GRÓDEK / Upał. Termometr nieopodal Urzędu Gminy pokazuje ponad trzydzieści stopni. Gródek w pełnym słońcu. I nawet „Słoneczna Szkoła”, w której odbywa się właśnie doroczny festyn, jest jeszcze bardziej słoneczna niż zwykle. A i Kazimierzowi Cieślarowi, dyrektorowi tej polskiej pięcioklasówki udziela się słoneczna atmosfera.
— Dzisiaj do południa byłem w szkole, aby popatrzyć jak przebiegają przygotowania do festynu. Potrzebowałem czegoś ze świetlicy. Wchodzę, patrzę, a na tablicy wielki napis zrobiony dziecięcą ręką: „Festyn juuu!” A więc niech żyje dzisiejszy festyn! Juuu!…
Na położony na szkolnym boisku parkiet wychodzą dzieci. Wszyscy wychowankowie szkoły i przedszkola, razem jest ich pół setki. Dyrektor zapowiada, że zaraz znajdziemy się na falach, na falach Morza Bałtyckiego. Są więc i piraci, i syrenki, i marynarze. Można poczuć się jak na plaży. Brakuje może tylko nawoływań lodziarza i sprzedawcy napojów chłodzących.
— Pewnie jesteście spragnieni? — dobiega nas retoryczne pytanie dyrektora. — Zapraszam do stoiska naszej Macierzy Szkolnej.
Woda, kofola, piwo. Ale i coś do zjedzenia. Przy stole uwijają się rodzice. Plastikowe kubki napełniają się powoli. Kieliszki mają mniejszą objętość, więc nie trzeba tak długo czekać. Ale na coś mocniejszego jest zdecydowanie zbyt gorąco.
Przez wzrastający mimo słonecznego żaru tłum imprezowiczów przeciska się młody brodaty tata w szortach, które zasłania kuchenny fartuch. Niesie wielki kocioł, z którego jego koleżanki za chwilę będą nakładały na papierowe tacki porcje karkówki dla tych, co postanowili dzisiaj nie jeść obiadu w domu lecz tutaj, by w ten sposób dorzucić parę groszy na działalność Macierzy, która organizuje dzieciom ekstra wyjazdy w czasie pozalekcyjnym.
W przygotowania festynu zaangażowało się około dwudziestu rodziców, ale nie tylko oni zakasali rękawy do pracy.
— Przed chwilą była dziewczyna, która w tym roku zdawała maturę i przyszła się pochwalić. A tu na festynie nam pomaga.
Katarzyna Şafak, nauczycielka z piętnastoletnim stażem prowadzi nas do szkolnej kuchni, gdzie pracuje Jola.
— Mama postanowiła pomóc w kuchni i ja też. Czemu? By ci rodzice mogli sobie użyć festyn. My będziemy pracowali za nich.
Jola, mimo że skończyła hawierzowską budowlankę, chciałaby zostać nauczycielką a jej marzeniem jest uczenie w szkole, w której sama poznała sztukę czytania i pisania.
— Chciałabym tu wrócić jako nauczycielka. Bardzo mile wspominam czas nauki. Było nas mało i wszyscy znaliśmy się bardzo dobrze.
I do dziś gródecka placówka jest dość kameralna. Do przedszkola chodzi trzydzieścioro dzieci, do szkoły 23. Sporo z nich to rodzeństwo.
— Filipku — Cieślar zwraca się do jednego z przedszkolaków-piratów — mam dla Ciebie taką ciekawą informację. Starsza siostra, która uczęszcza do drugiej klasy, trochę na ciebie pożałowała, że jesteś niegrzeczny. No ale nie bój się, tu to naprawimy, w tym budynku — i dyrektorski palec wskazuje słoneczny gmach.
* * *
Jarosław jot-Drużycki, wsp. Beata (indi) Tyrna
Całą relację z festynu w Gródku można będzie przeczytać w czerwcowym „Zwrocie”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz