Jak podaje Jan Szymik w wydanej przez Sekcję Ludoznawczą Polskiego Związku Kulturalno - Oświatowego w RC książce „Doroczne zwyczaje i obrzędy na Śląsku Cieszyńskim” dzień ten, podobnie, jak poprzedni, spełniał ważną rolę w hodowli bydła, owiec, a zwłaszcza koni.
„Starodawnym zwyczajem było u nas ich ujeżdżanie wierzchem, i to galopem. Wcześnie więc rano ich właściciele i parobcy dosiadali je i pędzili na z góry umówione miejsce, przeważnie koło kapliczki św. Jerzego stojącej w polu lub innej, aby zapewnić koniom siłę i uchronić je przed chorobami. Po zbiórce wszyscy udawali się znów galopem na krótko do karczmy, gdzie otruli chroboka – napili się wódki i rozjeżdżali się do swoich gospodarstw. Ten konny wypad do kapliczki św. Jerzego praktykowano głównie w Banderiach Konnych – związku gospodarzy i hodowców koni, który był popularny jeszcze w okresie międzywojennym. Podczas okupacji niemieckiej został on jednak rozwiązany” – pisze Szymik.
Nic zatem dziwnego, że zapytany dziś Czesław Stuchlik z Pogwizdowa, swojego czasu związany ze związkiem hodowców koni, ale już w czasach powojennych, a zarazem miłośnik regionu ceniący sobie wszelkie tradycje nic o zwyczaju tym nie wiedział. - Ja nie pamiętam, aby w naszych okolicach były takie procesje konne organizowane, ani też od starszych czegoś podobnego nie słyszałem. Konie były za drogie i zawsze ich brakowało. A poza tym w strefie nadgranicznej, w okresie powojennym, a szczególnie w Pogwizdowie, gdzie była strażnica WOP, na każdą procesję wymagana była zgoda WOP-u i Milicji. Natomiast będąc w Związku Hodowców Koni dowiedziałem się, że procesje konne odbywały się między innymi w Piotrowicach Wielkich koło Raciborza, ale to w Boże Ciało. Ksiądz z monstrancją jedzie na koniu do 4 ołtarzy rozmieszczonych wśród pól. W Krzanowicach też w raciborskim, na samym południu tego powiatu, przy granicy z Morawami taka konna procesja odbywa się w dzień św. Mikołaja, ale już nie pamiętam z jakiej okazji – wylicza co na ten temat wie współczesny ludoznawca.
Jan Szymik pisze, że oprócz zwyczaju konnych wypraw do kapliczki św Jerzego w dniu tym należało również zabezpieczyć się przed czarownicami. „Wierzono bowiem, że w tym dniu czarownice wykazują wzmożoną aktywność, więc aby im przeszkodzić w niecnej działalności stawiano przed drzwiami domów, obór, stajni, a nawet stodół dwie skrzyżowane brzozowe miotły do góry prętami jako rzekomo skuteczny sposób przeciw ich zakusom.”
Jan Szymik wskazuje także na znacznie bardziej praktyczny i wymierny zwyczaj związany z dniem św. Jerzego obchodzonym na Śląsku Cieszyńskim 24 kwietnia. Od tego dnia bowiem gospodynie podawały Swaczynę, czyli podwieczorek służbie i sezonowym robotnikom rolnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz