międzynarodowych konkursów i występów.
(indi)

----------------------

Trallala i Trallalinki koncertowały


CZESKI CIESZYN / Wypracowany przez cały rok szkolny repertuar zaprezentowali podczas środowego (17 czerwca) koncertu w kościele braterskim przy Frydeckiej w Czeskim Cieszynie uczniowie polskiej szkoły podstawowej w Czeskim Cieszynie śpiewający w chórach Trallala i Trallalinki.
Oba chóry prowadzi Beata Brzóska, która, jak podkreśliła obecna na koncercie wiceburmistrz Czeskiego Cieszyna Gabriela Hřebačková, odkrywa predyspozycje aktorskie, pobudza w młodych ludziach radość i miłość do śpiewania.
Zaprezentowały się wszystkie grupy wiekowe młodych śpiewaków z polskiej czeskocieszyńskiej podstawówki. Widzowie, którymi byli głównie członkowie rodzin małych chórzystów, wysłuchali nie tylko pieśni, ale także słowno-muzycznej adaptacji bajki o Jasiu i Małgosi.
Program w wykonaniu chórzystów przeplatany był prezentacjami i relacjami zdjęciowymi z całego roku szkolnego działalności obu zespołów, łącznie z relacją z wyjazdu do Włoch.
W drugiej części programu podziękowano dziewiątakom za kilkuletnią pracę w chórze. Brzóska podkreśliła, że najstarsi chórzyści nauczyli się w chórze 54 piosenki. Prowadząca oba chóry na koniec podziękowała nie tylko chórzystom, ale także rodzicom, którzy służyli pomocą, np. szyjąc sukienki, w których wystąpiły chórzystki w pierwszej części programu. (indi)

Pożar w Cieszynie

Kłęby dymu, dziesięć jednostek straży pożarnej i tłumy gapiów. Oto aktualny (18 czerwca przed godz. 20.00) pejzaż ulicy Hażlaskiej w Cieszynie, przy której pali się budynek mieszkalny.
Pożar w CieszyniePali się przy ulicy Hażlaskiej w Cieszynie, fot. indi
 Nie znane są jeszcze przyczyny pożaru, wiadomo jednak, że akcja potrwa dość długo. - Kiedy paliło się tu poprzednim razem kilka lat temu gasili ze cztery godziny – wspominają przyglądający się akcji gaśniczej chłopcy z sąsiedniego osiedla dodając, że w należącym do pewnej starszej pani budynku od około dziesięciu lat nikt nie mieszka.
Akcja strażaków zakończyła się o drugiej w nocy. W wyniku pożaru nikt na szczęście  nie ucierpiał.
(indi)


















Dzień Tradycji i Stroju Regionalnego

Lejący się z nieba żar nie odstraszył miłośników tradycji i stroju regionalnego. W niedzielne popołudnie na czeskocieszyński rynek przyszli miłośnicy folkloru by podziwiać występy w ramach X już Dnia Tradycji i Stroju Regionalnego.
Dzień Tradycji i Stroju RegionalnegoTym, co dzieje się na scenie zainteresowani byli widzowie w każdym wieku, fot. indi
Imprezę organizuje wspólnie Koło nr 6 Macierzy Ziemi Cieszyńskiej i Miejscowe Koło Czeski Cieszyn Centrum Polskiego Związku Kulturalno Oświatowego w Republice Czeskiej. Przez scenę przewinęło się około setki dzieci i młodzieży występujących w zespołach regionalnych takich jak Cieszynianka, Rytmika, Oldrzychowice, a także laureatki organizowanego przez Sekcję Ludoznawczą przy GZ PZKO konkursu gwarowego „Po naszymu, po cieszyńsku po obu stronach Olzy“ Magdalena Wierzgoń i Gabriela Szolona. Na scenie zaprezentowali się także dorośli z Zespołów Oldrzychowice, Olza i Odra.
Strój, głównie cieszyński i górali Beskidu Śląskiego, ale także i górniczy zobaczyć można było nie tylko na scenie, ale także i na widowni. - Występujemy często, więc strój jest dla nas czymś zupełnie normalnym – mówiła kręcąca się w stroju po rynku Agata z zespołu Oldrzychowice. Czy jednak zdarza się jej ubierać strój poza dniami, w które występuje? – Czasem, na imprezy typu Gorolski ŚwiętoW strojach oczywiście byli konferansjerzy - Danuta Siderek i Tadeusz Smugała, a także główne organizatorki Jadwiga Chlebik, prezes Koła nr 6 MZC i Małgorzata Rakowska, prezes MK PZKO Czeski cieszyn Centrum. W strojach przyszli także niektórzy widzowie, spotkać można było też osoby z akcentami etno inspirowanymi beskidzkim wzornictwem, jak choćby tymi pochodzącymi z cieszyńskiej pracowni strojów folkowych Łucji Francuz wykorzystującej np. motyw góralskiego modrzińca w zdobieniu koszulek.
Impreza stała się także okazją do uroczystego wręczenia na scenie nagród i dyplomów laureatom konkursu plastycznego. Nagrodzone prace obejrzeć można było z tyłu ustawionych na rynku bud. W samych zaś budach pomiędzy wrażeniami duchowymi można było zaspokoić także potrzeby bardziej materialne zakupując czy też strawę i napitki, czy pamiątki w regionalnym stylu.
(indi)