ŁOMNA GÓRNA / W sobotnie popołudnie miłośnicy karpackiej muzyki spotkali się w Sałajce, by wysłuchać interesujących wykładów. Międzynarodowe seminarium „Muzyka Karpat” zorganizowali w pensjonacie U Studanki Stowarzyszenie Koliba z Koszarzysk i Oddział Górali Śląskich.
Wpierw PhDr. Jiří Langer wspominał etnomuzykologa PhDr. Jaromíra Gelnara, autora ludowych śpiewników, który wędrował po kraju zbierając przykłady ludowej muzyki i nagrywając wiele godzin ciekawych przykładów.
Vít Kašpařík z Velkych Karlovic, znany Zaolziakom z takich imprez, jak Miyszani owiec w Koszarzyskach opowiadał, jak wytwarza się ludowe instrumenty. Jego domeną są wszelkiego rodzaju piszczałki.
Wspominał, że samej sztuki wytwarzania instrumentów nauczył się od swego ojca, jednak do tego, jak mają wyglądać karpackie instrumenty ludowe dochodził już samodzielnie. Wyjaśnił, że piszczałki robi się najczęściej z czarnego bzu, gdyż ten ma miękki miąższ, który można z środka łatwo usunąć. Gdy zaczynał robić piszczałki, to używał różnych narzędzi – dłutek, pilników.
- Ale później pomyślałem, że przecież pasterz, który robił sobie piszczałkę, takich narzędzi nie miał. Dlatego tak długo próbowałem, aż zrobiłem piszczałkę przy pomocy jedynie noża – wyjaśnił.
Teraz robi piszczałki tak, by miały odpowiedni ton, by na każdej można było grać wspólnie z innymi. – Ale myślę, że pasterz się takimi problemami nie zajmował i gdyby zaszedł ze swoją piszczałką do sąsiedniej wsi, to jego piszczałka grałaby w innym tonie, niż piszczałki innych pasterzy – wyraził przypuszczenie.
Podzielił się ze słuchaczami również takimi ciekawostkami, jak to, że piszczałki trzeba… moczyć.
– Piszczałka ze świeżego czarnego bzu grała pięknie, ale jak wyschła, już nie, więc trzeba ją było namoczyć w potoku, albo przynajmniej w trawie z rosą. Nacieramy też piszczałki olejem lnianym – zdradzał tajniki prelegent.
Wykład swój ilustrował nie tylko pokazując kolejne wykonane przez siebie instrumenty, ale także grając na nich. Na przykład zagrał na dwóch piszczałkach z trzciny na raz. Wyraził przypuszczenie, że tak właśnie mogły powstać gajdy.
- Ludziom pewnie przeszkadzało, że muzyka cichnie, jak trzeba nabrać powietrza, dlatego to powietrze trzeba było wrazić do jakiegoś miecha.
Na koniec Vít Kašpařík zdradził, co mu powiedział ojciec na temat powodów, dla których pasterze grali na piszczałkach. Otóż według jego teorii gdy pasterz grał na piszczałce to owca czuła się bezpiecznie słysząc cały czas, że pasterz jest blisko, więc pasła się spokojnie nie podnosząc w niepokoju głowy.
Kolejnymi prelegentami byli wykładowcy z krakowskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego etnomuzykolog, etnolog i antropolog dr Justyna Cząstka-Kłapyta i geograf dr Piotr Kłapyta. Opowiadali oni, bogato ilustrując prelekcję zdjęciami, a nawet fragmentami filmów o magicznej funkcji obrzędowych tańców kolędniczych Hucułów.
Wpierw Piotr Kłapyta przybliżył słuchaczom kwestie związane z położeniem Huculsyczyzny częściowo na terenie dzisiejszej Ukrainy, a częściowo rumuńskiej Bukowiny dodając, że najlepszy dojazd jest przez Słowację.
Wyjaśnił też, że Huculszczyzna to teren górski zamieszkały przez ludność pasterską. To właśnie dzięki trudnodostępnemu położeniu przetrwały tam pradawne obrzędy, o których szczegółowo opowiadała już Justyna Cząstka-Kłapyta. Stwierdziła, że huculski obrzęd kolędniczy należy do najlepiej zachowanych.
Przetrwało w nim wiele tańców i pieśni obrzędowych swymi korzeniami sięgających czasów wierzeń pogańskich w Boga Słońce, na które dopiero w XIX wieku nałożono obrządek chrześcijański. Przed powstaniem pierwszych cerkwi Huculi kolędowali na wiosnę, stąd w ich kolędach tak wiele nawiązań agrarnych.
- Kolęda należy do tych tradycji, które nie mają jednej ojczyzny. Spotykamy ją we wschodniej i południowej Polsce, na Ukrainie, w Rumunii. Są w niej wpływy od południa, czyli rzymskie oraz elementy agrarne, które przyszły od Słowian – wyjaśniała Justyna Cząstka-Kłapyta. – Nie jest to zwykła tradycja czy obyczaj. To jest magia – podkreśliła wyjaśniając, że muzyka to medium pomiędzy tym, a tamtym światem, ma funkcję oczyszczającą, chroniącą przed złą mocą.
Ostatnim prelegentem Dr. Michal Smetanka ze Słowacji, który opowiedział o muzyce, jako o dziedzictwie przodków. (indi)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz