- Różniliśmy się poziomem nikczemności – powiedział w rozmowie z Michałem Paluchem emerytowany funkcjonariusz SB. Tym cytatem Michał Paluch rozpoczął zorganizowane przez Stowarzyszenie Transgraniczne Centrum Wolontariatu 17 października w Sali Konferencyjnej Zamku Cieszyn spotkanie zatytułowane Hejterzy sumieniem narodu.
Spotkanie było rozmową o kulturze słowa. Na czerwonych fotelach, by szczerze, nazywając zjawiska po imieniu, rozmawiać o tym, co zieje się we współczesnym języku publicznych wypowiedzi ze szczególnym uwzględnieniem wypowiedzi internetowych dających wypowiadającemu się poczucie anonimowości zasiedli wybitni specjaliści – prof. Tadeusz Sławek i Joanna Gawlikowska. Prowadzący rozmowę Michał Paluch zaczął od poproszenia rozmówców, by ci, jako językoznawcy wyjaśnili słownikowe pojęcie słowa nikczemność i jakie znaczenie słowo to ma obecnie.
- Myślę, że nikczemności przydarzyła się ta sama przygoda, która przydarzyła się bardzo wielu innym pojęciom. Niektóre z nich zaginęły, zatarły się, a po części staniały. Pewnie elektroniczne środki przekazu odegrały tutaj swoją rolę. To, co dawniej byśmy nazywali nikczemnością było by czymś, co nas dotknęło osobiście. Dzisiaj ta nikczemność staniała, bo dzieje się w innym formacie. Nikczemna jest większość wpisów, komentarzy w internecie. Dotyka ludzi personalnie, ale zasadniczo jest ze strony nadawcy anonimowa, więc to pojęcie nikczemności przez to, że weszło w życie z tak straszną mocą i zostało zaakceptowane, właściwie zatarło swoje ostrze – rozważał prof. Sławek. Słownikową definicją słowa nikczemność wsparła dyskutujących polonistka Joanna Surzycka wyjaśniając, że etymologiczne pochodzenie słowa to nik czemu nie służy.
- Nastąpił zrost, później forma przymiotnika. Jest to coś zupełnie pozbawione sensu, niczemu to nie służy. Stąd nabrało później negatywnego znaczenia – wyjaśniła Joanna Surzycka.
Profesor Sławek przyznał także, że uważa, iż jesteśmy świadkami końca uniwersytetu jako miejsca kształtowania postaw, co z koeli ma ścisły związek z kultura używanego na co dzień języka. – Doświadczyłem już rozkładu polskiego liceum. Teraz uniwersytet sprowadzany jest do tego, co użyteczne. Współczesny człowiek zna tylko język ekonomii. Student jest klientem, a wykładowca komiwojażerem, który sprzedaje mu towar – wiedzę – stwierdził długoletni wykładowca akademicki.
Prowadzący spotkanie zapytał więc Joannę Gawlikowską o to, co, gdy uczyła w liceum języka polskiego kolejne pokolenia, było dla niej, jako pedagoga najważniejsze. Stwierdziła, że najważniejsze było, że uczeń, który przychodził do pierwszej klasy i dukał, nie potrafił się wypowiedzieć, napisać wypracowania, dostosować się do pracy w grupie stawał się coraz większym człowiekiem, czuł się pewny i po czterech latach zdawał maturę. – Zawsze uczyłam, mowa ojczysta niechaj będzie prosta – dodała też.
Rozmówcy podkreślili, jak ważna jest odpowiedzialność za słowa, której w dzisiejszym świecie tak bardzo brakuje. Michał Paluch stwierdził, że też jest pedagogiem, ale nie spotkał się ze zbytnim eksponowaniem tematu odpowiedzialności za słowa… Tymczasem Joanna Gawlikowska przyznała, że wpajała swym uczniom pewne zasady szacunku do słowa i było to dla niej ważniejsze, niż nauczenie ich konkretnej partii materiału.
- Nauczyciel uczy nie przedmiotu, ale bycia człowiekiem. Jednak tych nauczycieli będzie coraz mniej, bo dzisiaj od nauczycieli wymaga się, żeby uczyli rzeczy użytecznych i każdą lekcję raportowali czego uczeń się nauczył – dodał prof. Sławek.
Przechodząc już bezpośrednio do tytułowego tematu hejterstwa Michał Paluch powiedział, iż podejrzewa, że dla wielu młodych ludzi, a nawet niektórych wykładowców, granica pomiędzy krytyką a hajterstwem jest bardzo płynna…
Na czerwone fotele kolejno zapraszał Bożenę Kotkowską, Ryszarda Macurę i Mariusza Andrukiewicza. Kandydaci na burmistrza mieli wypowiedzieć się m.inn. czy spotykają się z prześladowaniami w sieci i jak na to reagują. Bożena Kotkowska jest, jak to zresztą ujął prowadzący, „rasowym politykiem”. Zapytał więc, czy kiedy przeszła z działalności związkowej na drugą stronę, do sejmu, zmienił się jej język. Stwierdziła, że nie. Zapytany o to, jaką narrację należy, jego zdaniem zachować Ryszard Macura odparł, że daleko idący dystans i wiarę w to, że dobro jest silniejsze niż zło. Stwierdził, że pracując jako nauczyciel wie, że gdyby podnosił głos zbyt często, to nie byłby słuchany. Przyznał, że to, co najbardziej ceni, to konsekwencja. Wspominał też, że gdy był dyrektorem, to każde zebranie zaczynał od chwalenia pracowników za to, co zrobili dobrego i po latach kolega, dla którego był przełożonym powiedział, że to go bardziej mobilizowało, niż gdyby od drzwi krzyczał, co nie zostało zrobione. Profesor Sławek zauważył, że dyskurs wypowiedzi polityków jest dyplomatyczny i za wypowiedziami polityków zawsze kryje się jakaś walka sił, natomiast panowie nie będący, jak Bożena Kotkowska „rasowymi politykami”, przyjmują dyskurs taktowny, bezinteresowny, pozbawiony gry sił.
A jak to jest z komentarzami w sieci skierowanymi pod adresem osób publicznych, jakimi są kandydaci na burmistrza? Ryszard Macura stwierdził, że ich nie czyta, Mariusz Andrukiewicz natomiast czyta. A przynajmniej czytał, dopóki ich ilość nie osiągnęła takich rozmiarów, że przestał mieć na to czas. A jak ustosunkowują się do obelg, epitetów i komentarzy, którymi raczą ich anonimowi internauci?
- Nie ma miejsca na dialog w przestrzeni anonimowej. Kilka razy odpowiedziałem podpisując się imieniem i nazwiskiem na anonimowy komentarz i pozostało to bez odpowiedzi – zauważył Mariusz Andrukiewicz.
- Cenię sobie odwagę cywilną osób, które potrafią powiedzieć komuś coś wprost – dodał Ryszard Macura. Andrukiewicz przyznał, że pracując w Cieszynie 20 lat nigdy nie spotkał się z bezpośrednimi atakami na swoją osobę, nie usłyszał w twarz żadnych obelg, natomiast z drugiej, trzeciej ręki otrzymuje masę informacji krytycznych o sobie. Wspomniał, że Bogusław Słupczyński zauważył kiedyś, że Cieszyn to miasto, w którym rzadko słyszy się krytykę skierowaną wprost.
- Ja jestem wielkim zwolennikiem wolności. Jeżeli ja mówię, że wolę się spotkać z kimś twarzą w twarz, to jeśli ktoś sobie coś anonimowo wypisuje, to ja nie mam nic przeciwko temu, niech sobie pisze, tylko on się ze mną w tej przestrzeni nie spotka – stwierdził Ryszard Macura. Jednak siedzący na sali Andrzej Surzycki zauważył, że te anonimowe wpisy rodzą plotki, które odbierane są przez innych ludzi i może to jednak wyrządzić krzywdę.
Na koniec części dyskusyjnej spotkania Michał paluch zacytował kilka danych statystycznych. Na przykład zauważył, że na 790 komentarzy pod niedawno opublikowanym wywiadem z Andrukiewiczem imieniem i nazwiskiem podpisało się… 6 osób. Ponadto zacytował opinię psychologów, którzy badali zjawisko i odkryli, że są osoby, które z jednego IP mają kilka nicków i w komentarzach rozmawiają same ze sobą. Spora cześć komentujących w internecie jest więc osobami z problemami kwalifikującymi się do pomocy psychologa, tymczasem oni próbują samo terapii w formie hejterstwa…
(indi)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz